- Nie... Nie zostawimy- odetchnąłem - Ale musimy go stąd zabrać bo tamte ściany niedługo zmienią położenie.
- Dobra - pociągnąłem Alby'ego za rękę do siadu - Ja wezmę z jednej strony a ty z drugiej.Dziewczyna bez żadnych protestów wykonała moje polecenie i po chwili już taszczyliśmy rannego tam, gdzie kazała.
- A czy z tobą wszystko w porządku? - zapytałem, zerkając na jej całą posturę w poszukiwaniu jakichkolwiek obrażeń.
- Tak i powinieneś martwić się o siebie. W końcu sam wlazłeś do labiryntu, a już wcześniej prawie zostałeś zgnieciony przez Wrota - rzuciła gniewnie. Mimowolnie opuściłem skruszony głowę- Jednak... - westchnęła mimowolnie - Gdyby nie ty to prawdopodobnie znowu nosiła bym go sama i wariowała ze strachu. Mimo, że to, co zrobiłeś, było po części głupie to... - spojrzała mi w oczy i uśmiechnęła się blado - Dziękuję ci, Tommy.Kiedy zdrobniła moje imię to w głowie znowu pojawił się obraz ze snu. Nasza tajemnicza rozmowa i... Pocałunek. Zarumieniłem się wściekle. Na szczęście było już ciemniej, więc tego nie zauważyła... Chyba.
Idioto, niesiesz rannego Alby'ego na plecach, a myślisz jak miękkie są jej usta, skarciłem się w myślach.- Cholera...- rzuciła, rozglądając się na boki zdezorientowana.
- Dokąd teraz? - czułem, że zaczyna słabnąć, a ja razem z nią, w końcu Alby też swoje ważył.
- Posadźmy go tu - kiwnęła głową na biegną że ścian. W miarę lekko posadziliśmy chłopaka pod ścianą i odetchnęliśmy. Znowu usłyszeliśmy pisk.
- Czy to-?
- Tak - rzuciła twardo. Mimowolnie ciarki przeszły mi po plecach - Purwa! Musimy go gdzieś ukryć ale cholera wie, gdzie - potarła nerwowo skronie, gorączkowo rozmyślając, co dalej. Patrzyłem na nią, a wten mój wzrok skierował się na coś za nią. Minąłem ją i podszedłem do ściany z bluszczem.
- Mam pewien pomysł...***
- Jeszcze trochę - sapnąłem, gdy razem sięgnęliśmy do tyłu linę z bluszczu, która wznosiła Alby'ego do góry. Ciągnęliśmy z całych sił - Jeszcze - powtórzyłem, gdy Susan nagle się zatrzymała i spojrzała w lewy korytarz.
- Tommy - szepnęła przerażona - Musimy wiać.
- Nie, zaczekaj...- zacząłem, ale przez to lekko puściłem linę, przez co gwałtownie polecieliśmy do przodu i wpadliśmy pod ścianę. Od korytarza odciął nas zwisający gęsto bluszcz.
- Cholera... - szepnęłem - Nic ci nie- - przerwałem, gdy nagle przycisnęła swoją wolną dłoń do moich ust.Spojrzałem na nią zdziwiony. Ta zaś pokazała mi abybym był cicho. Nagle coś gwałtownie uderzyło w ziemię za bluszczem. Spojrzałem w tamtym kierunku. Mechaniczne odnóża uderzały o ziemie jedna po drugiej, któremu towarzyszko przerażające warczenie i kapiący śluz.
Dozorca.
Spojrzałem w oczy Susan, które wyrażały czyste przerażenie. Przełknąłem nerwowo ślinę. Kiedy odszedł, dziewczyna zabrała dłoń.
- Przywiąż linę tutaj - szepnęła, wskazując na gruby korzeń bluszczu, co od razu zrobiłem.
Potem wyszliśmy z ukrycia i zaczęliśmy poprawiać uprzęż. Niestety metaliczny dźwięk znowu się zbliżał. Kiedy zrobiłem ostatni węzeł, Susan pociągnęła mnie w ostatniej chwili do załuku bo Dozorca znów zjawił się pod Alby'm. Wychyliłem się, gdy kroki ucichły.
- Poszedł - szepnąłem do dziewczyny.
Wyszliśmy i cofnęliśmy by sprawdzić, czy z Alby'm wszystko gra.
- Wygląda na to, że się utrzyma - stwierdziła.
Usłyszeliśmy dźwięk prawdopodobnie przesuwającej się ściany i czyjś przeraźliwy krzyk pomieszany z jękiem.
- Ben - szepnęła - Dorwał go... Musimy ruszać - złapała mnie za rękę i pociągnęła w drugą stronę.
- Cholera...- jęknąłem, gdy wlazłem w jakąś maź.
Zatrzymaliśmy się w zaułku by przemyśleć dalsze kroki.
- Tam już się zamknęło, tam nie ma przejścia - rozglądała się i analizowała - Musimy iść tam... - odwróciła się do mnie i spojrzała w górę - Uważaj! - krzyknęła i pociągnęła mnie.
Na miejsce, gdzie jeszcze chwilę wcześniej stałem, z górnej części ściany zeskoczył Dozorca.
CZYTASZ
Everything will be fine
Fanfiction- Życie ci niemiłe, smrodasie?! - rzuciłam gniewnie, patrząc mu w oczy." „-Każdy nowy sztamak, który pojawiał się w Strefie czuł to samo co ty. Nikt z nas nic nie pamięta, co było przed Strefą. To jest nasz dom i tutaj musisz trzymać się pewnych zas...