Rozdział 8

143 5 0
                                    

- Dlaczego to też muszę umieć? - zapytałam stojącą na przeciwko mnie niską kobietę w białym ubraniu. Miała brązowe włosy, spięte w ciasnego koka. Wyglądała na jakiegoś naukowca albo...lekarza?
- Może ci się to przydać. W tych czasach każda umiejętność jest na wagę złota - odpowiedziała, przelewając jakoms niebieską ciecz do małego, szklanego naczynia.
- Ale ja już umiem walczyć, a od mieszania tych śmiesznych szklanek jest pani i inni  - odpowiedziałam ze znudzoną miną.
Kobieta pokrętła głową z uśmiechem na moje słowa, cały czas pracując nad preparatem.
- Często zdarza się tak, że siła fizyczna nie wystarcza, żeby uratować siebie i innych. W dzisiejszych czasach takie umiejętności jak na przykład - według ciebie - mieszkanie śmiesznych buteleczek mogą być jedynym sposobem na przetrwanie.
Westchnęłam zrezygnowana na jej słowa.
- Niech będzie... Ale nie będę się tego uczyć z pustym żołądkiem bo nic z tego nie będzie. Skoczę po jakieś jedzenie - powiedziałam z uśmiechem na myśl o jedzeniu - Chce pani coś? - zapytałam zanim odeszłam od stołu.
- Nie, ale dziękuję kochanie - odpowiedziała mi z czułym uśmiechem - i tyle razy cię prosiłam, żebym mówiła mi po imieniu. Znamy się już tak długo.
- Przepraszam. Niektórzy tutaj są bardzo przewrażliwieni na swoim punkcie. Czasami  zastanawiam się czemu nie mają wypisanych na plecach swoich tytułów na przykład jaśnie oświecony doktor habilitowany i inne pierdoły... Aaa, Rozgadałam się! Lecę już po to jedzenie. A i tak wezmę coś dla ciebie, Mary - odpowiedziałam szczerząc się jak głupia i nim wybiegłam z laboratorium, zobaczyłam jeszcze jak kobieta znów się uśmiechnęła.

***

Znów kolejny dzień biegu i znów kolejne wspomnienie do kolekcji. Tym razem przeniosłam się do jakiegoś laboratorium i czułam, że kiedyś naprawdę tam byłam. To wszystko było takie popieprzone. Nie dość, że miałam na głowie labirynt to jeszcze mój mózg dokładał mi kolejną tajemnice. Jednak nie miałam żadnego punktu odniesienia i nie wiedziałam jak połączyć ze sobą te dwa wspomnienia. Postawiłam o tym nie myśleć bo najważniejszym dla mnie było znaleźć wyjście. Nic więcej się nie liczyło.
Dzisiaj w labiryncie znowu panowała dość wysoka temperatura, jednak przewidziałam to i ubrałam stanik sportowy pod t-shirt, więc będę mogła go zdjąć. Kiedy zdjęłam bluzkę, Jimmy, który truchtał koło mnie zrobił się cały czerwony i starał się nie patrzeć w moją stronę. Wyglądał jak uroczy, dorodny pomidor.

- To nie moja wina, że pomiędzy tymi murami jest tak gorąco, a ja przecież muszę jakoś pracować - powiedziałam na swoją obronę.
- N-nie ma sprawy, tylko po prostu nie b-byłem przygotowany na... Takie coś - odpowiedział mi jeszcze bardziej zakłopotany.

Zaśmiałam się na jego odpowiedź. Nie zdziwiła mnie jego reakcja. Byłam jedyną dziewczyną w Strefie i rzadko chodziłam tak ubrana. Biedaczyna. Dobrze, że nie dostał jakiegoś wylewu czy innego klumpa.

- Zróbmy postój bo zaraz purwa umrę z pragnienia.

Jimmy pokiwał głową na zgodę i po chwili siedzieliśmy oparci o ścianę i uzupełnialiśmy płyny.

- Wiesz...- zaczął znów zarumieniony Jimmy - Jesteś b-bardzo ładna... - mało nie udusiłam się wodą, którą piłam w tamtym momencie. Ledwo połknęłam wodę i spojrzałam na niego z uniesioną brwią -Znaczy...Yyy...Ja nie m-mówię tego bo coś chcę czy coś... Po prostu c-chciałem ci to powiedzieć. Jeśli odczułaś to w taki sposób to p-przepraszam...

Patrzyłam na niego przez chwilę, nic nie mówiąc. Nikt ze Strefy nigdy nie powiedział mi wprost takiej rzeczy. Czasami Ben rzucił coś na temat moich włosów albo Gally o moim wzroście. Jednak nie było konkretnego przekazu tylko zwykłe zaczepki. Nie powiem, ale w tamtym momencie zrobiło mi się miło. Tak po prostu.

Everything will be fineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz