Rozdział 13

121 6 0
                                    


Podniosłem się gwałtownie do siadu, a hamak zakołysał się niebezpiecznie. Byłem przeładowany emocjami ze snu.
Susan i ja...Byliśmy ze sobą blisko przez labiryntem, podsumowałem.
Przejechałem nerwowo dłonią po włosach. Jeszcze to co mówiła, o tym co zrobiła... I ta kartka.
Obróciłem głowę w stronę otwierających się Wrót. Zobaczyłem przed nią trzy osoby: Alby'ego, Newt'a i Susan. Newt coś do nich mógł po czym poklepał ich o plecach. Ci przytaknęli i ruszyli biegiem do labiryntu.

***

- Dlaczego Alby tam poszedł? - zapytałem Newt'a. Siedzieliśmy razem z Chuck'iem na leżącej kłodzie, a Newt starał się ściąć pozostałość drzewa maczetą - Przecież nie jest biegaczem.
- Sytuacja się zmieniła. Chce sprawdzić gdzie był Ben...Pomożesz?
- Chce wiedzieć gdzie go dziabnęło... - drążyłem dalej.
- Wiedzą co robią- wtrącił Newt - Lepiej niż ktokolwiek inny...
- Co to znaczy?
- Słyszałeś...- zaczął po chwili, znów przerywając pracę - Co miesiąc Pudło przywozi Świeżego, ale ktoś był tu pierwszy. Ktoś kto spędził w strefie sam przez dłuższy czas. To była Susan... Spędziła w Strefie cały rok sama. Nawet sobie nie wyobrażam jak musiało być jej ciężko...Potem z kolejnym transportem przyjechał Alby. Razem zaplanowali dalsze działania, zasady... Jak prawdziwi przywódcy. Nauczyli nas, że najważniejsze to trzymać się razem... Bo razem tu jesteśmy - wskazał nas wszystkich po kolei. Potem już nic nie mówił tylko wrócił do zajęcia.
Ma rację, wszyscy siedzieli w tym razem, pomyślałem.
Wstałem, zabierając inną maczetę i ruszyłem, żeby mu pomóc.
- Dobrze - zaczął zadowolony - Właśnie o to chodzi, Njubi.

Pov. Susan

Przemierzałam korytarze z Alby'm przy boku. Wczoraj ustaliliśmy, żeby udał się razem ze mną poszukać miejsca, gdzie dziabnęło Ben'a. Nic więcej.
Ben... Na samą myśl o nim, ściskało mnie w sercu. Mój przyjaciel, z którym jeszcze wczoraj badałam labirynt, postradał zmysły i... Odszedł. Labirynt go zabrał... Tak jak wielu innych.

- Poczekaj - Alby zatrzymał się i kucnął co i ja też zrobiłam po chwili. Zobaczyłam, że obraca coś w dłoni. Był to zegarek cyfrowy z pękniętym zakrwawionym szkłem.
- Zegarek Ben'a - powiedziałam z trudem, przełykając ślinę. Alby pokiwał głową i wstał.
- Biegniemy dalej - zarządził. Obrócił się do mnie i wyciągnął rękę, w której trzymał zegarek. Od razu przyjęłam.
Jedyna rzecz jaką mi po nim została, pomyślałam.
- Dziękuję... A teraz ruszajmy - i tak też zrobiliśmy. Pobiegliśmy tą samą drogą co Ben.
- Pójdę sprawdzić tam - powiedział, gdy zatrzymaliśmy się na rozdrożu - Ty sprawdź na wprost.
- Alby, czy na pewno chcesz się rozdzielać? - zapytałam niepewnie. Nie martwiłam się o to, że mógłby się zgubić bo znał labirynt. W końcu był kiedyś biegaczem. Martwiła mnie myśl, że mogło go spotkać to, co Ben'a.
- Musimy badać szerszy obszar, żeby nic nam nie umknęło. W razie czego krzycz, dobrze?
- Ogay...- odpowiedziałam nadal pełna obaw i ruszyłam w swoją stronę.

Starałam się szukać jakiś śladów, cokolwiek co dawałoby by jakąś wskazówkę o Ben'ie. Przez pewien czas kompletnie nic nie znalazłam, aż do momentu w którym prawie się wywaliłam.

- Co do...- w ostatniej chwili złapałam równowagę i się odsunęłam. Kucnęłam, żeby to zbadać. Na ziemi walała się jakaś gęsta przeźroczysta maź, która ciągnęła się aż do górnej części ściany pokrytej bluszczem. Wstałam i podeszłam do niej. Przejechałam dłonią po chropowatej powierzchni na której dostrzegłam głębokie zadrapania.
Tego nie zrobił człowiek, stwierdziłam w myślach.
Nagle powietrze w labiryncie przeszył przeraźliwy krzyk. Krzyk Alby'ego.

- Alby! - Czym prędzej ruszyłam w tamtym kierunku.

Lewo, prawo, prosto, prawo... Kiedy wybiegłam z zakrętu, zamarłam na obraz przede mną. Alby leżał na ziemi bez życia, ale najbardziej przerażające było to co stało nad nim. To była jakaś kreatura. Była wysoka na co najmniej 3 mety, miała sześć metalowych odnóży, i przerażający pysk.

Everything will be fineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz