Rozdział 18

112 4 0
                                    

Pov. Thomas

Nie spałem już jakiś czas, wpatrując się lekko zachmurzone niebo, gdy usłyszałem zbliżające się kroki. Po chwili zobaczyłem nad sobą uśmiechającą się Susan.

- Cześć, Tommy! To twój wielki dzień. Jesteś pewny, że nie pękasz? - zaśmiała się.
- Nie ma takiej opcji - pokręciłem rozbawiony głową - Wypuść mnie już z tej dziury.

Kiedy wyszedłem, udaliśmy się do kuchni po prowiant, gdzie podała mu również mały plecak z przydatnymi rzeczami. Potem ruszyliśmy się pod bramę, która jak w zegarku zaczęła się otwierać, gdy do niej podeszliśmy.

- Postaram się nie biec aż tak szybko, jednak nie dam ci forów - rzuciła z zadziornym uśmiechem - Ruszamy! - Wyrwała się gwałtownie do przodu, a zaraz za nią ja. Przez dłuższy czas ciężko było mi nadążyć i wyrabiać się na zakrętach, ale z każdą kolejną chwilą szło mi coraz lepiej.
- Tędy!- rzuciła strudzona dziewczyna, zmieniając kolejny raz kierunek - Już niedaleko!
Niedługo potem wbiegliśmy to dziwnego miejsca, bowiem różniło się ono od reszty labiryntu. Miejsca było więcej, a w większości zamiast długich korytarzy, znajdowały się krótkie, pojedyncze ściany. Minęliśmy ścianę z numerem pięć, zaraz potem z numerem sześć, aż w końcu dotarliśmy do siódemki.

- Dziwne...- rzuciła po kilku minutach marszu przez sektor.
- Co?
- Siódemka miała się otworzyć dopiero za tydzień.
Szliśmy cały czas prosto, aż doszliśmy do kolejnego dziwnego dla mnie miejsca.
- Co to do cholery jest? - zapytałem, gdy zobaczyłem kilkumetrowe, lekko zardzewiałe,metalowe ściany, rozmieszczone w idealnych rzędach.
- To Ostrza - odpowiedziała dziewczyna, ruszając między nie.

Nagle ruszyła truchtem przed siebie, więc i ja tak zrobiłem. Zaraz potem zatrzymaliśmy się przy czymś, co leżało na ziemi. Kiedy się przyjrzałem, stwierdziłem że był to przesiąknięty krwią podkoszulek i strzępy plecaka. Susan wzięła ubranie w dwa palce i przyjrzała mu się. Po chwili dostrzegłem na jej twarzy smutek.

- To Ben'a? - zapytałem, choć się domyślałem.
- Tak...-powiedziała cicho, przełykając ciężko ślinę - Dozorca go tu przywlukł - wstała i odetchnęła.

Nagle usłyszeliśmy jakiś dźwięk, jakby klikanie. Popatrzyliśmy się na siebie zdezorientowani, ale potem mnie oświeciło. Złamałem szybko dziewczynę i odwróciłem ją gwałtownie plecami do siebie.

- Purwa co robisz? - zapytała
zdezorientowana.

Ja jednak jej nie odpowiedziałem, tylko wyciągnąłem tajemnicze urządzenie z plecaka i zacząłem je oglądać. Kiedy chciałem iść z nim w kierunku, z którego przyszłyśmy, przestało wydawać jakikolwiek dźwięk, jednak gdy ruszyłem w przeciwnym kierunku, to znowu się uruchomiło.

- To chyba wskazuje drogę - odwróciłem zatrwożony głowę w stronę dziewczyny.

Zdecydowaliśmy się iść zgodnie z natężeniem dźwięku, który prowadził nas między ostrzami. Niekiedy musiałem zatrzymać się gwałtownie i zmieniać kierunek przez co Susan o mało nie wpadła na moje plecy. Szliśmy przy ścianie ,w której po czasie dostrzegliśmy wejście, do której prowadziło nas urządzenie. Kiedy weszliśmy wgląd, dostrzegłem duże zdziwienie za twarzy dziewczyny. Szliśmy prostą betonową ścieżką, która po obu stronach mała przepaście, a boczne ściany, znajdujące się około trzech metrów od ścieżki tworzyły coś w rodzaju kopuły nad tym miejscem.

- Byłaś tu już kiedyś? - zapytałem, cały czas kierując się do przodu za sygnałem.
- Nie, nigdy - odpowiedziała, rozglądając się z ciekawością na wszystkie strony. Zobaczyliśmy ścianę, gdy dostaliśmy na sam koniec ścieżki.
- Purwa - rzuciła dziewczyna rozgadając się wkoło - Znów ślepy zaułek.

Spojrzałem na urządzenie, które wydawało notoryczne dźwięki i zacząłem je studiować jeszcze raz. Nie wiem dokładnie jak to zrobiłem, ale coś nacisnąłem, przez co liczba zmieniła kolor na zielony, a potem ściana za nami zaczęła się podnosić. Za nią dostrzegliśmy bliźniaczą ścianę, a za samym końvu mały okrąg, który również się otworzył.

- Jesteś tego pewny? - zapytała sceptycznie.
- No tak średnio- przełknąłem ślinę i ruszyłem do przodu. Podeszliśmy do okręgu. Zajrzaliśmy do środka, w którym panowała kompletna ciemność, jednak wyczuwalny był z niego lekko podmuch zimnego powietrza. Susan dotknęła krawędzi wejścia, na której znajdowała się dobrze znana nam substancja.

- Dozorcy - spojrzała na mnie.
Nagle gdzieś w głębi dostrzegliśmy czerwone światełko. Zaraz potem błysnęło i chyba nas zeskanowało. Potem nastąpiły dwa niepokojące dźwięki.

- Co to było? - zapytała zszokowana.
- Nie wiem, ale lepiej spadajmy stąd - rzuciłem i ruszyliśmy truchtem do wyjścia.
- Daj klucz - poprosiła, co od razu zrobiłem.
Nieoczekiwanie okrąg zamknął się a ściany zaczęły się opuszczać.
- Zmywamy się! - krzyknąłem i ruszyliśmy pędem w stronę ostrzy, które zaczęli się zamykać.
- Cholera, ruszaj się bo tu utkniemy! - dziewczyna popchnęła mnie do przodu. Biegłem za nią co sił. Niestety, gdy zmieniła kierunek, nie zdążyłem przed zamknięciem się ostrza, więc biegliśmy, rozdzieleni przez linię ostrzy.
- Susan! - krzyknąłem przerażony.
- Nie zatrzymuj się! Biegnij przed siebie!
Wychwyciłem moment i impulsywnie przedarłem się przez zamykające się ostrze do dziewczyny, którą prawie przewróciłem.
- Gazu chłopie! - rzuciła, ciągnąc mnie za ramię.

Wybiegliśmy ze strefy z ostrzami jednak to nie był koniec. Gdy dotarliśmy spowrotem do pojedynczych ścian, fragmenty podłoża zaczęły się podnosić, a metalowe kawałki ścian spadały w dół prosto na nas. Biegliśmy co sił w nogach. Odwracając głowę co chwilę za siebie widziałem jak beton, po którym chwilę wcześniej biegłem unosił się górę, nie współgrając z prawami fizyki.

- Nie oglądaj się! - krzyknęła do mnie dziewczyna- Tutaj! - skręciła ostro w lewo do zamykającej się szczeliny, co zaraz uczyniłem ja. Zasuwliśmy na czworakach co sił, jednak ściana była bliska zmiażdżeniu nas. W ostatniej chwili przecisnęliśmy na drugą stronę, podając z impetem na ziemię. Leżeliśmy obok siebie na plecach, dysząc ze zmęczenia.
- Żyjesz? - zapytała, gdy podnosiła się do siadu i spojrzała na mnie.
- Ledwo - uśmiechnąłem się lekko i również usiadłem.
- Cholera takich atrakcji jeszcze tutaj nie miałam - pokręciła rozbawiona głową - Aż boję się pomyśleć co możesz mi jeszcze zafundować - uśmiechnęła się, wpatrując się we mnie intensywnie- Wracajmy. Musimy powiedzieć reszcie co znaleźliśmy - wstała i wyciągnęła do mnie rękę, którą przyjąłem.

***

Wybiegliśmy z labiryntu, przed którym czekała już na nas ekipa składająca się między innymi z Newt'a, Chuck'a, Patelniaka, Gally'ego i innych.

- Co tam się odpikala? - rzucił jak zwykle wkurzony i wkurzający Gally.
- Znów narobiłeś klumpska? - zapytał mnie zaczepnie Newt.
- Znaleźliśmy nowe przejście - odpowiedziałem mu podekscytowany.
- To może być wyjście - rzuciła z równym entuzjazmem Susan - Znaleźliśmy jakiś tunel... Jeszcze nigdy go nie widziałam... To chyba kryjówka Dozorców.
- Zaraz- podszedł do nas bliżej Chuck - Nora Dozorców? I mamy tam iść? - spojrzał na mnie sceptycznie.
- To może być wyjście- powiedziałem, nadal będąc przy swoim.
- Tak. W którym czeka tyle Dozorców ile łyżek w kuchni! - rzucił za nami gniewnie - Njubi nie wie co robi, jak zwykle!
- Ale coś robię! - Odwróciłem się do do niego. Miałem już po dziurki w nosie jego biadolenia i czepiania o wszystko - A ty co? - podszedłem do niego i spojrzałem wyzywająco w jego oczy - Chowasz się tylko za tym murem! - Kątem oka widziałem jak Susan i Newt stanęli obok mnie.
- Uważaj na słowa, smrodasie - zmrużył gniewie oczy - Jesteś tu trzy dni w ja prawie trzy lata-
- I wciąż tu tkwisz! - warknąłem - I jaki z tego wniosek? Najwyższy czas coś zmienić!
- A ty co? Chcesz zostać szefem czy-
- Ej! - przerwała mu nagle pojawiająca się obok nas Teresa. Wszyscy spojrzeliśmy w jej stronę - Alby się ocknął...



Everything will be fineOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz