Rozdział 4

166 8 0
                                    

- Trzymaj gardę, broda niżej i... Cios! - powiedział mężczyzna w mundurze, stojący blisko...Mnie?

To było jakiejś wspomnienie. Mimo, że oglądałam to jako osoba trzecia to podświadomie czułam, że ta około 10-letnia szatynka w czarnej bokserce i dresowych spodniach to ja.

- Kiedy nauczysz mnie walczyć nożem?- zapytała, serwując kolejny cios w worek.
- Kiedy twój ojciec uzna to za koniecznie - odpowiedział lakonicznie.

Przestała uderzać w worek i obróciła się gwałtownie w stronę mężczyzny.
- Zawsze każdy mówi to samo. On potrafi się tylko rządzić. Nie bierze pod uwagę mojego zdania. Tak jakbym była jego żołnierzem, a nie córką- przyznała ze smutkiem.
Mężczyzna westchnął i ruszył w stronę maty.
- Chodź- rzucił, zrezygnowany.

Dziewczynka od razu się ożywiła i w podskokach ruszyła za mężczyzną, który wyjął nóż myśliwski.

-Nie ma w tym wielkiej filozofii. Kiedy się bronisz, chwytasz go w ten sposób, blokujesz przeciwnika lub powalasz i wyprowadzasz ostateczny cios. Najlepiej w szyje lub okolice twarzy- powiedział mężczyzna po czym zaczął pokazywać dziewczynie kilka przykładowych ruchów.

Po treningu usiedli pod ścianą i przez kilka minut każdy był zatopiony we własnych myślach.

- Kiedy to wszystko się skończy?- zapytała nagle.
- Co dokładnie?
- No wiesz... Te wszystkie badania, te dziwne i skomplikowane zadania, które każą nam rozwiązywać, te treningi i to, co dzieje się na zewnątrz...

Mężczyzna spojrzał na nią ze zdziwieniem. Zabronio komukolwiek mówić na jakim etapie jest postępująca choroba na planecie, a mimo to ta mała spryciula jakimś cudem się o tym dowiedziała. Wątpił, żeby ojciec jej to powiedział.

- Nie mam pojęcia... - westchnął - Natomiast jedno wiem na pewno. Ty i wiele innych dzieci możecie w przyszłości zdziałać wiele dobrego i dźwignąć ten świat z kolan... Jak superbohaterowie- dokończył i pstryknął dziewczynkę w nos.

Ta zaśmiała się na ten gest.
Susan podświadomie czuła, że dziewczynka bardzo lubi tego mężczyznę. Traktuje go nawet jak ojca.
Mężczyzna spojrzał po chwili na zegarek.

- No młoda damo to jest właśnie ten moment, w którym grzecznie maszerujesz do swojego pokoju i idziesz spać.
- Tak jest! - zasalutowała żartobliwie - A czy jutro potrenujemy z nożem tak jak dzisiaj?
- Zastanowię się- powiedział poważne, ale w jego oczach można było dostrzec wesoły blask.
Dziewczyna uśmiechnęła się i już miała odejść, ale nagle podbiegła do mężczyzny i mocno go przytuliła.

- Dziękuję...- powiedziała i wybiegła z sali.

Gwałtownie otworzyłam oczy. Skrawki minionych wydarzeń powoli powracały do mojego umysłu. Zwiad z Shane'm, walka, sen... Przetarłam twarz ze znużeniem, przypadkowo dotykając bolącego policka. Pamiątka na co najmniej tydzień, pomyślałam.
Wstałam i podeszłam do misy z wodą, leżącej na stoliku razem z różnymi przyborami medycznymi. Musiałam zobaczyć stan swojej twarzy. Włoski wystające we wszystkie strony z ciemnobrązowego warkocza, nieduży, ale widoczny siniak na prawym policzku, rozcięta, ale niekrwawiąca warga oraz zmęczone, ciemnobrązowe oczy.
No na Miss Strefy to mnie nie wybiorą, pomyślałam.
Gdy tak stałam i rozwodziłam nad stanem mojej twarzy, do środka wszedł Jeff, a zaraz za nim Alby. Mieli posępne miny, ale gdy tylko mnie ujrzeli to ich twarze nabrały ciepła.

- Susan, żyjesz! - Alby podbiegł do mnie i przytulił - powiedziałem Jeff'owi, że jeśli wykitujesz to urządzę mu prywatne spotkanie z Dozorcą. Jak widać, podziałało - dodał żartobliwie, czym niezmiernie poprawił mi humor.
- Byłem pod presją, byłaś nieprzytomna dwa dni więc to mi nie...- Jeff zaczął się usprawiedliwiać ale mu przerwałam.
- Dwa dni?!- rzuciłam zszokowana.
- Tak- odpowiedział mi Jeff - Cała Strefa chodziła jak na szpilkach, a sztamaki dobrowolnie stali na warcie przed drzwiami. Nawet mucha się nie przecisła. Po tym, jak Shane spikolił do labiryntu to o mało okopów mi to nie porobili.
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam pytająco na Alby'ego. Ten odpowiedział mi z poważną miną.
- Musimy zwołać Zgromadzenie.

***

Po 15 minutach wszyscy zebrali się w Bazie. Siedziałam w samym środku budynku, natomiast pozostali w półokręgu na przeciwko mnie. Niektórzy stali przy wejściu lub tak jak Alby, i Newt i Gally - po mojej prawej. Ten pierwszy poprosił, abym opowiedziała co się wydarzyło, więc zaczęłam im streszczać cały zarys sytuacji. jednocześnie bawiąc się swoim nożem. Kiedy skończyłam mówić, spojrzałam po kolei na wszystkich sztamaków. Ich twarze ukazywały szok i w dużej mierze gniew, ale przede wszystkim wiarę w to co powiedziałam. To bardzo mnie ucieszyło. Byłam szczęśliwa, że mimo iż nie widzieli na własne oczy co się stało to darzyli mnie takim szacunkiem i zaufaniem, aby móc uwierzyć w to co mówię.
Na myśl przyszło mi nagle to co powiedział wcześniej Jeff.

- Właśnie, a gdzie jest Shane?- spojrzałam na chłopaków po prawej stronie.
Ich twarze stężały na wzmiance o chłopaku. Po dłuższej chwili odpowiedzi udzielił mi Newt.
- Po tym jak zemdlałaś, wrzuciliśmy go do ciapy bo nie wiedzieliśmy co się dokładnie wydarzyło. Co chwila coś krzyczał, że nie chciał, że to wszystko przez nich- zmarszczyłam brwi na jego słowa. Czy to miało coś wspólnego z tymi którzy nas tu wpakowali?- Jednak każdy się przejął twoim stanem i później nie zwracaliśmy za bardzo uwagi co z tym krótasem. Wczoraj chwilę przed zamknięciem Wrót Ben zauważył jak Shane leci na złamanie karku do labiryntu. Nie zdążył go powstrzymać. Dzisiaj Ben i Matt są na zwiadzie. Znajdą go... Albo to co z niego zostało.

Kiedy Newt skończył mówić, zaczęłam swój wewnętrzny monolog. Shane uciekł do labiryntu. Uciekł bo bał się, że ktoś dokona samosądu - że Gally dokona samosądu - czy znów oszalał?

- A i jeszcze jedno...- zaczął Newt - przez najbliższy tydzień nie biegniesz do labiryntu. Nie chcemy zafundować Dozorcom darmowego deseru.

Przez chwilę miałam zaprotestować bo ustalili to bez konsultacji ze mną, ale potem stwierdziłam, że to normalna decyzja w takiej sytuacji.
Pokiwałam tylko głową na słowa Newta. Nikt nie miał już nic więcej to powiedzenia, więc zakończyliśmy Zgromadzenie.

Everything will be fineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz