-Susan!? - dotarł do mnie krzyk Bena z końca korytarza i po chwili jego szybsze kroki w moją stronę. - Rusz się ślamajdo, za 10 minut zamkną się Wrota. Jeśli chciałaś zostać na randkę z Dozorcą to powinnaś mnie była uprzedzić, stał bym już z michą w kolejce do Patelniaka.
Przewróciłam oczami na jego paplanine. Znowu zagapialam się na te cholerne literki na murze:D.R.E.S.Z.C.Z
Od 3 lat szukałam już wyjścia z tego betonowego więzienia i jak na razie porażających efektów nie widać...
-A jeśli nawet to co? Jesteś zazdrosny?- powiedziałam i odwróciłam się do niego z zadziornym uśmiechem - Takie ciacha ciężko spotkać w okolicy- droczyłam się dalej.
- Gdybym cię nie znał to powiedział bym, że jesteś stuknięta, ale znam cię na tyle żeby z pełną świadomością stwierdzić że jesteś miej walnięta od dziabniętego - parsknął.
Roześmiałam się szczerze na jego słowa. Lubiłam Bena. Można powiedzieć, że był moim najlepszym przyjacielem. Przede wszystkim był też jednym z pierwszych zwiadowców, których powołałam, ze względu na swój popis z pierwszego dnia w Strefie.Dzisiaj mija już równy miesiąc odkąd w Strefie pojawił się Alby. Na początku ciężko było mi się przyzwyczaić, że wreszcie mogę się do kogoś odezwać, że wreszcie nie jestem sama... W przeciwieństwie do mnie to Alby wychodził z inicjatywą rozmowy. Był ciekawy tego, jak sobie radziłam sama przez ten rok. Nie byłam zbyt wylewna w kwestii moich odczuć. Przede wszystkim ja sama nie wiedziałam jak dzielić się moimi uczuciami z innymi. Po prostu nie miałam doświadczenia w tych sprawach. Odosobnienie w czterech betonowych ścianach zrobiło swoje.
Teraz szłam do jeziora, żeby złowić trochę ryb. Czasami miałam już po dziurki w nosie tego puszkowego żarcia, więc musiałam urozmaicić sobie menu. W tym czasie Alby postanowił zabawić się architekta. Stwierdził, że zbuduje mi chatkę z desek, które były razem z nim w Pudle. Kiedy zapytałam go dlaczego chce to zrobić, odpowiedział, że chciał mi wynagrodzić to przez co przeszłam w samotności. Nie dałam mu tego po sobie poznać, ale w głębi serca poczułam radość i wzruszenie. To było po prostu miłe.
Wzięłam w dłoń włócznię i przygotowałam się na szarżę na nieświadome niebezpieczeństwa ryby.
-Wybaczcie kochane, ale głodna kobieta to zła kobieta - powiedziałam do siebie.
Kiedy już miałam zrobić zamach nagle usłyszałam dźwięk alarmu.
Cholera zapomniałam o Pudle, pomyślałam.
Stwierdziłam jednak, że jak skończę to dopiero tam zajrzę albo Alby to zrobi. Wiedziałam, że Pudło nie ruszy dopóki się go nie opróżni.
Wróciłam więc do łowienia. Po dłużej jednak chwili usłyszałam donośne krzyski Alby'ego.
- Ej! Ej! Stój! Zatrzymaj się gościu!!
Nie tracąc albo chwili rzuciłam się biegiem w stronę dziedzińca.
Kiedy byłam już na skraju lasu zobaczyłam biegnącego chłopaka. Nie powiem bardzo się ucieszyłam, że ktoś nowy przybył do Strefy, ale mina mi zrzedła gdy zobaczyłam, gdzie biegnie ta świeżyna.
Purwa on biegnie do labiryntu!
Przeklęłam w myślach i ruszyłam najszybszym sprintem jakim mogłam w jego stronę.
Cholera szybki jest, pomyślałam.
Jednak nie aż tak jak ja.
Już po chwili byłam na tyle blisko niego, żeby móc go powalić na ziemię. Usiadłam mu na brzuchu, a nadgarstki przytrzymałam nad głową.
- Życie ci niemiłe smrodasie?! - rzuciłam gniewnie, patrząc mu w oczy.
Spojrzał mi w oczy zmachany i zdezorientowany.
K-kim jesteś? Gdzie ja jestem?! Co ja tu robię?!- Zaczął strzelać pytaniami jak pistoletu.
- Uspokój się, proszę. Nikt cię tutaj nie skrzywdzi. - powiedziałam powoli i nutą czułości. Wiedziałam, że muszę go najpierw uspokoić. Inaczej znowu pochasał by sobie w stronę domniemanego - według niego - wyjścia.- Dobra, nie gadaj już tyle bo cię tu zostawię i ruszaj się bo jestem głodna - ruszyłam w kierunku wyjścia, a gdy przechodziłam obok chłopaka to walnęłam go włosami ze spiętego wysoko kucyka.
On tylko westchnął i przewrócił oczami.Wbiegliśmy do Strefy o równej 19.00 i udaliśmy się od razu do małej chatki w lesie. To właśnie tutaj na małej makiecie nakreśliliśmy jak zmieniał się labirynt po każdym zwiadzie. Kiedy skończyliśmy, ruszyliśmy w stronę kuchni do królestwa Patelniaka.
Usiedliśmy przy plastykowym stole, a zaraz potem Patelniak pojawił się przy nas z pizzą.
- Podano do stołu - rozdał nam po trzy duże kawałki u usiadł przy nas - Co nowego w wielkim świecie?
- A wiesz nic szczególnego... zbadaliśmy dzisiaj sektor 4, który otworzył się dzisiaj wcześniej niż zazwyczaj i to wszystko - odpowiedziałam wimijająco z pełną buzią.
Przed kolejnym pytaniem pytaniem uratował mnie Newt wchodzący do kuchni.
- Ten nowy świeżuch nie może usiedzieć na dupsku. Skacze od jednej roboty do drugiej- powiedział, siadając na przeciwko mnie.
- A to źle? Może lubi urozmaicać sobie pracę.
- A ja myślę, że chce komuś zaimponować - spojrzał na mnie znacząco.
Tu miał rację. Shane - bo tak miał na imię świeżuch - od początku pobytu w Strefie podbijał do mnie, posyłał uśmiechy, długie spojrzenia i zaczepne żarciki. Robił to na tyle niedyskretnie, że już chyba wszyscy to zauważyli. Przez to narobił sobie biedy u Gally'ego. Z tym drugim to też nie miałam łatwo. Często, gdy miałam wolne od labiryntu trzymał się blisko mnie, a zwłaszcza, gdy gadałam z kimś znacznie dłużej. Podchodził i wciskał się do rozmowy z jakomś pierdołą. Czasami nawet ciskał sztyletami - no nie dosłownie ( jeszcze) - w drugiego osobnika. Tylko przy Alby'im i Newt'cie zachowywał się - jak na niego - normalnie. Tak jakby nie widział w nich... zagrożenia? Wołałam nie wnikać w temat. Lepiej mi się wtedy żyło.
- Ej! Od razu wszystko na mnie - powiedziałam z udawaną urazą - Ja go tylko uświadmiłam, że nie toleruję nierobów. To wszystko.
- Jak widać chłopaczyna wziął to sobie do serca - parskał Patelniak.
- Jutro biegnie ze mną na spróbnę do labiryntu, ale nie widzę w nim biegacza. Może i jest dość wysportowany, ale nie potrafi się skupić na jednej robocie. Jego mapy wyglądałyby jak zeszyt ze szlaczkami.
Wszyscy przy stole parsknęli śmiechem.
- Szefowa spojrzy i już wszystko wie - zażartował Newt i spojrzał na coś za mną - O i chyba Njubi wyczuł, że o nim gadamy bo właśnie idzie w naszą stronę.
Mina mi zrzedła. Nie miałam siły na użerenie się z tym klumpem. Wystarczy, że jutro będę musiała go znosić prawie cały dzień.
- Wiecie co...Właśnie przypomniało mi się, że mam dość sporą kupę ciuchów do prania, więc no to ja już będę ten...- zanim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć to wepchnęłam sobie do buzi ostatni kawałek pizzy i szybkim krokiem ruszyłam do mojego mieszkanka. Zdążyłam jeszcze usłyszeć krótką wymianę zdań.
- Gdzie ona znowu tak pędzi? - rzucił do chłopaków Shane.
- Zostawiła pranie na gazie - zażartował Newt.
CZYTASZ
Everything will be fine
Fanfiction- Życie ci niemiłe, smrodasie?! - rzuciłam gniewnie, patrząc mu w oczy." „-Każdy nowy sztamak, który pojawiał się w Strefie czuł to samo co ty. Nikt z nas nic nie pamięta, co było przed Strefą. To jest nasz dom i tutaj musisz trzymać się pewnych zas...