Ten głos...
Moją głowę momentalnie zalał fragment wspomnienia:
Dlaczego to też muszę umieć? - zapytałam stojącą na przeciwko mnie niską kobietę w białym ubraniu. Miała brązowe włosy, spięte w ciasnego koka. Wyglądała na jakiegoś naukowca albo lekarza?
- Może ci się to przydać. W tych czasach każda umiejętność jest na wagę złota - odpowiedziała, przelewając jakąś niebieską ciecz do małego, szklanego naczynia.
- Ale ja już umiem walczyć, a od mieszania tych śmiesznych szklanek jest pani i inni - odpowiedziałam ze znudzoną miną.
Kobieta pokrętła głową z uśmiechem na moje słowa, cały czas pracując nad preparatem.- Pani to... Mary? - powiedziałam zdezorientowana i opuściłam broń.
- Co?- zapytał zdziwiony Vince, patrząc to na mnie to na kobietę.
- Przypatrz się jej, Vince - mówiła, kładąc dłoń jego wyciągniętym ramieniu, by opuścić mierzącą w nas broń - Nie pamiętasz dziewczynki, która spuściła ci łomot na treningach?
- Niemożliwe... - szepnął zszokowany mężczyzna, przypatrując mi się.
Skakałam po nich wzrokiem, chłonąc te wszystkie informacje.
- Ciekawe... - kobieta podeszła do Brendy by ją zbadać, jednak większą uwagę poświęcała nam - Trafiliście do labiryntu. Po tym, co zrobiliście, mogli was zabić.
- Co zrobiliśmy? - zapytał zdezorientowany Thomas.
- Z Susan znałyśmy się już wcześniej. Kiedy jeszcze przebywałam w ośrodku, przekazywałam jej całą swoją medyczną wiedzę, a ona im była starsza, tym bardziej zaczęła kwestionować działanie DRESZCZ-u. Dzięki niej uświadomiłam sobie, jak okrutny był ten program. Zaczęłyśmy sabotować badania i planować ruch oporu. Niestety, DRESZCZ dowiedział się, że wśród nich są zdrajcy, więc Susan kosztem własnego bezpieczeństwa pomogła uciec mi, Vince'owi oraz kilkunastu innym. Stworzyła również tajne łącze, przez które zdołałeś się z nami skontaktować. Powiedziałeś mi wtedy, że dłużej nie możesz patrzeć, jak cierpią twoi przyjaciele. A gdy się żegnaliśmy, podałeś mi współrzędne wszystkich placówek DRESZCZ-u - spojrzeliśmy na siebie z Thomas'em. Wszystko w mojej zaczęło się wreszcie składać w jedną całość.
- Nasze źródło - powiedział Vince.
- To wszystko dzięki nim - kobieta spojrzała na niego, po czym wróciła wzrokiem do Brendy - Trzeba ją przenieść, a im dajcie ciepłe ubrania - Hiszpan oraz jeden z mężczyzn podnieśli dziewczynę z ziemi i zaczęli kierować się do największego z namiotów - Tyle możemy zdobyć - Mary podeszła do mnie i położyła nieświadomie rękę na mojej ranie.
- Tsk! - syknęłam na niespodziewany dotyk. Dopiero teraz ból zaczął mi naprawdę dokuczać.
- Jesteś ranna - powiedziała, kiedy zaalarmowana odsłoniła moją kurtkę i ujrzała przesiąkniętą krwią chustę.
- Kula przeszła na wylot, nic mi nie będzie - starałam się grać twardą, jednak czułam, że robiłam się coraz słabsza od utraty krwi.
- Jak zwykle uparta - pokręciła głową na moje słowa - Nic się nie zmieniłaś... Chodźcie ze mną - złapała mnie i Thomas'a za ramiona, prowadząc do namiotu - Połóżcie ją tam - kobieta wskazała mężczyznom niosącym Brendę jedno z łóżek w namiocie. Thomas'a posadziła zaraz obok leżącej dziewczyny, a ja usiadłam na krześle stającym pryz nogach pacjentki. Jorge został przy dziewczynie.- Zdejmijcie kurtki - podeszła do jednego ze stołów i założyła niebieskie rękawiczki - Od Thomas'a muszę pobrać krew, a ciebie młoda damo - tu spojrzała na mnie - Muszę koniecznie zszyć - najpierw zajęła się Tommy'im. Pobrała mu krew i zaczęła coś przygotowywać - Na początku to była katastrofa. Byliśmy zaślepieni - mówiła, krzątając się przy stole ze sprzętem laboratoryjnym - Wiedzieliśmy jedno: najmłodsi mieli największe szanse. Intencje były dobre: znaleźć lek i ocalić świat. Stanowiliście rozwiązanie, bo byliście odporni. Dlaczego? - spojrzała na nas, mieszając ciecze - W końcu to wyjaśniliśmy. Mózg odpornych wytwarza pewien enzym. Wypreparowany z krwi-
- Może skutecznie spowolnić rozwój wirusa - wtrąciłam się, przypominając sobie nasze wspólne badania.
- Dokładnie tak - Mary posłała mi przenikliwe spojrzenie.
- Znaleźliście lek? - zapytał Thomas.
- Niezupełnie - kobieta pokręciła smutno głową - Enzymu nie można wytwarzać, a tylko pozyskiwać od odpornych. Od młodych. To ich nie powstrzymało - chwyciła za strzykawkę i zaczęła pobierać niebieski płyn z probówki - Są gotowi poświęcić całe pokolenie. A wszystko dla tego płynu - pokazała nam do połowy naciągniętą strzykawkę. - Oto dar biologii i ewolucji. Ale nie dla wszystkich - podeszła do ciężko oddychającej Brendy i wbiła igłę w jej ramię. Kiedy lek dostał się do krwiobiegu, oddech dziewczyny uspokoił się.
- Ile zyska? - zapytałam, z ulgą obserwując spokojną twarz Brendy.
- Różnie. Kilka miesięcy. I w tym szkopuł - posłała mi smutne spojrzenie - Znów musi to dostać... Dobrze, może pan odejść - zwróciła się do Jorge'a - Oni muszą odpocząć i myślę że pan też. Będzie dobrze - mężczyzna skinął jej głową i wyszedł z namiotu - Teraz zajmiemy się tobą - podeszła do mnie z zestawem do zszywania i zaczęła odwijać bandaż - Kto cię tak urządził?
- Jeden z waszych snajperów.
- Jak dorwę tego strzelca wyborowego to pozszywam mu wszystkie palce - parsknęliśmy na komentarz kobiety.
- Nie trzeba. Po prostu chronił terytorium.
- Przemyślę to - zacisnęłam zęby, gdy kobieta zaczęła mnie łatać. Nie było to nic przyjemnego, jednak dawałam radę - Kiedy trafiłaś do labiryntu? - zapytała po kilku minutach ciszy.
- Chyba... Dzień lub dwa po waszej ucieczce.
- Czyli byłaś tam przez 3 lata?
- Tak... Przez dwa ostatnie nie było aż tak źle jednak pierwszy rok był najgorszy bo byłam sama... - zjechałam smutnym wzrokiem na palce, którymi zaczęłam się nerwowo bawić - Czułam się, jak wariatka, kiedy gadałam do siebie albo do zwierząt. Do tego dziurawa pamięć w ogóle nie ułatwiała mi sprawy. Ciężko budziłam się w nocy na dźwięk wrzasków Dozorców z labiryntu. Bałam się, że po mnie przyjdą... - kiedy mówiłam, czułam na sobie uważne spojrzenie Tommy'ego. Nie uniosłam jednak wzroku. Nie chciałam, żeby dostrzegł łzy w kącikach moich oczu, choć pewnie i tak je dostrzegł.
- Oh skarbie... Tak mi przykro - kobieta odłożyła sprzęt i kucnęła obok mnie. Pociągnęłam nosem i starałam się odgonić łzy - Gdybym mogła to wymazałabym wam z pamięci te wszystkie wspomnienia z labiryntu... - złapała mnie za dłonie, które ścisnęła lekko, przez co na nią spojrzałam - Jednak to właśnie one ukształtowały wasze postrzeganie świata. Dzięki nim wiecie, czym tak naprawdę jest DRESZCZ. To nie od nich zależy przyszłość, tylko od was. Staliście się silniejsi wolą i duchem. Jeżeli ktoś ma odbudować ten spalony świat to tylko i wyłącznie wy - wpatrywałam się w kobietę, poruszona jej słowami - Kiedy dotrzecie do bezpiecznej przystani, będziecie mogli normalnie żyć - posłała mu pokrzepiający uśmiech uśmiech, na którego nieśmiało odpowiedziałam - Dobrze - wstała, zdejmując rękawiczki - Możecie zostać przy waszej koleżance, jednak proponuję wam się posilić i odpocząć. Przebyliście długą drogę, ale teraz wreszcie możecie odsapnąć - posłała nam uśmiech i ruszyła do wyjścia - Susan? - zwróciła się do jeszcze do mnie.
- Tak?
- Przyjdź do mnie później. Musisz nadrobić kilka rozdziałów z medycyny - puściła mi oczko i wyszła całkowicie z namiotu.
CZYTASZ
Everything will be fine
Fanfiction- Życie ci niemiłe, smrodasie?! - rzuciłam gniewnie, patrząc mu w oczy." „-Każdy nowy sztamak, który pojawiał się w Strefie czuł to samo co ty. Nikt z nas nic nie pamięta, co było przed Strefą. To jest nasz dom i tutaj musisz trzymać się pewnych zas...