~Part 28~

7.8K 452 25
                                    

Jak tylko przekroczyłam próg mieszkania Michael powitał mnie wspaniałymi nowinami - udało mu się załatwić mi chorobowe tylko na dwa dni, przez co jutro musiałam pojawić się w pracy o szóstej rano. Czyż to nie cudownie? Nawet się nie rozpakowałam. Jedynie wzięłam szybki prysznic i od razu położyłam się spać. Z cudowną świadomością, że przede mną niecałe pięć godzin snu.

**

Cały tydzień był delikatnie mówiąc kiepski. Sama nie wiem czemu. Czy przez pogodę, która zdawała się być jeszcze gorsza niż przez cały mój pobyt tutaj. Czy przez pracę na morderczo wczesną godzinę, od której się już odzwyczaiłam. Czy może przez tęsknotę do domu, którą teraz odczuwałam coraz dotkliwiej. I to mimo ciągłego wymienienia wiadomości z Holly, Phoebe, Liamem czy Harrym. Do mamy starałam się dzwonić nie częściej niż co dwa dni, żeby nie zaczęła niczego podejrzewać. Ta kobieta na odległość zdawała się czytać ze mnie jeszcze lepiej, niż kiedy byłyśmy twarzą w twarz.

W niedzielę wróciłam do domu po ostatnim dniu porannej zmiany. Od jutra zaczynałam na popołudnie. Dzięki Bogu... Zdjęłam z siebie przemoczony płaszcz i razem z ociekającą wodą parasolką powiesiłam nad wanną, by obciekły. Byłam tak bardzo zdesperowana, by ujrzeć słońce, że wykorzystałam radę, której kiedyś udzielił mi Dom. Wzięłam kartkę i żółtą kredkę, którą specjalnie dla mnie zostawił i narysowałam gigantyczną, żółtą kulę, która miała robić za słońce, po czym po prostu przykleiłam ją do szyby. Parsknęłam śmiechem, jak tylko to zrobiłam.

- Wariujesz, Crystal - westchnęłam, kierując się do kuchni, by podgrzać sobie obiad z wczoraj. Potem wyjęłam z lodówki piwo i zasiadłam przed telewizorem. Oglądając jakiś mało ambitny program rozrywkowy zjadłam, a potem rozłożyłam się na kanapie, zbyt zmęczona by choćby wyrzucić butelkę i wstawić talerz do zlewu. Dopiero, kiedy się ściemniło, a zegarek wskazywał osiemnastą zmusiłam się do wstania. Posprzątałam po sobie i zawlekłam się pod prysznic.

Stałam tak, ociekając wodą i sama nie wiem kiedy, ani tym bardziej czemu zaczęłam płakać. To chyba po prostu był jeden z tych dni, kiedy czujesz się chujowo i tak naprawdę nie potrafisz znaleźć na to wytłumaczenia. Oparłam czoło o chłodną ścianę i pozwoliłam sobie na tę chwilę słabości, czując jak łzy i woda powoli pozwalają mi pozbyć się zmęczenia i przytłaczającego uczucia tęsknoty.

W końcu przestałam płakać i wyłączyłam wodę. Dokładnie wytarłam ciało i włosy, a potem wtarłam w skórę balsam. Zarzuciłam na siebie dresy, związałam mokre włosy w koka i wyszłam z łazienki. Nalałam sobie szklankę wody i wypiłam ją. Potem kolejną i jeszcze jedną. Opadłam na kanapę przed telewizorem i zamknęłam oczy.

Cisza. Całkowita cisza, w której niemal słyszałam bicie własnego serca. Położyłam dłoń na klatce piersiowej, by je poczuć. Biło. Nadal biło, a ja dałam radę przetrwać ostatni dzień tego koszmarnego tygodnia. Kolejny nie mógł być taki sam, prawda?

Drgnęłam niespokojnie, kiedy ciszę przeszyło pukanie do drzwi. W zasadzie nie pukanie. Walenie. Cicho podeszłam do drzwi i zerknęłam przez wizjer. Ben? Odsunęłam zamki i otworzyłam drzwi. Wystarczyło mi jedno spojrzenie na niego żeby wiedzieć, że jest pijany.

- Ben, co tu robisz? - zapytałam, opierając się o framugę.

- Przepraszam - wybełkotał niewyraźnie. - Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Przyjechałem do ciebie...

- Przyjechałeś tu?! - podniosłam głos. - W takim stanie?! - Chłopak pokiwał głową, a potem wyciągnął w moją stronę kluczyki do auta. - Cholera, Ben, czy ty masz trochę oleju w głowie? - warknęłam wściekła, wyrywając mu przedmiot z dłoni.

- Już wiem, że jestem porażką. Tatuś mnie uświadomił - zaśmiał się. Mimo, że byłam na niego wściekła, było mi go też żal. W ten weekend było przyjęcie rodzinne z okazji rocznicy ślubu jego dziadków. Zapewne jego ojciec nie odmówił sobie takiej okazji, by po raz kolejny ubliżyć synowi.

I do [h.s]  [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz