Rozdział 6

89 4 0
                                    

- Ej! Wynocha! - krzyki Thomas'a wyrwały mnie ze snu. Chłopak odganiał ptaka myszkującego przy naszych zapasach.
- Poszli? - zapytał Newt, gdy Thomas wstał i rozglądał się wokół.
- Na razie tak. Spadajamy stąd - zaczął zbierać rzeczy - Aris, wstawaj! Patelniak, Winston.

Ten ostatni próbował wstać jednak z jękiem padł z powrotem na ziemię, oddychając ciężko.

- Ej, stary? - podszedł do niego Patelniak i wyciągnął rękę - Dobrze się czujesz? - tematem tylko pokiwał głową i przyjął jego pomoc.

Zabrałam swój plecak i ruszyliśmy. Weszliśmy na wyższy poziom konstrukcji, aby ocenić sytuację. Widok był koszmarny. Wszędzie piach, zniszczone budynki, skupiska rozwalonych samochodów i żar lejący się z nieba. Jednak to wszystko wydawało się sto razy lepsze od DRESZCZ-u.

- Co tu się stało? - zapytał Patelniak, patrząc wokół, gdy szliśmy już jakiś czas.
- Nie wiem - odpowiedział mu Newt - Ale od dawna nikogo tu nie ma. Oby nie wszędzie tak było było.
- Zaczekajcie - rzucił nagle, idący na końcu Thomas. Wszyscy na niego spojrzeliśmy - Słyszycie? - nasłuchiwał, co i my zrobiliśmy - Schowajmy się! Tam! - wskazał na leżącą ścianę, opartą o samochód. Od razu pod nią wskoczyliśmy. Kilka sekund później ukazał nam się ogromny górolot i dwa helikoptery.

- Nie przestaną nas szukać, prawda? - powiedział Newt, gdy odlecieli, jednak nikt mu nie odpowiedział. Odpowiedź była niestety oczywista.

Wyszliśmy z ukrycia i ruszyliśmy dalej przed siebie. Wspinaliśmy się po gruzowisku. Raz prawie skręciłam kostkę, gdy krzywo postawiłam stopę. Kiedy wreszcie udało nam się przez nie przebrnąć, kolejnym wyzwaniem okazały się piaskowe góry. Wchodziliśmy właśnie na szczyt jednej z nich.

- Jeszcze kawałek - dopingował nas, idący na przodzie Thomas.

Wreszcie stanęliśmy na samym szczycie się rozejrzeliśmy.

- To pewnie te góry - Thomas wskazał nam dalekie punkty - Tam idziemy.
- Kawał drogi- podsumował Newt.
- Więc lepiej ruszajmy - powiedziałam zdeterminowana.

Już mieliśmy postawić krok jednak przerwał nam nagły upadek Winston'a.

- Winston! - krzyknęliśmy i podbiegliśmy do niego.

- Jest ciężko ranny - przyjrzałam się jego ranie - Co robimy? - spojrzałam załamana na Thomas'a. Chłopak wstał.
- Winston, słyszysz mnie? - Teresa próbowała go cucić.
- Będziemy go nieść.

***

Szliśmy przez kolejną wydmę. Razem z Patelniakiem ciągnęliśmy Winston'a leżącego na prowizorycznych noszach. Thomas zadeklarował się, że poniesie go za mnie jednak odmówiłam. To nie było zadanie, z którym mogłabym siebie nie poradzić. Poza tym to on nas prowadził.

- Trzymaj się, stary - Patelniak szepnął do nieprzytomnego Winston'a - Wyjdzie z tego? - spojrzał na mnie.
- Nie wiem - szepnęłam tylko zmartwiona.

Wiatr wzmagał się, gdy mijaliśmy zasypany most. Piach wlatywał do oczu, a chusty, które mieliśmy na twarzach, nie pomagały. Szłam za Winston'em niesionym przez Thomas'a i Aris'a.

- Znajdźmy jakąś kryjówkę - rzuciłam, gdy piach stawał się nie do zniesienia.

Chwilę później natrafiliśmy na duży kawałek budynku wystający z piachu. Postanowiliśmy przeczekać pod nim burzę. Ułożyliśmy Winston'a w miarę wygodnie i wzięliśmy się za jedzenie i picie. Kiedy przestało wiać, Thomas podszedł na najbliższy szczyt z piasku, aby zorientować się jak daleko jeszcze mamy do do gór, a ja musiałam udać się za potrzebą. Po części również potrzebowałam zastanowić się nad stanem Winston'a.
A jeśli skończy jak tamci? Ta przerażająca myśl zrodziła się w moim umyśle.
Kiedy zakończyłam swoje potrzeby fizjologiczne, ruszyłam znów do reszty. Nagle powietrze przerwał dźwięk wystrzału.

Pov. Thomas

- Jakby się w wciąż oddalały - usłyszałem nagle głos Teresy. Nie zauważyłem nawet, kiedy do mnie podeszła.
- Trzeba iść. Damy radę.
- I jak? - zapytał z daleka Newt. Odwróciliśmy się do niego.
- Jeszcze kawałek - odpowiedziałem i spojrzałem znów w dal, a później zerknąłem na Teresę. Dziewczyna trzymała się za szyję - Co ci jest?
- Coś mi zrobili - powiedziała, odciągając włosy z szyi. Podszedłem do niej i odsłoniłem chustę . Zobaczyłem na skórze kilka kropek i poziomych kresek wyrytych na skórze - Z początku czułam, jakbym się budziła ze snu - przesunąłem z powrotem chustę i spojrzałem uważnie na twarz dziewczyny - A potem zaczęły wracać.
- Wspomnienia? - dopytywałem. Ta pokiwała głową - Co pamiętasz?
- Pamiętam jak cię przywieźli. Byłam wyższa od ciebie. I szybsza - parsknęlismy cicho na to wspomnienie. Jednak potem twarz dziewczyny stężała - Pamiętam, po co tam byliśmy. Żeby wszystko naprawić - przełknęła ślinę - Powinniśmy wrócić.
- Co? - zapytałem z niedowierzając jej słowom.
- Posłuchaj-
- Jak to wrócić? - pytałem zirytowany - Po tym, co nam zrobili?
- To nie takie proste.
- Przeciwnie.
- Nie. Nic nie rozumiesz - kręciła głową.
- Czego?
- Wszystko szło dobrze, póki...
- Co? - czekałem zdenerwowany na to, co powie dalej.
- Nic.
- Co chcesz mi powiedzieć? - nie uzyskałem jednak odpowiedzi. Usłyszeliśmy wystrzał z pistoletu.- Chodźcie tu! - krzyknął do nas Newt.

Od razu ruszyliśmy do reszty.

Pov. Susan

- Co się dzieje? - powiedziałam wystraszona, podbiegając do Patelniaka, trzymającego broń. W tym samym momencie przybiegli Thomas i Teresa.
- Ocknął się złapał za broń i... - zaczął gorączkowo tłumaczyć.
- Oddaj, proszę - błagał go klęczący Winston. Chłopak był blady i miał przyspieszony oddech.
- Co ci jest? - Thomas złapał go delikatnie za ramiona. Winston jednak odtrącił jego ręce i zaczął pluć na piasek czarną mazią. Chłopak położył się na ziemi.

- To rośnie - mówił, podciągając koszulkę - We mnie...

W jego brzuchu powstała dziura, z której ciągnęły się grube, ciemnofioletowe żyły. Jednak nie to było najgorsze. Dostrzec można było, że coś przemieszcza się pod skórą. Coś faktycznie znajdowało się w organizmie chłopaka i najwyraźniej się nim żywiło.
Patrzyliśmy po sobie załamani, nie wiedząc co powiedzieć.

- Już po mnie - szepnął - Proszę - wyciągnął rękę w stronę Patelniaka - Nie dajcie mi się zmienić w potwora.

Patrzyłam na niego, a wtedy w głowie pojawił mi się obraz Strefy i Ben'a... Kiedy został dziabnięty, wygnaliśmy go do labiryntu, z resztą tak jak i innych zarażonych. Nie daliśmy im możliwości zdecydowania o swoim losie. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, co tak naprawdę się z nimi działo. Teraz jednak wiedziałam, co musiałam zrobić.

- Susan? - zapytał niepewne Thomas, gdy przejęłam pistolet od Patelniaka i stanęłam nad Winston'em. Kucnęłam przy nim i włożyłam mu pistolet w dłoń, którą lekko ścisnęłam.

- Dziękuję - szepnął, patrząc mi w oczy z wdzięcznością - A teraz spadajcie stąd.
- Żegnaj, Winston - szepnęłam i nim wstałam, pocałowałam go jeszcze w czoło.

Wyminęłam resztę i poszłam po swoje rzeczy. Nie chciałam, żeby wiedzieli moje łzy. Ruszyłam powoli przed siebie, a chwilę później reszta do mnie dołączyła.
Nagle padł strzał. Zamarłam. Jedna samotna łza spłynęła mi po policzku.

Żegnaj, Winston...

Everything will be fineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz