XXX. Owsianka

118 17 5
                                    

Gdy Kiran zasnął, Florian z pomocą zmiennej przesunął fotel, aby ustawić go tuż obok leżanki. Początkowo planował położyć się z Borą, ale... nie chciał zostawiać swojego partnera samego. Zwinął się więc na meblu i długo obserwował tygrysa, zanim w końcu zasnął.

Po tym, jak zasnął, Shanti postanowiła, że zostawi ich samych. Musiała załatwić jeszcze parę innych spraw, więc Florian został sam, z Borą i Duchem Gór. Anthony spał długo i budził się kilka razy, ale gorączka i infekcja sprawiły, że ponownie zasypiał, nie mając siły się podnieść. W ten sposób przespał cały wieczór i całą noc, śpiąc aż do rana.

Florian czuwał przy nim bez przerwy. Budził się za każdym razem, gdy Anthony go potrzebował, a potem zasypiał. Nad ranem, gdy po raz kolejny wytarł jego czoło i twarz, znów zaczął się o niego martwić. Fotel stał tuż przy leżance, więc mógł wykorzystać ten moment, aby dotknąć jego dłoni, ramienia, twarzy... I robił to, próbując się uspokoić. Dotykał go z absolutnie bolesną tęsknotą, wiedząc, że gdy Anthony się obudzi...

Przełknął głupie łzy i zabrał dłoń z jego ramienia. Musiał się uspokoić, nie mógł płakać... Wcisnął dłoń pod koszulkę i zaczął czule głaskać swój brzuch, aż w końcu, gdy na dworze już świtało, zasnął.

Mógł przespać spokojnie jeszcze ze dwie, może nawet trzy godziny, zanim obudził go hałas dobiegający z kuchni. Był to głośny brzdęk metalu upadającego na podłogę, a w następnej chwili Flo usłyszał znajome przekleństwo po hindusku... Choć Anthony przeklinał bardzo rzadko.

– Może powinieneś poczekać, aż Florian się obudzi i poprosić go o pomoc? – Usłyszał również Borę, która brzmiała znacznie lepiej niż wczoraj.

Nie powstrzymał delikatnego uśmiechu. Podniósł się i poprawił koszulkę, zanim do nich poszedł.

– Nasz pacjent powinien leżeć w łóżku – odezwał się w ramach powitania, wchodząc do salonu.

Dostrzegł go w kuchni, z trudem podnoszącego garnek z podłogi przez cholernie bolący brzuch. Odstawił go na kuchenkę i obrócił się do Flo.

– Przespałem kilkanaście godzin – przypomniał mu. – Shanti pojechała do miasta, więc ktoś powinien zrobić śniadanie – mruknął, wlewając mleko do garnka.

– Rozumiem, ale mogłeś mnie obudzić – kontynuował Flo, podchodząc bliżej i zatrzymując się tuż obok, w gotowości do łapania kolejnych latających przedmiotów. – Zrobiłbym śniadanie, albo... moglibyśmy zrobić je razem – dodał, posyłając mu delikatny uśmiech.

Zmienny powoli obrócił się w jego stronę.

– Powiedziałeś, że robię najlepszą owsiankę, pamiętasz? – Przypomniał mu i również... uśmiechnął się delikatnie. – Poza tym, spałeś tak głęboko, że nie chciałem cię budzić.

Florian zagapił się na ten delikatny uśmiech i z boku wyglądał teraz bez wątpienia niczym zakochany nastolatek.

– Och, marzyłem o twojej owsiance przez te parę dni – wyznał absolutnie szczerze, a jego głos był miękki i rozmarzony.

– Więc dziś to marzenie się spełni.

Kilka chwil później owsianka była gotowa – gorąca, słodka i bardzo mleczna, pełna owoców i orzechów. W garnku zostało jeszcze trochę dla Ducha Gór, ale staruszka opuściła bungalow jakiś czas temu, chcąc pozbierać zioła w dżungli. Bora zaś już ponownie drzemała na swoim miękkim posłaniu.

– Cieszę się, że ci smakuje – Kiran mruknął z rozbawieniem w międzyczasie, gdy sam jadł, bardzo powoli i niechętnie.

– Bardzo – odparł od razu białowłosy i w końcu trochę zwolnił, nie jedząc już tak łapczywie. Napił się też mleka, którego sobie nalał i spojrzał na zmiennego. – Właściwie to mam pytanie... – zaczął niepewnie. – Parę dni temu był tutaj Rakesh i szukał czegoś w gabinecie waszego ojca... Czy wiesz może, co to może być?

Powrót do korzeni - Opowieść o Tygrysie i Śnieżnej Panterze. Tom 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz