Rozdział 1

106 4 0
                                    

- Mamo, dlaczego musisz nosić maseczkę?- spojrzałam na kobietę leżącą obok mnie na łóżku.

Miała brązowe włosy do ramion, nienaturalnie bladą skórę, a gdzieniegdzie na twarzy można było dostrzec ciemnofioletowe żyłki. Jej białka w oczach były lekko przekrwione.

- Jestem troszkę chora skarbie, więc noszę ją, żeby was nie zarazić.

- Dlaczego ty musisz być chora, a nie na przykład mój brat? On jest nieznośny i zasługuję na chorobę, a nie ty- powiedziałam naburmuszona.
- Nie mów tak skarbie - skarciła mnie, lekko głaszcząc po głowie - Nikt nie zasługuje na to, aby być chorym... A zwłaszcza na tę chorobę.

Popatrzyłam na nią, marszcząc brwi.

- Tata cię wyleczy, prawda? Słyszałam, jak mówił o tym, że jakiś program został zatwierdzony.
- To... Bardziej skomplikowane niestety. Minie wiele lat nim uda im się znaleźć lek... Posłuchaj mnie uważnie kochanie - powiedziała poważnie, łapiąc mnie delikatnie za policzki - Boję się, że to będzie zmierzać w złym kierunku. Być może pewni ludzie będą w stanie poświęcić innych, aby biec za czymś, co nie istnieje. Dlatego pamiętaj, że każdy człowiek posiada wolną wolę i nikt nie może go do niczego zmusić. Tak samo ty - widziałam, jak w kącikach jej zmęczonych oczu zbierają się łzy - Nie pozwól, aby inni ludzie odebrali możliwość wyboru tobie i osobom, które kochasz.

Patrzyłam na nią, próbując zrozumieć, co tak naprawdę próbowała mi przekazać. Ale ile mogło wiedzieć o świecie czteroletnie dziecko?
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że przytulałam swoją matkę poraz ostatni...

-Susan!- usłyszałam gdzieś na jawie, a później poczułam jak ktoś mną potrząsał. Otworzyłam gwałtownie oczy i spojrzałam prosto na twarz Newt'a - Wstawiaj! Musimy iść!

Rozejrzałam się wokół. Za szybą panował mrok, ale czasem przebijała się łuna migającego białego światła.

- Musimy uciekać! - krzyknął jeden z mężczyzn w chuście i zaczął nas wyciągać z helikoptera. Spojrzałam na Thomas'a, który wyszedł z takim samym zdezorientowaniem jak ja. Najprawdopodobniej on też spał.
- Zaczekajcie! - krzyknął nagle chłopak i wrócił się biegiem do helikoptera i szybko coś z niego zabrał.
- Idź do reszty! - mężczyzna popchnął go w naszą stronę po czym odwrócił się i zaczął strzelać w jakieś postacie.
- Do środka!- Rozkazał nam inny mężczyzna i popychał do przodu.
- To poparzeńcy!
- Rój na skrzydle!
- Osłaniajcie nas!

Wokół panował totalny chaos. Jedyne o czym, myśleliśmy to podążać za mężczyznami w chustach. Prowadzili nas do jakiegoś ogromnego budynku, którego wybiegali kolejni uzbrojeni mężczyźni. Kiedy ostatni z nas wbiegł do środka, drzwi zamknęły się, a my mogliśmy wreszcie sprawdzić, gdzie byliśmy. Rozejrzałam się. Wszędzie biegali ludzie - niektórzy uzbrojeni - którzy przedstawiali różne sprzęty, a wokół słychać było dźwięk alarmu. Zebraliśmy się w ciasną grupę, chcąc poczuć się choć trochę bezpieczniej, gdy znad przeciwna szedł do nas jakiś czarnoskóry mężczyzna z dwoma innymi uzbrojonymi po bokach.

- Chodźcie za mną- rozkazał.

Popatrzyliśmy po sobie z Thomas'em. Nie mieliśmy za wiele do gadania bo oni byli uzbrojeni a my nie, więc ruszyliśmy za nimi. Thomas próbował coś od nich wyciągnąć, jednak ci uparcie milczeni. Wreszcie doszliśmy do jakiś drzwi, które od razu otworzył i kazał nam wejść. W środku stał duży ogromny stół, na którym leżały różne rodzaje jedzenia: od mięs po słodycze.

Everything will be fineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz