Rozdział 15

91 4 0
                                    

- Jak się czujesz? - zapytał mnie Thomas, gdy zostaliśmy sami.
- Od dawna nie czułam się lepiej... Tommy - spojrzałam na niego z lekkim uśmiechem - Teraz naprawdę możemy odzyskać spokój - mówiłam, mając w głowie słowa Mary - Pomyśl tylko - rozmarzyłam się - Bez Labiryntu, bez DRESZCZ-u... Tylko my dwoje. No i jeszcze te smrodasy ze Strefy - parsknęliśmy, wyobrażając sobie reakcje naszych przyjaciół na moje snucie o przyszłości bez nich.
- Patelniak zrzygałby się tu na miejscu - wyszczerzył się Thomas.

Zaśmiałam się na jego słowa, kręcąc głową. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, a do mojego umysłu wpływały powoli kolejne wspomnienia i terminy, których uczyła mnie Mary. Wstałam i zaczęłam podchodzić do rozmaitych sprzętów, oglądając je jak oczarowana.

Jakbym była tu od zawsze.

- Przypominasz sobie coś? - zapytał Tommy, obserwując moje poczynania. Usłyszałam szelest materiały. Chłopak ubrał swoją kurtkę.
- Tak... Wiele rzeczy - odpowiedziałam mu, nie odrywając wzroku od sprzętów.
Zaglądałam do szafek i szuflad, a pamięci powtarzałam sobie do czego służyła dana rzecz. Cieszyłam się jak dziecko, kiedy to robiłam. Byłam w swoim małym świecie.
- To mój brat - z transu wybrałam mnie nagle głos Bredy. Spojrzałam w jej stronę. Nad jej łóżkiem stał Thomas, który przeglądał coś w dłoni.
- Przepraszam - powiedział skruszony i usiadł z powrotem obok i oddał jej pamiątkę - Lepiej się czujesz? - podeszłam bliżej i kucnęłam obok Thomas'a, oglądając twarz dziewczyny.
- Przypominasz mi go - odpowiedziała mu dziewczyna, spoglądając na rozłożone pudełeczko. Spoglądała na nie będąc w jakimś transie, więc nawet nie usłyszała mojego pytania - Widział w ludziach dobro - przytaknęłam jej w myślach na to określenie. Tommy właśnie taki był.
- Gdzie teraz jest? - zapytałam.
- Nie wiem... - dziewczyna pokręciła smutno głową, kładąc się na prawym boku - Gdy byliśmy mali, zabrali nas do placówki DRESZCZ-u. Przebadali nas. Mnie odrzucili, ale jego zabrali... Nawet się nie pożegnaliśmy - dziewczyna z trudem przełknęła ślinę. Widziałam ból w jej oczach. Rozumiałam go bo często wracałam myślami do swojego brata.
- Mogę zobaczyć? - zapytałam z delikatnym uśmiechem. Dziewczyna pokiwała głową i podała mi małe, metalowe pudełeczko z przyczepionym łańcuszkiem. Kiedy je otworzyłam, zobaczyłam zdjęcie młodego chłopaka, a kiedy przyjrzałam się jego twarzy, zamarłam.
- Jak miał na imię? - zapytał Thomas.
- George.
- George - oboje spojrzeli na mnie zdziwieni, kiedy wypowiedziałam imię chłopaka.
- Znasz go? - zapytała ożywiona Brenda.
- W-w pewnym sensie - przeklnęłam ślinę, przypominając sobie tę postać - Był ze mną w labiryncie
- Gdzie teraz jest? - dopytywała szybko dziewczyna.
- Od momentu, gdy trafił do labiryntu, był bardzo energiczny i pracowity. Wszędzie było go pełno - mimowolnie uśmiechnęłam się na to wspomnienie - Pracował w ogródku. Nikt tak nie garnął się do plewienia jak on... Mówił, że to pozwala mu oderwać się od tego gdzie jest.
- Co się z nim stało? - dziewczyna zaczynała się powoli domyślać, dlaczego mówiłam o nim w czasie przeszłym. Ścisnęła usta, czekając na dalsze słowa.
- To był dzień jak każdy... Robiłam zwiad po labiryncie. Kiedy wróciłam do Strefy, zobaczyłam zbiegowisko pod jedną z najwyższych ścian. Poczułam, że coś jest nie tak, więc od razu tam pobiegłam, a kiedy przepchnęłam się przez tłum - poczułam jak z moich oczu zaczęły lecieć łzy - Zobaczyłam George'a leżącego w kałuży krwi - Brenda przymknęła powieki, z których wydostały się ścieżki łez - Byłam w szoku, jednak od razu do niego podbiegłam. Chciałam mu pomóc, ale chłopak już nie żył... - przerwałam, gdy usłyszałam cichy szloch Brendy.
- Jak umarł? - zapytała cicho.
- Chłopaki mówi, że rano wypytywał, czy próbowaliśmy uciekać na inne sposoby. Powiedzieli mu, że tak, ale on nie wydawał się do końca przekonany, jednak nie dzielił się z nikim swoimi wątpliwościami. Streferzy jak zawsze rozeszli się do swojej pracy i nie zauważyli jak George wspina się po bluszczu, pnącym się na ścianie. Nie wiedział, że roślina na najwyższym punkcie jest słaba... Wszyscy dowiedzieli się o tym dopiero, gdy usłyszeli jego przerażony krzyk... - opuściłam głowę, kiedy skończyłam. Nie mogłam patrzeć zrozpaczoną twarz Brendy- Ale rozumiem, co czujesz - po chwili znów uniosłam wzrok - Też straciłam brata.
- Co się wydarzyło?
- Przez trzy lata żyliśmy w jednym labiryncie, jednak nie wiedzieliśmy, kim dla siebie jesteśmy. Kiedy mieliśmy wyjście na wyciągnięcie ręki, mój brat został ugryziony i ześwirował, przez co chciał zastrzelić Tommy'ego, dlatego - odetchnęłam głęboko - Musiałam go zabić... - Brenda rozszerzyła oczy, zszokowana moim wyznaniem - O tym, że byliśmy rodzeństwem, dowiedziałam się już po labiryncie. Może to i lepiej? Jeśli wiedziałabym wcześniej to nie wiem, czy zdołałabym go powstrzymać - uśmiechnęłam się szucho, ścierając łzy płynące po moich policzkach. Brenda wyciągnęła do mnie rękę i splotła nasze palce u dłoni. Posłałam jej mały uśmiech w podzięce za wsparcie.

Spojrzałam na przybitego Thomas'a. Widać było, że chłopak przypomniał sobie tamten widok. Nagle sięgnął do kieszeni spodni i coś z niej wyciągnął i podał to Brandzie.

- To od Chuck'a - powiedział, a ja drgnęłam, słysząc to imię. Puściłam rękę dziewczyny i szybko sięgnęłam do twojej kieszeni, wyciągając bliźniaczą figurkę.
- Nie wiedziałam, że też ci ją podarował - powiedziałam, poddając figurkę zdziwionemu Thomas'owi.
- Jak zginął? - zapytała nas Brenda, gdy oglądała zabawkę.
- Ratując mi życie - szepnął smutno chłopak, obracając w dłoniach moją figurkę. Brenda pokiwała głową ze zrozumieniem i zwróciła chłopakowi jego figurkę, a on - moją.
- Ogay... - pociągnęłam nosem i wstałam, przy okazji ubierając kurtkę - Koniec tych dołujących historii - uśmiechnęłam się do nich lekko - Trzeba odpocząć. Chodź, Tommy - pożegnaliśmy się z Brendą i wyszliśmy z namiotu, przed którym siedział Jorge. Kiedy tylko zobaczył, że wyszliśmy, wstał szybko i nas przytulił.
- Dziękuję, amigos - szepnął, ściskając nas mocno. Zdziwieni, oddaliśmy uścisk. - Gdyby coś jej się stało... - zaczął znów, gdy się odsunęliśmy.
- Wiem - Thomas poklepał go po ramieniu w geście zrozumienia.
- Możesz do niej wejść - wskazałam mu na namiot, uśmiechając się lekko. Ten pokiwał głową i ruszył do wejścia.
- Ej, amigos - zatrzymał nas jeszcze nim wszedł. Odwróciliśmy głowy w jego stronę - Jestem waszym dłużnikiem - puścił nam oczko i zniknął we wnętrzu namiotu.
- Całkiem spoko z niego gość, kiedy nie wiesza kogoś za nogi - skomentowałam, kiedy ruszyliśmy przez obozowisko. Słońce chylilo się już ku zachodowi, jednak zostało jeszcze dość sporo czasu do całkowitego schowania się za horyzontem.
- To prawda - parsknął mój towarzysz.
- Susan! - usłyszeliśmy nagle czyjeś wołanie. Odwróciliśmy głowy stronę głosu. Zobaczyliśmy machających do nas Mary i Vince'a. Powolnym krokiem ruszyliśmy w ich stronę.
- Nie zdążyłem ci podziękować za pomoc w ucieczce - Vince zamknął mnie w szczelnym uścisku, którego oddałam.
Oprócz wspomnień związanych z Mary, wróciło do mnie też wiele obrazów z Vince'em w roli głównej.
- Zrobiłabym to dla was ponownie - powiedziałam z uśmiechem, gdy się odsunęliśmy.
- Ale z ciebie dziewucha wyrosła - poklepał mnie po ramionach, mierząc od stóp do głów - Pamiętam jak dziś, kiedy położyłaś mnie na łopatki - mężczyzna pokręcił głową z uśmiechem na swoje słowa.
- To nie było trudne bo twoje ruchy już po trzech treningach były do przewidzenia - sarknęłam i wyszczerzyłam się.

I tak właśnie spędziliśmy kilka dobrych minut na wspominaniu o naszych wspólnych chwilach w ośrodku.




Everything will be fineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz