Rozdział 19

113 4 0
                                    

Pov. Susan

- Coś mówił? - Zapytałam Teresę, gdy weszliśmy do leczniczy.
- Nie...

Spojrzałam w stronę Alby'ego. Siedział na łóżku tyłem do nas ze skrzyżowaymi ramionami i opuszczoną głową. Powoli podeszłam do niego i kucnęłam obok razem z Newt'em, natomiast Thomas stanął za nami.

- Alby - zaczęłam - Jak się czujesz? - wyciągnęłam rękę i przejechałam nią po ramieniu chłopaka aż trafiłam na niego dłoń, którą lekko ścisnęłam. Ku mojemu zdziwieniu, odpowiedział mi tym samym. Kiedy spojrzałam w jego oczy, dostrzegłam zbierające się łzy pod powiekami.

- Hej, Alby - Thomas kucnął obok mnie - Być możne znaleźliśmy wyjście... Słyszysz?... Jest szansa, że stąd wyjdziemy.
- Nie...- powiedział rozpaczliwe, kręcąc głową - Nie możemy... Nie pozwolą.
- Alby... O czym ty mówisz? - szepnęłam, gładząc kciukiem jego dłoń.
- Pamiętam...- nie kontrolował już swoich łez.
- Co takiego? - dopytywał Thomas.
-Ciebie - Spojrzał mu w oczy - Zawsze byłeś ich pupilkiem... Zawsze.
W tym czasie dochodziły do nas krzyki reszty z zewnątrz. Byli czymś bardzo zaniepokojeni.
- Dlaczego to zrobiłeś? - dopytywał się ze smutkiem Alby, patrząc cały czas na Thomas'a - Po co przyszedłeś...

Thomas powoli się podniósł, patrzył na niego z mieszanką zadziwienia i strachu.
Gwar na dworze przybierał na silę, więc postanowiłam zostawić na chwilę sprawę Alby'ego i sprawdzić, co tam się działo. Wyszłam z leczniczy, a inni zaraz za mną.

- Winston, co się dzieje?- zapytałam biegnącego do nas chłopaka, gdy opuściliśmy lecznicę. W dłoni trzymał pochodnię.
- Wrota się nie zamykają- rzucił zaniepokojony po czym znów biegiem ruszył w stronę wrót. Zerknęłam szybko na chłopaków stojących za mną i ruszyłam za Winston'em.

Kiedy dobiegliśmy do wrót, zebrał się przy nich duży tłum. Co drugi chłopak trzymał pochodnię i nerwowo spoglądał w głąb labiryntu. Nagle wszyscy wzdrygnelismy się na głośny dźwięk tarcia metalu o metal. Spojrzałam w tamtym kierunku. Kolejne wrota się otworzyły, a zaraz potem jeszcze dwa kolejne.Wszyscy spoglądaliśmy z przerażeniem na to co się dzieje.

- Chuck - Thomas obrócił się do stojącego obok mnie chłopaka i położył mu drżące dłonie na ramionach - Biegnij do bazy. Weź chłopaków i zabarykadujcie się od środka. Winston - chłopak zwrócił głowę z jego stronę - Idź z nim.
Po zachowaniu Thomas'a czułam, że nadchodzi coś złego.
-Ogay.
- Reszta niech się ukryje w lesie - zarządził Gally.
-Newt- zwróciłam się szybko do niego - Weźcie całą broń i biegnijcie do bazy, ja z Thomas'em i i Teresą pójdziemy po Alby'ego.
- Dobra. Ruszać się! - krzyknął Newt i reszta chłopaków pobiegała za nim.

Już mieliśmy biec, gdy nagle usłyszeliśmy krzyki z lasu. Zobaczyliśmy jak przerażeni chłopcy uciekają co sił. Jednak nie to było najgorsze. Powietrze przeciął inny o stokroć przerażający dźwięk, który będę słyszeć już do końca moich dni. Wrzask dozorcy z enętrza labiryntu...

- Uciekajcie! - otrząsnęłam się z szoku i i pociągnęłam za sobą Teresę i Thomas'a. Razem z innymi zaszliśmy się w polu kukurydzy.
- Wszyscy cicho - wyszeptałam, gdy ścisnęliśmy się w ciasny krąg. Spojrzałam w oczy Thomas'a, które wyrażały takie samo przerażenie jak moje. Wokół nas słychać było przeraźliwie krzyki innych streferów.
Nagle siedzący kilka kroków przed nami Zart został pochwycony przez metalową łapę i zanim zdążyliśmy do niego podbiec... Już go nie było. Pozostało po nim tylko echo jego krzyku.

- Purwa! - zdruzgotana wstałam i rozejrzałam się - Trzeba zabrać Alby'ego!
Przedarliśmy się przez pole i dobiegliśmy do hamaków, gdzie był już Alby podpierany przez innego sztamaka.
- Co się dzieje? - zapytał drżącym głosem, gdy Thomas i Jeff go przejęli.
- Przyszli po nas- odpowiedział mu Thomas.
- Musimy biec do Bazy! - rzuciłam szybko, co od razu zrobiliśmy. Jednak, gdy byliśmy już blisko to z pobliskiej kuchni wybiegł Dozorca, uprzednio odrzucając jednego strefera. Bestia zaryczała przeraźliwie i ruszyła w naszą stronę. Już miała nas złapać swoim metalowym ogonem, jednak nie zdążyła bo oberwała od Terasy słoikiem z palącą się naftą, co spowodowało, że stwór zaczął się palić.

- Uciekajcie! - krzyknął Thomas popychając innych w stronę Bazy. Niestety Stwór nas doganiał, a gdy Alby stracił grunt pod nogami, nie było już szansy na ucieczkę. Trzeba było stanąć z nim do walki.
- Stańcie za mną!- krzyknął Thomas, mierzący włócznią do do dozorcy, co i na zrobiłam tyle, że maczetą. Jednak z odsieczą przybył nam Nawet i kilku streferów, którzy obrzucili potwora swoimi włóczniami.
- Zablokujcie drzwi!- nakazałam, gdy wreszcie znaleźliśmy się w bazie. Thomas zaciągnął Alby'ego na środek pomieszczenia, a do mnie podbiegł Chuck, którego od razu przytuliłam.
- W porządku? - zapytałam i ogarnęłam mu mokre włosy z czoła.
- Tak.. Zrobiłem wszystko tak jak kazałaś.
- To dob- - nie dokończyłam bo usłyszałam pod drzwiami warczenie dozorcy, przez co pociągnęłam Chuck'a za rękę w stronę Thomas'a i Teresy, którzy wspierali Alby'ego.
Dozorca zaczął drapać w boczne ściany bazy, jednak nie mógł się do nas dostać, więc wkurzony wskoczył na dach Bazy.
- Cofnijcie się! - nakazałam. Mierzyliśmy włóczniami w dach w razie jakiegokolwiek ruchu ze strony dozorcy, który nie kazał na siebie długo czekać. Nagle przebił się się do środka swoim przerażającym ogonem i złapał nim drąg podtrzymujący strop przez co dach się na nas zawalił.
- Uwaga! - krzyknął Thomas i poczułam jak przewraca mnie na ziemię i zasłania własnym ciałem.
- Wszyscy cali? - krzyknął Newt, gdy ostatnie fragmenty dachu opadły.
-Tak - odpowiedział mu Thomas, gdy pomógł mi wstać z ziemi.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się do niego, na co odpowiedział tym samym jednak przerwało nam wołanie o pomoc strefera, leżacego pod fragmentem dachu
- Pomocy! Zlapał mnie! - ruszyliśmy mu szybko na pomoc, jednak zdążyłam tylko musnąć palcami jego dłoń. Dozorca go zabrał. Zaraz potem kolejny atak nastąpił z tyły.
- Chuck! - krzyknęłam zrozpaczona, gdy stwór złapał chłopca za nogi. Tym razem z Thomas'em bylismy na czas i oboje trzymaliśmy chłopca za ręce.
- Trzymaj się! - krzyczał do niego Thomas.
Czułam, że nie damy rady w starci z maszyną.
- Nie! - krzyknęłam, gdy chłopak wyślizgiwał mi się z rok, a stwór wyciągnął swoje żądło i kiedy już myślałam, że dozorca wygra, nagle podbiegł do nas Alby, zamachnął się złamanym drągiem w stronę bestii i odrąbał mu igłę, co spowodowało wrzak dozorcy. Chłopak zaczął rozpaczliwie uderzać w ogon potwora, co spowodowało, że puściła Chuck'a i się wycofała.
- Wszystko w porządku? - zapytałam leżącego na ziemi chłopca, na co ten pokiwał tylko głową. Myśleliśmy, że to koniec jednak znów się łudziliśmy. Metalowy ogon znów wdarł się do środka i tym razem schwytał Alby'ego.
- Alby! - Thomas podbiegł i złapał go za ręce, a reszta chłopaków za nim.
-Thomas! - rzucił drżącym głosem Alby- Wyciągnij ich stąd!
To były jego ostatnie słowa, nim został wyrwany z uścisku Thomas'a.
-NIE!- Krzyknęłam zrozpaczona. Nie mogłam w to uwierzyć. To był jakiś koszmar.
To się nie mogło wydarzyć, powtarzałam sobie jak mantrę.

To powinnam być ja, a nie Alby.

Nie, nikt już więcej nie zginie, pomyślałam twardo.
Złapałam za leżącą obok mnie włócznię, podniosłam się na równe nogi i szybkim krokiem ruszyłam na zewnątrz.
- Susan?- Zawołał mnie Newt, który jako pierwszy otrząsnął się z szoku. Swoimi słowami zwrócił na mnie uwagę wszystkich.
- Błagam... Przeżyjcie - rzuciłam do nich błagalnie, zatrzymując spojrzenie na Thomas'ie. Chłopak miał łzy w oczach. Winił się za śmierć Alby'ego. Jednak zmarszczył brwi, gdy usłyszał moje słowa.

- Nie idź tam! - Krzyknął i ruszył w moją stronę, jednak ja byłam szybsza. W ostatniej chwili zatrzasnęłam drzwi i zablokowałam je od zewnątrz. Dochodziły do mnie z wewnątrz głuche krzyki chłopaków i walenie w drzwi, jednak to wrzaski ze strefy były w tamtym momencie ważniejsze. Szybko obrzuciłam wzrokiem strefę, a raczej to co z niej zostało. Zmiażdżone budynki, płonące zgliszcza, ciała streferów lub tylko ich części... I trzech dozorców zmierzających do pola kukurydzy.
Cholera, ktoś tam jeszcze jest, pomyślałam gorączkowo,gdy ujrzałam światło pochodni w polu.
Nie zastanawiałam się dwa razy. Pędem ruszyłam w kierunku potworów, po drodze łapiąc jeszcze drugą włócznię.

- Ej, klumpy! - krzyknęłam, gdy byłam blisko kreatur. Te momentalnie zwróciły się w moją stronę, tracąc zainteresowanie wcześniejszymi ofiarami.

Zrobiłam zamach i rzuciłam włóczniami w dwóch dozorców. Ci zawyli przeraźliwie i ruszyli na mniejsze, a ja, nie tracąc ani chwili dłużej, jak na zabicie ruszyłam w przeciwną stronę... W stronę głównych Wrót. Kątem oka zdążyłam jeszcze zobaczyć jak Gally i inni streferzy wychodzą z pudła, a gdzieś z drugiej strony usłyszałam krzyk Thomas'a.

-Przepraszam, Tommy- zdążyłam wyszeptać, nim całkowicie pogrążyłam się w mroku korytarzy labiryntu.

Everything will be fineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz