Pov. Thomas
- Co ona wyprawia?!- rzuciłem do Newt'a, gdy próbowaliśmy wyważyć drzwi, które zostały zablokowane przez Su.
- Nic mądrego - odpowiedział mi chłopak po czym znów naparliśmy na drzwi, które wreszcie puściły. Wybiegliśmy od razu na zewnątrz, a za nami reszta. Strefa wyglądała jak totalne pobojowisko jednak to było nic w porównaniu do tego, co ujrzałem dalej.
- Ej, klumpy! - usłyszałem krzyk Susan, która rzuciła włóczniami w trzech dozorców po czym pędem ruszyła do labiryntu... Zaraz co?!
- Susan!!! - krzyknąłem jeszcze rozpaczliwie, nim dziewczyna zniknęła całkowicie we wrotach razem z tymi bestiami.
Patrzyłem tępo w stronę wejścia, nie mogąc uwierzyć w to co się stało. Za sobą słyszałem łkanie Chuck'a i Teresę próbującą uspokoić rozemocjonowanego chłopaka. Nawet nie zauważyłem kiedy i ja zacząłem płakać.
Los znów mi ją odebrał, przeszło mi przez myśl.
Dalsze użalanie się przerwał mi dźwięk szybkich kroków w naszą stronę. Był to Gally i kilku ocalałych streferów.-Gally- - zacząłem, gdy był już blisko mnie ale zanim zdążyłem dokończył bo ten przywalił mi z całej siły w twarz, przez co wylądowałem na ziemi.
- To wszystko twoja wina, któtasie! Przez ciebie ona nie żyje! - zaczął wrzeszczeć i gdyby nie Newt i Winston to prawdopodobnie znów by mnie uderzył. Teresa i Chuck pomogli mi wstać, gdy Gally kontynuował:
- Słyszeliście, co mówił Alby! On jest z nimi! Przysłali go tylko po to, żeby wszystko spikolił! - warknął.
- To nie jego wina!- rzuciła Teresa. Spojrzałem na nią, a później na to co trzymała w ręce. To było żądło dozorcy. Odebrałem je i złapałem pewnie w dłoni.
- Może ma rację - spojrzałem na nią przelotnie - Muszę sobie przypomnieć...
- Thomas, co ty- - nie zdążyła dokończyć. Złapałem żądło w obie dłonie i wbiłem je sobie prosto w brzuch.
- Thomas, NIE!- krzyknęła dziewczyna. Ostatnie co pamiętam to nadbiegającego Newt'a i resztę w moim kierunku. Potem była już tylko ciemność.Obrazy przeskakiwały jeden za drugim. Były białe korytarze, łóżka szpitalne, niebieskie pracowne i kobieta o blond włosach. Obserwowała mnie i inne dzieci, gdy rozwiązywali skomplikowane zadania.
- Bardzo dobrze Thomas'ie - pochwaliła mnie.
Na przeciwko mnie siedziała jakaś szatynka. To była Susan. Złapała ze mną kontakt wzrokowy i tylko przewróciła oczami na komentarz kobiety.
- Po co to robimy?- zapytałem Su, gdy blondynka poszła dalej. Dziewczyna znów zwróciła na mnie uwagę i zmarszczyła brwi.
- Pytałam o to już wiele razy i za każdym razem odpowiada tak samo: „Tak trzeba" - wzruszyła ramionami i wróciła do zajęcia.
Obrazy znów się zmieniły. Tym razem zobaczyłem swoją starszą wersję.-Tommy to wszystko jest złe... Dreszcz jest zły- siedziałem oparty o łóżko w jednym z pokojow razem z Susan. Dziewczyna nie patrzyła na mnie, ale na swoje palce, którymi nerwowo się bawiła.
- Teresa uważa, że program jest dobry.
- To nieprawda. Ten cały plan to będzie katastrofa. To będzie jak hodowanie świń na rzeź. I w imię czego? Leku, którego nie ma.
Wszystko znów się zmieniło. Tym razem stałem obok starszej blondynki. Razem patrzyliśmy na nastolatków w wodnych komorach.- Tak musi być Thomas - mówiła, trzymając rękę na moim ramieniu - Tak trzeba.
Widziałem strach w ich oczach. Widziałem jak walczyli o każdy oddech, jak drapali co sił w szybę. Jednak bezskutecznie.
Wszystko znów się zmieniło.
Byłem razem z Teresą.- To musi się skończyć. Nie mogę patrzeć jak oni cierpią - przełknąłem gule w gardle - Nie mogę już znieść, że ona tam jest.
- Thomas...- Thomas - tym razem usłyszałem już na jawie. Powoli otworzyłem oczy. Nade mną pojawiła się mokra od płaczu twarz Teresy.
- Żyjesz - odetchnęła z ulgą.
- Obudziła się śpiąca królewna - obróciłem głowę w stronę głosu. Nad nimi, w drzwiach ciapy siedział Newt, który uśmiechał się do mnie blado, a obok niego znajdował się Chuck. Widać było jego zaczerwienione od płaczu oczy.
-Coś ty sobie myślał?- zapytał z wyrzutem.Nie odpowiedziałem. Sam wtedy nie byłem do końca pewny, czy mogłem przeżyć. To było nieodpowiednie i strasznie głupie.
-Co się dzieje? - zapytałem, gdy zwlekłem głowę z kolan Teresy.
-Gally przejął władzę - odpowiedział mi Newt - Dał nam wybór: Przyłączyć się albo wieczorem odejść z tobą.
- A reszta?
-Przekonał ich, to wszystko nasza wina - odpowiedziała mi dziewczyna.
- A czy...- zacząłem drżącym głosem.Teresa podkręciła tylko zrezygnowana głową, wiedząc o kogo się chciałem zapytać.
Ona nie wróci, pomyślałem dobitnie. Poświęciła się dla nas wszystkich. Poświęciła się, a ja jak kretyn dźgnąłem się żądłem Dozorcy, nie wiedząc czy w ogóle przeżyje. Żałosne... Dopiero co ją odzyskałem, a teraz znowu nas rozdzielono, ale tym razem na zawsze.- Gally ma rację - powiedziałem po chwili, gdy z trudem odsunąłem swoje myśli od pewnej szatynki. Zamrugałem kilkukrotnie, żeby odgonić łzy zbierające się pod powiekami.
- Co ty pikolisz? - rzucił zdziwiony Newt.
-To miejsce...- zacząłem - To nie to, o czym myśleliśmy... To nie więzienie tylko test. Zaczęli, gdy byliśmy dziećmi. Kazali rozwiązywać zadania. Eksperymentują na nas... Potem ludzie zaczęli znikać, co miesiąc, jeden za drugim, jak w zegarku. Trafiali do labiryntu, ale nie wszyscy.
-Jak to?
Przełknąłem ślinę nim odpowiedziałem.
- Jestem jednym z nich... Pracowałem z tymi, ktorzy was tu wsadzili - wszyscy spojrzeli na mnie z szokiem wymalowanym na twarzach - Obserwowałem was przez lata. Przez cały ten czas, gdy wy byliście tutaj, ja patrzyłem na to po drugiej stronie. Ty też - spojrzałem na Teresę.
- Co?- Dziewczyna była zdezorientowana.
- Tereso... My im to zrobiliśmy.
- Nie...- Dziewczyna ze łzami w oczach kręciła rozpaczliwie głową - To nie może być prawda.
- Ale jest. Widziałem to- Odpowiedziałem jej pewnie.
Spojrzałem na Newt'a, który nad czymś się zamyślił. Zapewne przetrawiał wszystkie słowa, które z siebie wyrzuciłem.
- Skoro byliśmy z nimi to dlaczego nas tu przysłali? - Pytała Teresa.
- To już nie ma znaczenia.
-Ma rację - Wszyscy spojrzeliśmy na Newt'a - To już się nie liczy. Wcale... Ludzie, którymi kiedyś byliśmy, już nie istnieją. Ci Stwórcy się o to postarali. Teraz liczy się to, co zrobimy w przyszłości... Poszedłeś do labiryntu i znalazłeś wyjście.
-Gdybym tego nie zrobił to Alby i Susan by żyli - powiedziałem smutno.
Patrzyliśmy na siebie z Newt'em przez chwilę zanim znów mi odpowiedział.
-Może - przełknął ślinę - Ale gdyby tu teraz byli, powiedzieliby to samo. Weź się w garść i dokończ to, co zacząłeś. W przeciwnym razie zginęli na darmo, a na to nie pozwolę -
Patrzyłem na chłopaka, przejęty tym co powiedział.
Miał rację. Nie mogłem zmarnować szansy jaką mi dali...
- Dobra - zacisnąłem dłoń leżącą na udzie w pięść- Ale musimy jakoś ominąć Gally'ego.Wiedziałem jednak, że to nie będzie łatwe. Chłopak - z tego co się dowiedziałem - był teraz jeszcze większą chodzącą bombą zegarową niż wcześniej. Byłem pewny, że głównym bodźcem było poświęcenie się pewnej dziewczyny...
CZYTASZ
Everything will be fine
Fanfiction- Życie ci niemiłe, smrodasie?! - rzuciłam gniewnie, patrząc mu w oczy." „-Każdy nowy sztamak, który pojawiał się w Strefie czuł to samo co ty. Nikt z nas nic nie pamięta, co było przed Strefą. To jest nasz dom i tutaj musisz trzymać się pewnych zas...