Rozdział 1

266 10 0
                                    

Dźwięk metalu uderzającego o drugi metal. Zapach spalonego oleju. Chropowata i zimna powierzchnia pod opuszkami palców. Ból głowy. Resztka wody w płucach. Błyskające czerwone światło.
To wszystko powoli uderzyło w moje otępiałe zmysły. Wszystko wokół mnie wirowało, ale na drżących nogach udało mi się podnieść. Jednak nie na długo, gdyż przez gwałtowny wstrząs podłoża straciłam równowagę i uderzyłam plecami o metalową ścianę.


-Tsk...- syknęłam i złapałam się za głowę. - Cholera jak boli...


To coś w czym się obecnie znajdowałam kołysało się i wydawało ciężkie dźwięki jak jakiś wagon albo... Winda. Zaczęły mnie nachodzić różne myśli: Gdzie jestem? Co się dzieje? Ktoś mnie porwał? Dlaczego...? Dlaczego nic nie pamiętam?! Zaraz...
Susan! Nazywam się Susan - pomyślałam.
Tyle. Nic więcej. Tyle pamiętałam ze swojej przeszłości. Zalała mnie tylko fala nieistotnych wspomnień - obrazy krajobrazu wiosną, promienie słońca w najgorętszy dzień w roku, pies biegnący po parku. Niestety nic więcej. Nie wiedziałam czy pies ze wspomnień był mój, nie pamiętałam swojej rodziny, urodzin, nazwiska ani w jaki sposób znalazłam się tutaj. Nie potrafiłam przywołać żadnej znajomej mi twarzy.
Wagon cały czas kołysał się i jechał w górę, a ja powoli zaczęłam wpadać w panikę. Ręce zaczęły drżeć, do oczu napływać łzy.
To sen...koszmar. To się nie dzieje, pomyślałam i schowałam bolącą głowę między zgięte kolana. Zacisnęłam szczęki, żeby się nie rozpłakać co spowodowało jeszcze większy ból głowy. Nie miałam siły już na nic więcej. Powoli zsunęłam się po ścianie na podłogę i rzuciłam się w ciemność.

***

Śpiew ptaków. To było pierwsze co usłyszałam, gdy znów wróciłam do żywych. Głowa już nie bolała co bardzo ułatwiało funkcjonowanie. Otworzyłam oczy, ale zaraz szybko je zamknęłam z powodu ostrego światła. Powoli znów uchyliłam powieki. Ujrzałam niesamowicie błękitne niebo. Chyba każdy kolor będzie piękniejszy od tej czerni panującej podczas pierwszej pobudki, pomyślałam ironicznie.
Podniosłam się do siadu i rozejrzałam się dookoła. Znajdowałam się w jakimś metalowym kwadracie. Na przeciwko mnie znajdowały cztery drewniane skrzynie i jakiś worek. Kiedy znów spojrzałam w górę dostrzegłam dwoje rozłożonych na boki również metalowych drzwi.
Muszę stąd wyjść, pomyślałam.
Wstałam i oceniłam wysokość potrzebną do sięgnięcia krawędzi ściany. Nie wiem czy to kwestia mojego wzrostu czy to... Pudło... -tak, zdecydowanie tak to będę nazywać- nie jest aż tak wysokie. Oceniłam, że z pomocą jednej ze skrzyń mogła bym wspiąć się na górę. Podeszłam do moich „współpasażerów" i zaczęłam oględziny. W pierwszej skrzyni znalazłam puszki z konserwami, dużą ilość wody w butelkach, krakersy i bułki, w drugiej było coś rodzaju małej kuchenki...chyba elektrycznej, w trzeciej był hamak, mała poduszka i kocyk. W trzeciej skrzyni były ubrania: bielizna, dwie pary podkoszulek, koszulek, i jedna ciemna bluza z kapturem. Były tam też dwie pary spranych, czarnych spodni, coś na wzór wojskowych. Nie wiem dlaczego, ale bardzo mi się spodobały. Ostatnia była o - dziwo - pusta. Natomiast w worku znalazłam... Nóż, bardzo profesjonalny, czarne glany i zegarek cyfrowy.
Chwyciłam ten ostatni i zetknęłam na tarczę.
Był to najzwyczajniejszy w świecie zegarek. Bez żadnych bajerów. Po prostu. Cztery cyfry na środku.

-19.37 - przeczytałam na głos, prawie się dusząc.

Dopiero teraz zwróciłam uwagę na suchość w gardle. Wzięłam jedną butelkę wody i wypiłam kilka łyków. Założyłam zegarek na lewą rękę i znów zwróciłam wzrok ku górze.

Czas się wydostać.

Nie zwlekając, wzięłam pustą skrzynie i przesunęłam pod ścianę Pudła. Zawahałam się jednak przed wejściem i wróciłam po nóż.
Nie wiadomo co mnie tam czeka, stwierdziłam w myślach.
Nóż włożyłam między zęby, po czym podskoczyłam na skrzyni jak najwyżej się dało i szczęśliwie za pierwszym razem złapałam się krawędzi i podciągnęłam w górę.
Kiedy wreszcie udało mi się wspiąć, mogłam się rozejrzeć. Wstałam i oceniłam sytuację. Z nadmiaru emocji aż wypuściłam z ust nóż.
Stałam pośrodku olbrzymiego dziedzińca wielkości siedmiu boisk piłkarskich, otoczonego z czterech stron potężnym murem z szarego kamienia, który pokrywał gęsty bluszcz. Wysokie na kilkadziesiąt metrów ściany tworzyły idealny kwadrat wokół nich.Podłoże dziedzińca wyłożono olbrzymimi kamiennymi blokami. Wiele z nich było naznaczonych pęknięciami, spomiędzy których wyrastały chwasty i trawa. Spory kawałek dalej na przeciwko mnie w murze dostrzegłam szparę. Wyglądało to jakby ściany mogły się rozsuwać, co wydało mi się abstrakcyjne. Za mną natomiast w oddali rozciągał się - prawdopodobnie aż do samych murów- las.
Stałam tak dłuższą chwilę i nie widziałam co miałam ze sobą zrobić. To ma być mój nowy dom? Więzienie? Sądząc po betonowych ścianach to stawiałam na to drugie. Zachodziłam w głowę: Dlaczego tu jestem? Co takiego zrobiłam że mnie tu zamknięto? A może ktoś chciał mnie od czegoś odizolować?
Powoli moje zdezorientowanie zaczęło przeradzać się w gniew. Lewo wyszłam z Pudła i już miałam dość tego miejsca. Coś w głowie podpowiadało mi jednak, że prędko stąd nie wyjdę. Nie za bardzo wiedząc co powinnam była zrobić, postanowiłam się rozejrzeć. Może kogoś znajdę? Przez chwilę chciałam krzyknąć czy ktoś tu jest, ale szybko zaniechałam tego pomysłu.
Nie wiadomo co mnie tu może spotkać, przyszedł mi do głowy jeden z wielu czarnych scenariuszy.
Postanowiłam udać się przed siebie i zbadać szparę w murze. Podniosłam mojego nowego kompana podróży. Kiedy trzymałam go już dłoni to czułam się jakbym robiła to codziennie. Bardzo dobrze leżał mi z dłoni.
Nóż taktyczny - przeszło mi przez myśl. Niestety nic więcej nie mogłam sobie przypomnieć na ten temat. Ścisnęłam go mocno w dłoni i ruszyłam przed siebie.
Ściany były z litego betonu. Gdybym nawet skrobała w nim cały dzień to przebiła bym się co najwyżej na długość paznokcia. Przyjrzałam się też szparze między jedną ścianą a drugą. Próbowałam ją rozszerzyć chociażby na kilka milimetrów, co po chwili stało się dla mnie idiotycznym pomysłem. Głową muru nie przebijesz, przeszło mi przez myśl.
Dałam sobie z tym spokój i ruszyłam w stronę lasu. Zegarek na mojej ręce wskazywał 19.50. Spojrzałam w górę i jakie było moje zdziwienie, gdy dopiero teraz zdałam sobie z czego sprawię. Nie ma słońca. Owszem na niebie panowała aura coś na wzór zachodu słońca, gdzieniegdzie występowały chmury, ale nigdzie nie było widać słońca.

-Robi się coraz ciekawiej - powiedziałam, uśmiechając się bez kszty wesołości.

***

Las był na swój sposób duży. Kiedy minęłam małą polanę, odbiłam w prawo i szłam tak dopóki nie dotarłam do... Jeziora. Było dość duże i przede wszystkim przejrzyste przez co mogłam stwierdzić że jest dość głębokie. Gdzieniegdzie mogłam dotrzeć dużych rozmiarów ryby, wokół latały różne owady. Trafiły się nawet dwie żaby. Miejsce to wydało mi się na swój sposób magiczne, jakby wyrwane z innej rzeczywistości.
Dobre miejsce na spoczynek, pomyślałam.
Postanowiłam znieść tutaj resztę rzeczy z Pudła. Jeśli to miał być mój jedyny dobytek to wolałam go zachować przy sobie jak najdłużej.
Zajęło mi to mniej więcej pół godziny. Wskakiwanie i wyskakiwanie z Pudła było niezwykle czasochłonne. Jedną skrzynie musiałam zostawić w środku, ale nie widziałam potrzebny walczenia o jedną pustą.
Mimo, że było już ciemno to niebo lśniło jak podczas pełni księżyca, którego tak samo jak słońca nie było na niebie.
Nie chciałam jeść. To było ostatnie o czym myślałam w tamtym momencie. Siedząc na brzegu jeziora, obracając nóż w dłoni, próbowałam posklejać strzępki wspomnień jakie udało mi się wcześniej uzyskać, ale jedyny rezultat jaki osiągnęłam to ból głowy i falę zmęczenia. Westchnęłam znużona.
Muszę odpocząć, pomyślałam.
Udałam się w kierunku hamaka, którego rozłożyłam wcześniej między drzewami. Położyłam się mając nóż blisko siebie. Mimo, że nie znalazłam nikogo w okolicy to wolałam dmuchać na zimne. Przymknęłam powieki i chwilę potem odpłynęłam.

***

Głośny huk przeszył powietrze, sprawiając że gwałtownie się wybudziłam. Wyrwana, że snu z początku nie wiedziałam, co się dzieje. Po kilku sekundach jednak domyśliłam się, że dźwięk dochodzi z dziedzińca. Nie wahając ani chwilę dłużej, zerwałam się na równe nogi i pobiegłam ile sił w nogach w stronę dźwięku. Biegłam bardzo szybko. Przez myśl przemknęło mi czy przypadkiem kiedyś nie biegałam w maratonach bo ten sprint, którym biegłam, był godny podziwu.
Po kilku chwilach stałam już przed lasem i oglądałam coś co działało przeciw jakimkolwiek prawom fizyki.
Dwie kamienne ściany, które jeszcze wczoraj był ze sobą zespolone, przemieszczały się w przeciwne strony, poszerzając szparę, którą wspaniałomyślnie próbowałam dzień wcześniej rozdzielić. Kiedy ściany wreszcie się rozdzieliły, stworzyły wejście szerokości około 10 dużych kroków. Spojrzałam w dal. Ujrzałam długi korytarz z rozwidleniami na dwie strony. Z wnętrza korytarza wydobywało się dość parne powietrze pomieszane z zapachem wilgoci i bluszczu ze ścian. Wtedy poczułam że muszę tam wejść. Zżerała mnie paląca ciekawość. Chciałam wiedzieć gdzie prowadzą te korytarze.
Nawet nie zauważyłam, gdy ruszyłam powoli do środka. Kiedy doszłam do skrzyżowania, rozejrzałam się. Wszystkie korytarze były do siebie podobne, ilość bluszczu, grubość ścian, pęknięcia w niektórych miejscach.


-To labirynt...- powiedziałam w osłupieniu - jestem w środku pierdolonego labiryntu.


Wiedziałam, że labirynt charakteryzuje się tym, że gdzieś musi być wyjście, ale inna rzecz też była pewna. W labiryncie można się zgubić. Ta myśl ostudziła mój zapał do eksploatacji. Zdecydowanie czułam się tutaj mniej pewnie niż na dziedzińcu, więc po krótkiej chwili postanowiłam zawrócić.
Po powrocie zauważyłam bardzo istotną rzecz. Pudło zniknęło... W miejscu gdzie jeszcze wczoraj stało, znajdowała się teraz tej samej wielkości metalowa płyta zlewająca się z podłożem dziedzińca. Jak gdyby nigdy tu nie stało.
Może skoro zniknęło to znaczy, że przyślą tu jeszcze kogoś, zastanawiałam się. To obudziło moją nadzieję na lepsze jutro.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że nie usłyszę głosu drugiego człowieka przez najbliższy rok...

Everything will be fineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz