Rozdział 8

87 4 0
                                    

Pov. Thomas

Byliśmy już blisko, kiedy nagle znów uderzył piorun. Jego siła była tak wielka, że powaliła mnie na ziemię i ogłuszyła. Szumiało mi w uszach, kiedy próbowałem się podnieść. Spojrzałem za siebie i zamarłem z przerażenia. Leżała tam nieprzytomna Susan.

- Nie! - krzyczałem, choć nie słyszałem własnych słów bo byłem ogłuszony. Ruszyłem w jej stronę. Potrząsałem zrozpaczony dziewczyną z nadzieją, że się obudzi, ale ona nie reagowała. Nagle podbiegli do mnie Aris, Newt i Patelniak.

- Podnieśmy ją! - krzyknął Newt. Założyliśmy sobie na barki ramiona dziewczyny i ruszyliśmy biegiem do środka.
- Połóżmy ją! - zarządziłem, gdy wreszcie zamknęliśmy drzwi - Kto ma latarkę!? - Newt zapalił latarkę, a strumień światła skierował na dziewczynę - Susan! - zacząłem znów nią potrząsać - Ocknij się, błagam! Nie rób mi tego! - znalazłem ją za twarz.
- Dawaj Susie! - krzyczał przejęty Patelniak.
- Trzymaj się! - sapał przerażony Newt.

W tej samej chwili usłyszeliśmy cichy jęk, a później lekki ruch głowy dziewczyny. Wszyscy w momencie odetchnęliśmy z ulgą.

- Żyje...- szepnęła z ulgą, bliska łez Teresa.
- Już dobrze - mówiłem, kiedy otworzyła oczy - Nic ci nie jest?
- Co się stało? - zapytała, oglądając swojej dłonie.
- Trafił cię piorun - powiedziałem z trudem.
- O kurde...- popatrzyła na nas zdezorientowana.

Mimowolnie parsknęliśmy na jej reakcję.

- Podnieśmy ją - powiedziałem - Ostrożnie. Dasz radę?
- Tak.

Pov Susan

- Tak - odpowiedziałam Thomas'owi, który postawił mnie do pionu.

Uderzył mnie piorun. Przeżyłam uderzenie pikolonego pioruna, zbierałam do kupy to co usłyszałam od chłopaków. Bolały mnie wszystkie możliwe mięśnie, jednak reszta ciała wydawała się w porządku.

- Wszystko dobrze? - Thomas oglądał mnie z każdej strony w poszukiwaniu jakichkolwiek obrażeń.

Urocze.

- Tak, dziękuję- zapewniłam go jeszcze raz, uśmiechając się lekko.

Chłopak najwyraźniej chciał mnie przytulić, jednak przerwał mu nagły wrzask. Obróciliśmy się i zobaczyliśmy Poparzeńca, biegnącego w świecącą na niego Teresę. Dziewczyna z krzykiem cofnęła się naszą stronę. Kiedy myśleliśmy, że potwór nas dopadnie, ten padł na ziemię, pociągnięty przez łańcuch, którym miał skrępowaną nogę. Sytuacja powtórzyła się z każdej strony. Byliśmy otoczeni przez Poparzeńców. Tommy zasłonił mnie maksymalnie sobą, a reszta przylgnęła do nas jeszcze bardziej.

- To nasze psy stróżujące! - usłyszeliśmy głos. Na przeciwko nas zapaliło się światło. Zobaczyliśmy stojącą tam niską, krótkowłosą dziewczynę. Zaczęła iść w naszą stronę ścieżką pomiędzy Poparzeńcami, nic sobie nie robiąc z ich obecności. Ci wyciągali do niej ręce i kłapali zębami w jej stronę, jednak nie mogli dosięgnąć.

- Nie podchodź! - krzyknął Thomas. Jednak dziewczyna go zignorowała.
- Łachmaniarze - skomentowała z kpiącym uśmiechem, oglądając nas - Chodźcie za mną... Czy chcecie tu z nimi zostać? - uśmiechnęła się do nas zadziornie, kiedy nie ruszyliśmy się z miejsca.

Tu nas miała, więc zaczęliśmy niechętnie za nią podążać przy akompaniamencie wrzasków i jęków Poparzeńców.
Po krótkiej wędrówce po ciemnych korytarzach, dotarliśmy do drzwi za którymi dostrzegliśmy łunę świtała. Nasza przewodniczka otworzyła je, ciągnąc maksymalnie w bok.

- O purwa... - szepnął z wrażenia Patelniak.

Znaleźliśmy się w ogromniej hali, oświetleniej przez kilkaset słabych żarówek. Gdzieniegdzie paliły się małe ogniska dające więcej światła, ale przede wszystkim największą uwagę zwróciliśmy na ludzi, którzy nie przypominali Poparzeńców, nie krzyczeli, nie próbowali dobrać nam się do gardeł. Cóż za miła odmiana, sarknęłam w myślach. Jednak mierzyli nas nieufnym, ale czasami i zaciekawionym wzrokiem.

Everything will be fineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz