Rozdział 11

75 3 0
                                    

Pov. Susan

Jorge poszedł sam, zostawiając nam plecak. Miał udać się tym samym wejściem, co nasz cel, natomiast my ruszyliśmy w kierunku tylnych drzwi. Nie było to trudne bo nikt ich na szczęście nie pilnował. Ludzie tutaj chodzili tak, jakby w ogóle nie kontatkowali. Kiedy byliśmy już blisko usłyszeliśmy głosy. Odwróciłam się do reszty i kazałam im być zachować ciszę.

- J-jorge!? HAHA! Nie spodziewałem się, że mnie jeszcze odwiedzisz. Myślałem, że-
- Że gryzę piach? - zironizował Hiszpan - Po tym jak mnie wychujałeś na trefną broń i nasłałeś swoich kumpli, ja miałbym cię nie odwiedzić? Ranisz moje serce, hermano.
- N-nie to nie tak- zaczął znów - jak się domyślałam - Marcus - Do kolegi mierzysz!? - usłyszałam powolne kroki w stronę naszych drzwi.
- No wiesz, co Marcus... Zawiodłem się na tobie. W tym świecie największą zasadą jest: Nigdy nie rozstawaj się z bronią. Jednak ty ją złamałeś i właśnie wykopałeś sobie grób, hermano - wtedy usłyszałam szybkie kroki w naszą stronę. Dzięki Jorge'owi wiedziałam już, że Marcus nie był uzbrojony, więc mogłam działać.

- No hejka - uśmiechnęłam się sztucznie i pomachałam do zdezorientowanego mężczyzny, kiedy otworzył drzwi. Był ode mnie sporo niższy, więc bez problemu przepchnęłam go z powrotem do Hiszpana.
- Jak widzisz, hermano - zaczął znów Jorge do Marcus'a - Ja zawsze jestem przygotowany - wskazał na naszą grupę i uśmiechnął się zadowolony.
- Haha! I co teraz? Zabijesz mnie!? - zachowanie Marcus'a zmieniało się co kilka minut. Prawdopodobnie był już w pierwszym stadium choroby. Przyjrzałam mu się: tłuste blond włosy, niski, bordowa, zużyta marynarka i sygnety na palcach, no alfons jak się patrzy.
- Ależ skąd - Jorge mierzył do niego ze swojej broni i powoli usiadł na kanapie znajdującej się na przeciwko Marcus'a. Rozsiadł się na niej, jak Newt na hamaku - Potrzebuję kilku informacji, a za owocną współpracę daruję ci życie. Zawsze tak działam, hermano - Jorge miał coś takiego w swoim spojrzeniu i zachowaniu, że bez konkretnych gróźb mógł owinąć sobie kogoś wokół palca.
- Czego chcesz?
- Dwójka nastolatków: krótkowłosa, niska szatynka i wysoki ciapowaty chłopak - skrzywiłam się mimowolnie lekko na to, jak opisał Thomas'a - Szukali cię. Gdzie są teraz? - Jorge powiedział to tak, jakby był pewien, że tu byli.
- I o nich tyle szumu? - parsknął nieprzejęty blondyn - Bawią się w moim klubie - Jorge i ja spojrzeliśmy na siebie.
- Idź - kiwnęłam głową i ruszyłam - Poczekaj! - odwróciłam się do niego - Łap, hermana - wyciągnął kolejny pistolet i rzucił go w mają stronę, którego bez problemu przechwyciłam - To w razie "W".

Podziękowałam mu i całą "streferową" grupą ruszyliśmy po naszych przyjaciół. Schowałam pod kurtkę pistolet, aby nie rzucał się w oczy. Kierowaliśmy w stronę  muzyki. Kiedy dotarliśmy pod wejście do klubu, zatrzymała nas jakaś blondynka.

- Wstęp tylko dla gości - powiedziała z pewnym uśmiechem. Chciałam ją wyminąć, jednak ta znowu zastąpiła mi drogę - Głucha jesteś, dziewczynko? - Lekko mówiąc, zirytowała mnie jej postawa, więc podeszłam do niej bardzo blisko. Byłyśmy jednego wzrostu, więc prawie stykałyśmy się nosami.
- Nie martw się, słuch mam bardzo dobry, ale za to ty chyba swój łeb z dupą zamieniłaś - odgryzłam się jej. Ta momentalnie poczerwieniała ze złości i już miała coś dodać, jednak momentalnie zamarła, gdy przyłożyłam jej dyskretnie pistolet do brzucha - A teraz grzecznie zajdziesz nam z drogi, albo zostaniesz żywą tarczą. Wybieraj - posłała mi przerażony wzrok natychmiast się ode mnie osunęła - Tak właśnie myślałam - ukryłam szybko broń i ruszyliśmy do środka. Kiedy przeszliśmy przez wiszące płachty, uderzył nas zapach potu, jakiegoś dymu i alkoholu. Ludzie byli stłoczeni na parkiecie. Nie mogli utrzymać równowagi, a ich oczy wyrażały totalne odcięcie od rzeczywistości. Zaczęliśmy się rozglądać w poszukiwaniu znajomych twarzy.
- Tam! - Teresa nagle wskazała na kogoś leżącego na ziemi.

Tommy...

Ruszyłam tak, jakby kopnął mnie prąd. Zaczęłam mało delikatnie rozpychać ludzi, aby dostać się do chłopaka. Kiedy wreszcie mi się udało, kucnęłam przy nim i sprawdziłam jego oddech.
- Żyjesz, chłopie - szepnęłam z niebywałą ulgą.
- Co z nim? - Newt i Aris zostali przy mnie, a reszta pobiegła szukać Brendy.
- Żyje, ale jest nieprzytomny. Musimy go stąd zabrać - Chłopaki od razu podnieśli Thomas'a i położyli go sobie na ramionach. W tej samej chwili podeszli do Teresa i Patelniak trzymający w ramionach słabo kontaktującą, ale przytomną Brendę.

Co ten krótas im podał!?

Ruszyliśmy z powrotem do Jorge'a. Z każdym kolejnym krokiem mój gniew wzrastał coraz bardziej, a kiedy mój wzrok padał na wycieńczoną twarz Tommy'ego to myślałam, że mnie coś pokiloli. Kiedy dotarliśmy pod tylnie drzwi, otworzyłam się z impetem i wpadłam do środka jak burza.
- Coś ty im purwa zrobił!? - wydałam się. Marcus stał związany obok Jorge'a.
- Co? Imprezka się nie udała, HAHA?! - nic sobie nie robił z całej sytuacji, a to wkurzyło mnie jeszcze bardziej.

Tracąc resztki samokontroli, ruszyłam szybkim krokiem do chichoczącego blondyna. Wymierzyłam mu soczystego prawego sierpowego. Ten, zamroczony moim ciosem, upadł z jękiem na ziemię. Kiedy chciałam do niego podejść, aby mu poprawić, Jorge zatrzymał mnie, łapiąc za  ramię.

- Poczekaj, hermana. Jeszcze nie czas, żeby go dobić, a poza tym zostaw coś dla mnie. Zajmij się nimi - kiwnął mi we stronę poszkodowanych. Pokiwałam głową i nim odeszłam to posłałam jeszcze gniewne spojrzenie Marcus'owi.
- Newt, Aris, połóżcie go na jednej kanapie. Patelniak, Brendę daj na drugą- jak powiedziałam, tak zrobili.

W tym czasie Jorge zwlókł z ziemi Marcus'a i posadził na krześle. Profilaktycznie przywiązał go jeszcze do mebla.
- No to teraz się zabawimy, hermano - uśmiechnął się szyderczo do Marcus'a.

Widziałam jak wcześniej spoglądał zmartwionym wzorkiem na Brendę. Widać było, że dziewczyna była dla niego ważna.
Kiedy Jorge zaczął okładać blondyna, ja podeszłam z butelką wody do - już mniej zamroczonej - Brendy. Kątem oka obserwowałam Tommy'ego, który był cały czas nieprzytomny.

- Wypij, wtedy dojdziesz do siebie - kucnęłam przy siedzącej na kanapie dziewczynie i podałam jej butelkę, którą od razu przyjęła.
- Dziękuję - szepnęła z wdzięcznością.
- Opowiesz mi po kolei, co się wydarzyło? - dziewczyna przytaknęła i streściła nam wszystko, co się wydarzyło. Kiedy jednak opowiadała o tym co się działo w klubie, wydawała się bardziej nerwowa.
- Daj spokój, HAHA! Nudziarze z was, nie umiecie się zabawić - Marcus jak zwykle musiał dodać swoje trzy grosze.

Sapnęłam rozdrażniona. Podniołam się i podeszłam do Jorge'a, który stał przy blondynie.

Pov. Thomas

Znów śniłem. Tym razem szedłem pomiędzy rzędami dysków. Lewo, prawo, lewo... Po chwili dostrzegłem znajomą postać.

- Hej - powiedziała Teresa.
- Ktoś cię widział? - zignorowałem jej powitanie.
- Nie... O co chodzi?
- Nie mamy czasu.
- Co się dzieje?
- Musiałem się z tobą zobaczyć i wyjaśnić ci to, zanim- O nie...- nagle usłyszałem kroki z lewej strony. Przyparłem nas lekko do ściany, aby się ukryć.
-Thomas o co-
- Posłuchaj - rzuciłem twardo - Cokolwiek ci o mnie powiedzą, wiedz, że musiałem to zrobić.
- Co zrobiłeś?
- Nie mogłem już patrzeć na jej cierpienie. To, co zrobili w labiryncie bez naszej wiedzy, było okropne... - przełknąłem nerwowo ślinę - Nie mogłem patrzeć jak oni giną - dziewczyna chciała coś powiedzieć, jednak przerwał jej mężczyzna wychodzący zza ściany.
- Jest! - krzyknął. Złapał mnie za ramię i zaczął ciągnąć w przeciwną stronę - Idziemy - po chwili dobiegli do nas inni żołnierze.
- Poczekajcie!- krzyczała Teresa.
- Przepraszam - zdążyłem jej jeszcze powiedzieć, nim zniknęła mi z pola widzenia.



Everything will be fineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz