~Part 12~

7.1K 432 82
                                    

To był dopiero trzeci dzień mojego zajmowania się dzieciakami. I szczerze? Chryste matko, miałam dość! Momentami miałam ochotę udusić jedno i drugie. Dopiero teraz zaczęłam naprawdę doceniać to, co mama dla nas robi. Jak ona to wytrzymuje? Nie mam pojęcia. Praca, dom, dzieciaki. Ja chyba już dawno bym zwariowała.

- Czuję się jak pięćdziesięcioletnia kura domowa. Zmęczona, styrana gospodyni - jęknęłam, opadając na kanapę obok Holly i Nialla.

- No to masz już mały wgląd w swoją przyszłość.

- Pffft! - prychnęłam w odpowiedzi na słowa blondyna. - Na pewno nie! Wiedziałam, że był jakiś grubszy powód, dla którego nie pakowałam się w związki i cholera, właśnie go znalazłam! Jestem geniuszem!

- Przesadzasz - wtrąciła Holly.

- Nie, moja droga. Nie przesadzam. I wyciągnij wnioski z moich błędów: nigdy nie daj się w coś takiego wpakować.

- Ej! - Niall oburzył się i zakrył rudej uszy. - Nie buntuj mi tu kobiety!

- A to już planujesz ożenek i dzieci? - zdziwiłam się. Holly podłapała moje pytanie i spojrzała na niego wyczekująco.

- No... w sumie to nie. Jeszcze nie. No ale przecież kiedyś, może. Za kilka lat. No kto to wie? Nikt nie wie! - odpowiedział spanikowany, na co ja i Holly wybuchłyśmy śmiechem. Żeby już nie męczyć biednego Horana, zmieniliśmy temat na coś luźniejszego.

Godzinę później Holly wpadła na genialny pomysł. Zakupy. Nie mogłam temu odmówić. W końcu należała mi się chwila przyjemności. Na szybko podszykowałyśmy co nieco do obiadu, którym dziś miała być zapiekanka. Jedyne co zostało do zrobienia, to dodać sos i wstawić do piekarnika. Idealnie. Szybko się przebrałam i we trójkę wyszliśmy z domu. Zanim Niall pojechał na świetlicę, zabawiać dzieciaki gitarą i śpiewem, podrzucił nas do centrum handlowego.

Przed zakupami postanowiłyśmy jeszcze się doładować i poszłyśmy na kawę do miejscowej kawiarni. Właśnie dostałyśmy nasze zamówienia, kiedy rozdzwonił się mój telefon. Ktoś, kogo nie miałam zapisanego w kontaktach dobijał się do mnie już trzeci raz.

- Tak, słucham?

- Dzień dobry. Crystal Waller, prawda? - Wiedziałam, że skądś znam głos kobiety. Nie mogłam tylko skojarzyć, skąd.

- Zgadza się.

- Crystal, mówi Evelyn Jonson. - Kobieta przedstawiła się, a ja od razu przypomniałam sobie panią Eve, szkolną sekretarkę.

- Och, dzień dobry pani! - przywitałam ją radośnie. To złota kobieta i chyba nie było w szkole ucznia, który miałby o niej coś złego do powiedzenia. Przynajmniej nie za moich czasów. - Jakiś problem z Giną?

- Georgina miała w szkole wypadek...

- CO?! - krzyknęłam, omal nie wypuszczając telefonu z dłoni. Holly posłała mi zaniepokojone spojrzenie. - Jak to? Jaki wypadek?

- Spadła ze schodów. Ale proszę się nie martwić, była przytomna cały czas. Nie chciała jechać do szpitala, ale wezwaliśmy karetkę i zabrali ją na badania - wyjaśniła.

- W którym jest szpitalu? - zapytałam, od razu podnosząc się z miejsca.

- W północnym...

- Już tam jadę. Dziękuję za telefon. - Nawet się nie żegnając, zakończyłam połączenie.

- Crystal, co się stało? - zaniepokoiła się Holly. - Jesteś blada jak ściana!

- Przepraszam cię, ale muszę jechać do szpitala. Gina spadła w szkole ze schodów. Wiem tylko tyle, że była cały czas przytomna i nie chciała jechać do szpitala.

- Jechać z tobą? Zadzwonię po Nia...

- Nie, Holly, poradzę sobie. Muszę lecieć - rzuciłam w pośpiechu.

- Jasne! Daj znać, co z nią! - zawołała, kiedy już oddalałam się w stronę wyjścia. Taksówkę udało mi się złapać dość szybko, ale jak na złość miasto było zakorkowane i dotarcie do celu zajęło mi ponad trzydzieści minut. Zapłaciłam kierowcy za kurs, nawet nie pytając, ile jestem winna i pobiegłam do szpitala. Zapytałam pierwszego lepszego pracownika, czy wie coś o mojej siostrze i o dziwo, wiedział.

- Chodzi o tą licealistkę, która spadła ze schodów w szkole? - upewnił się mężczyzna.

- Tak, właśnie o tę. Co z nią? Gdzie jest?

- Byłem przy niej tylko przez chwilę, jak ją przywieźli. Na moment straciła przytomność, ale to normalne, skoro uderzyła się w głowie. Zrobiliśmy jej rezonans, teraz powinna być na rentgenie nogi, ale nie jestem pewien. Lekarz prowadzący jest z nią, on wie więcej. Jej nauczyciel był przy wszystkim, więc może on powie pani coś więcej. Proszę pójść tamtym korytarzem, skręcić w pierwszy po lewo, potem do końca i w prawo - wytłumaczył mi. - Powinien siedzieć przed pokojem RTG.

- Jasne, dziękuję! - zawołałam i pobiegłam wedle jego wskazówek. Pierwszy w lewo, teraz do końca, a potem w prawo. W myślach ciągle słyszałam słowa stażysty, którego przed chwilą spotkałam. Uraz głowy, utrata przytomności... Cholera, żeby tylko to nie było nic poważnego! Ręce mi się trzęsły. Gdybym stanęła, nogi z pewnością by do nich dołączyły, ale póki co niosły mnie pewnie do przodu.

Koniec korytarza, teraz w prawo.

Ledwie skręciłam, a i nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Nie spodziewałam się tego, co zobaczyłam.

Nie spodziewałam się tego, że nauczycielem, który przyjechał z moją siostra do szpitala, jest Harry.


DUMDUMDUMDUUUUUUM!! Teraz mnie zamordujecie, za przerwanie w takim momencie. Zdaję sobie z tego sprawę :D.

Postaram się kolejny rozdział dodać jakoś przed 18, ale nie gwarantuję, że mi się uda, bo jeszcze muszę jedną rzecz dopisać, a mam strasznie zalatany piątek. Zacznijmy od tego, że mam egzamin (znowu) i liczę na to, że będziecie Koty za mnie trzymały kciuki :*.

Idę spać, żeby jakoś na tym egzaminie myśleć i nie być totalnym zombiakiem.

Do następnego i nie zapomnijcie mi napisać, co sądzicie xx

I do [h.s]  [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz