Rozdział 9

134 6 0
                                    

Kiedy wyszedłem z - jak to dziwacznie nazywał Alby- Ciapy, chłopak zaczął mnie oprowadzać po okolicy.

- Tu jemy, śpimy, mamy własne uprawy, budujmy w miarę stabilne konstrukcje. Pudło dostarcza nam wszystko co nam potrzebne do przeżycia, a reszta zależy od nas...
- Pudło?- przerwałem mu i spojrzałem w kierunku które mi wskazał. To było to coś, co mnie tu przywiozło.
- Tak. Co miesiąc Pudło przywozi nam zapasy i jednego świeżucha. W tym miesiącu trafiło na ciebie. Moje szczere gratulacje - Ostatnie zdanie wypowiedział z wyczuwalną kpiną.
- Przywozi? Skąd? Kto nas tu wsadził? - zacząłem gorączkowo się dopytywać.
- Nie wiemy.
Tylko tyle mi odpowiedział. Nim zdążyłem jeszcze o coś zapytać, podszedł do nas wysoki blondyn.
- Siemka Alby!
- Świeżuchu, poznaj Newt'a - wspomniany chłopak wyciągnął dłoń którą niepewnie uścisnąłem - Jest zastępcą mojego zastępcy. Trzecia najważniejsza osoba w Strefie.
- Na szczęście nie musiałem nikogo zastępować - odpowiedział z uśmiechem - Pognałeś jak złoto - zwrócił się do mnie - Już myślałem, że będzie z ciebie biegacz, aż nie zaryłeś.
Zmarszczyłem brwi na jego słowa.
- Jaki biegacz? - zapytałem, nie rozumiejąc o czym gada.
- Znajdź Chuck'a i przyślij go do mnie - Alby zignorował moje pytanie i zwrócił się do Newt'a.
- Dobra - kiwnął głową i odszedł.
-Wybacz że cię poganiam - Alby złapał mnie lekko za ramię i zaczął prowadzić - ale późno wyjechałeś, a mamy robotę... I szykujemy coś na wieczór.
Podeszliśmy do małej wieżyczki na którą po chwili weszliśmy. Staliśmy tam chwilę w ciszy podziwialiśmy okolicę nim Alby znów zaczął mówić.
- To wszystko co mamy... Napracowaliśmy, się żeby to wszystko miało ręce i nogi-
-Co tam jest? - przerwałem mu kiedy zobaczyłem lukę w murze między dwiema ścianami.
Alby spojrzał w to miejsce i chwilę się zamyślił.
- Mamy trzy zasady. Zasad pierwsza: nie krzywdź innych streferów bo musimy sobie ufać, druga: pracuj z innymi, nie bądź darmozjadem, a trzecia i najważniejsza: nigdy nie wychodź poza Strefę. Rozumiesz?- dopytał patrząc mi z powagą w oczy.
Patrzyłem na niego, analizując to co mi przekazał i pokiwałem głową na zgodę.
- Ej, Alby! - usłyszeliśmy krzyk z dołu. Zobaczyłem tam niskiego, pulchnego chłopaka, machającego do nas.
- Cześć Chuck. Gdzie się szwędałeś?
- Byłem przygotować kolację na specjalne zamówienie- odpowiedział z szerokim uśmiechem.
- Skoro tak to ci odpuszczę! - odpowiedział Alby i zaraz potem zeszliśmy na dół.

***

-Z każdym było tak samo - zaczął Chuck, kiedy przygotowywał dla mnie posłanie - Budzimy się w Pudle, ktoś nas wprowadza i już.

Gdy się odwrócił, ruszyłem w kierunku otworu z murze. Coś mnie tam ciągnęło. Musiałem się dowiedzieć co jest grane.
Byłem już jakiejś 10 metrów od muru gdy dobiegł do mnie zmachany Chuck.

- Ej, gościu! - złapał mnie za ramię - Dokąd tak lecisz?
- Chcę zobaczyć co tam jest - odpowiedziałem, nie zatrzymując się.
- Zwiedzaj gdzie chcesz, ale nie tam.
- Dlaczego? Co tam jest? - nie dawałem za wygraną.
-Nie wiem - zdołał mnie zatrzymać w miejscu - Tylko to co mi mówią - nie możemy wychodzić.
Nagle z luki wybiegło dwóch chłopaków.
- Siema Chuck - powiedział jeden z nich, gdy przebiegali obok nas - Wiedzę, że nowy świeży już nas zaszczycił obecnością.
- Jesteś coś do żarcia? - spytał drugi.
- Tak! Pizza. Tylko nie ruszaj tej mniejszej. Ma rezerwacje- odpowiedział mu Chuck zanim się bardziej oddalili.
- Mówiłeś, że nie wolno wychodzić - zapytałem zdezorientowany.
- Takie smrodasy jak my nie mogą, a biegacze to co innego. Dobrze znają labirynt.
- Co? - zapytałem w szoku.
- Co, co?
- Powiedziałeś - labirynt.
- J-ja? - zamotał się.
- Tak - odpowiedziałem z uporem i znowu ruszyłem w stronę luki.
- Ej! Dokąd znowu?
- Tylko zajrzę.
- Nie możesz - znowu mnie zatrzymał - Nikt nie może... Zwłaszcza teraz.
-Dobra, nie wejdę - uspokoiłem go i zacząłem pochodzić jeszcze bliżej.
Jak zahipnotyzowany patrzyłem w długi ciemny korytarz. Ściany były porośnięte bluszczem, a z wnętrza buchało wilgotne, ale duszne powietrze.
- Ej!- usłyszałem krzyk i zaraz potem ktoś do mnie dobiegł i przewrócił na ziemię tak, że odleciałem kilka metrów.
- Znów na siebie wpadamy - powiedział  stojący nade mną - jak zdążył mi już wytłumaczyć Chuck - Gally.
- Spadaj!- powiedziałem wkurzony i zwlokłem się z ziemi.
- Ej, wyluzuj.
Inni zaczęli do nas podbiegać.
- Co tu się dzieje? Pogięło was!?- puszczały mi już nerwy. Teraz wiedziałem, że musieli mi powiedzieć co się dzieje.
- Ciebie pogięło! Pierwszego dnia już prosisz się o bęcki. Co za smrodas! Słuchaj ty mały- - Gally nie zdarzył dokończyć bo usłyszeliśmy krzyk za moimi plecami.
- Zamknij twarzostan Gally albo osobiście ci go naprostuję!

Gwałtownie odwróciłem się i zamarłem. Zobaczyłem dość wysoką i dobrze zbudowaną szatynkę. Jej włosy były spięte w luźny warkocz. Była ubrana w sportowy stanik, spodenki i glany. Na ramieniu miała zawieszoną koszulkę, a jej mina wyrażała zdezorientowanie i gniew. Mimo to jedno wiedziałem na pewno - była piękna. Obok niej szedł jakiś rudowłosy chłopak.

- Co to za zbiegowisko przy Wrotach? Tak się za nami stęskniliście? Wracać do roboty - zwróciła się do zbliżających się reszty chłopaków, którzy się do nas zbliżali. Przy mnie zostali Gally, Alby, Newt, Chuck i ona - Alby co się tak Njubi wyrywa do zwiedzania? Sprowadź kolegę na ziemię bo nikt nie będzie za nim ganiał cholera wie gdzie. A ty Gally nie denerwuj się tak. Dobrze wiesz, jakie są Świeżuchy - spojrzała na niego znacząco.
Ten przez chwilę nie wiedział co ma zrobić. Gapił się na nią nim cokolwiek odpowiedział. Jak dla mnie za długo. Odkrząknał nim zaczął.
- Wiem i uratowałem klumpowi życie. Nie moja wina, że jest cienki i trochę poleciał do tyłu.

Wtedy spojrzała na mnie. Nasze oczy na moment się spotkały, a ja przepadłem. Nie pamiętałem czy kiedykolwiek je widziałem, ale mogłem z ręką na sercu stwierdzić, że były najpiękniejsze na Ziemi. Podziwianie przerwał mi gwałtowny zgrzyt, a potem długi dźwięk tarcia. Zobaczyłem, jak dwie ściany po obu stronach luki zaczynają się schodzić i po chwili złączyły się, odcinając nas od korytarza.
- Następnym razem cię puszczę - powiedział Gally, a gdy przechodził obok, uderzył mnie barkiem.
Szatynka prychnęła na na to i podeszła do mnie.
- Witaj w Strefie Njubi - znów spojrzała mi w oczy i poklepała po ramieniu.
- Co tak długo dzisiaj? - zapytał Alby.
- Musieliśmy robić dłuższe postoje bo było tak parno jak w ulubionym garze Patelniaka - odeszła ode mnie i ruszyła przed siebie - Chuck? Co z moją kolacją?
- Gotowa! - odpowiedział, szczerząc się jak nigdy, na co odpowiedziała
swoim pięknym uśmiechem i potargała jego kręcone włosy i razem odeszli w swoją stronę.
- Zamknij usta gamoniu bo ci mucha wleci - Powiedział do mnie rozbawiony Newt. Faktycznie gapiłem się na nią z rozchylonymi ustami. Odwróciłem głowę w bok speszony jego komentarzem.
- Kto to? - zapytałem.
- To Susan, jedyna dziewczyna w strefie i mój zastępca aczkolwiek jest ze mną na równi, więc lepiej jej nie podskakuj bo reszta cię zatłucze - zaczął Alby - Newt, zajmij się nim, żeby nie zdechł już pierwszego dnia- powiedział jeszcze i odszedł.
- Chodź Njubi. Dam ci coś do żarcia - złapał mnie za ramię i zaczął prowadzić w tylko jego wiadomym kierunku. Natomiast ja nadal byłem myślami przy tamtej dziewczynie.

Everything will be fineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz