~Part 46~

9.4K 470 63
                                    

Polecam załączyć piosenkę :)

Stałam w tym samym miejscu, nie mogąc się ruszyć. Zresztą, tak właściwie nawet nie próbowałam. Jedyne o czym myślałam, to rozmowa, która właśnie miała miejsce. Co to w ogóle było?! Co mi odwaliło?! Po raz kolejny miałam okazję przyznać się do wszystkiego. Do tego co czuję i po raz kolejny stchórzyłam! Zupełnie tak, jakby słowa wylatywały z moich ust bez konsultacji z moim rozumem i sercem. Chociaż nie. To rozum dyktował mi, co mam robić, wbrew temu, co chciało serce. Bo mój durny rozum wciąż miał zakodowane, że szczęśliwsza będę sama, bez faceta u boku. Że każdy jest takim samym dupkiem jak mój ojciec, choć moje serce wiedziało co innego. Ono wybrało już sobie tę jedną osobę, która miała je ranić. Osobę, która walczyła o mnie przez długi czas i która w końcu się poddała.

Ale nie.

To się nie mogło tak skończyć.

Najwyższy czas, żebym to ja się wykazała. Żebym to ja zawalczyła.

Nie myśląc już więcej wyszłam z mieszkania, łapiąc z wieszaka klucze. Szybkim krokiem pokonałam schody w dół, a potem wybiegłam z bloku i spanikowana rozejrzałam się wokół. Z ulgą dostrzegłam postać chłopaka, która zbliżała się w stronę czerwonego Chevroleta. Ruszyłam w jego stronę.

- Harry! - zawołałam, ale on albo mnie nie usłyszał, albo po prostu zignorował i szedł dalej. - Styles! - krzyknęłam, gdy już otwierał drzwi auta. Odwrócił się i spojrzał na mnie. Miał zmęczony wyraz twarzy. Zapewne miał już dość mojego wydzierania się na niego i przygotowywał się na kolejną dawkę. Ale nie tym razem. Tym razem po prostu podeszłam do niego, wzięłam jego twarz w dłonie i pocałowałam go prosto w usta. Z początku stał bez ruchu, zupełnie nic nie robiąc. Naparłam mocniej na jego wargi w niemal desperackim geście, błagając go o jakąkolwiek reakcję. I w końcu zareagował. Oddał pocałunek, ale dopiero po chwili jego dłonie znalazły się na moim ciele. Jakby z jednej strony działał instynktownie, a z drugiej był zaskoczony. Uśmiechnęłam się przez pocałunek, kiedy moje usta poruszały się razem z jego we wspólnym rytmie. Obejmował mnie, przyciągając do swojego ciała zachłannie, a ja nie chciałam się od niego oddalać choćby na milimetr. Tak było mi dobrze, niemal idealnie. Dopiero kiedy już brakowało nam tchu, odsunęliśmy się od siebie, łapczywie łapiąc powietrze i oddychając szybko.

- Cholera, upuściłem kluczyki - warknął i schylił się, by podjąć klucze do auta zawieszone na srebrnym breloczku.

- Aż tak dobrze całuję, że wszystko leci ci z rąk? - Zażartowałam, żeby rozładować trochę atmosferę, ale nie zadziałało. Harry patrzył na mnie zdezorientowany.

- O co ci chodzi, Crys? Przed chwilą na mnie nawrzeszczałaś, zaprzeczyłaś wszystkiemu, a teraz przychodzisz i mnie całujesz? Byłbym wdzięczny, gdybyś mi to wyjaśniła, bo ja już zaczynam się gubić i po prostu głupieje!

- No to jest nas dwoje - mruknęłam cicho.

- Crystal... - westchnął, powoli tracąc cierpliwość.

- Przepraszam. Wcześniej trochę przesadziłam. Po prostu... Cholera, jestem na ciebie wściekła! - Uderzyłam go dłońmi w klatkę piersiowa.

- Nie wiem, co to ma do rzeczy... - mruknął. - Ale przecież już ci mówiłem, że sam doskonale wiem, że to było cholernie głupie i nieodpowiedzialne. Ile razy mam to jeszcze...

- Nie o to - przerwałam mu, kręcąc głową. - Znaczy o to też, ale o coś jeszcze. - Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić, nie zastanawiając się nad niczym. Co ma być to będzie. - Jestem na ciebie wściekła przez to, co ze mną robisz, Harry. I szczerze mówiąc trochę mnie to też przeraża. Bo przez ciebie łamię wszystkie swoje zasady, które udawało mi się utrzymać do tej pory perfekcyjnie nienaruszone. Ale nagle zjawiasz się ty i bez wysiłku łamiesz moją pierwsza zasadę. Zasadę, żeby nigdy nie pozwolić żadnemu facetowi stać się zbyt ważnym. Potem kolejna zasada: nie płacz przy facecie. Ona poszła w zapomnienie chyba już w pierwszym miesiącu naszej znajomości. - Wspomniałam sytuację, kiedy rozpłakałam się przed nim, po moim przypadkowym spotkaniu z ojcem. Potrząsnęłam głową, chcąc pozbyć się tego obrazu z wyobraźni. Miałam mu jeszcze kilka rzeczy do powiedzenia i na tym się skupiłam. Nieśmiało podniosłam głowę, patrząc na niego niepewnie. Wiedziałam, co do mnie czuje, ale jednak bałam się, że przekroczyłam już swój limit, że naprawdę ma dość. Musiałam jednak zaryzykować. - A teraz doszły kolejne dwie. Nigdy nie goń za facetem, ani autobusem. Kiedy jeden odchodzi, przychodzi następny. A jednak wyleciałam za tobą jak głupia, bo... - urwałam, biorąc kolejny głęboki oddech. - Bo teraz będę łamać jedną z tych, które obiecałam sobie, że nie złamię nigdy, przenigdy. Obiecałam sobie, że nigdy nie będę prosić nikogo o pozostanie, a jednak stoję tu i proszę cię, Harry, nie odchodź. Wiem, że prawdopodobnie wykorzystałam już wszystkie szanse i pewnie większość ludzi nie chciałaby już mieć ze mną do czynienia, ale mam nadzieję, że nie ty. Bo ja... wcześniej w mieszkaniu mówiłam co innego, ale spanikowałam i skłamałam. To, co usłyszałeś od Giny, to prawda. Czuję coś do ciebie i chyba... chyba się w tobie zakochuję. I chociaż mnie to przeraża, to nie chcę już być tchórzem i nie chcę więcej uciekać. Chcę spróbować, więc proszę, Harry. Zostań. - Patrzyłam na niego, choć miałam ogromną ochotę odwrócić wzrok. Walczyłam sama ze sobą, by tego nie zrobić. Stałam przed nim, nerwowo skubiąc brzeg jego rozpiętej koszuli, bo kiedy wcześniej moje dłonie uderzyły w jego klatkę piersiową, nigdy jej nie opuściły. A może opuściły, ale potem ponownie je tam umieściłam. Nie miałam pojęcia, bo tak naprawdę przez ten cały czas skupiałam się tylko na tym, co musiałam mu powiedzieć nie na tym, co robiłam.

Czułam pod dłońmi spokojne bicie jego serca, tak odmienne od szaleńczego tempa mojego. Wpatrywałam się w jego twarz, która nie wyrażała żadnych emocji, w oczy, które uważnie lustrowały moje.

Zaczęłam panikować. Zaczęłam myśleć, że to wszystko był błąd. Że nie powinnam mu tego mówić, że nie powinnam nawet wybiegać za nim z domu. Zaczęłam żałować, że to zrobiłam i że nie mogę tego cofnąć.

Ale wtedy uśmiechnął się i przygarnął mnie do siebie, obejmując mocno ramionami. Odetchnęłam z ulga, wtulając się w niego, twarz chowając między jego szyją a ramieniem.

- Jezu, Crystal, nie mogłaś tak od razu? - zapytał, całując mnie w skroń, a ja zaśmiałam się cicho.

- Przepraszam, że tyle czasu zajęło mi przyznanie się do tego - powiedziałam drżącym głosem, dalej w niego wtulona.

- W porządku. Wiem, jak bardzo nie znosisz, gdy inni mają rację, a ty musisz przyznać się do błędu - zaśmiał się cicho, powoli sunąc dłonią po moich plecach.

Odsunęłam się od niego, kiedy poczułam pierwsze, drobne krople deszczu na ramionach. Harry patrzył na mnie z uśmiechem na ustach. Był szczęśliwy. I ja też byłam szczęśliwa. Pierwszy raz od dawna, byłam naprawdę szczęśliwa i spokojna.

- Chodźmy na górę - zaproponowałam, na co chłopak przystał, kiwając głową.

- Jedną sekundę. - Podszedł do bagażnika i wyciągnął coś ze środka. Chwilę później wyszedł zza auta z torbą na ramieniu. - Najwyraźniej nie byłem wczoraj aż tak pijany, skoro byłem w stanie się spakować. - Uśmiechnął się, a mnie na samą myśl o jego wczorajszym wybryku podniosło się ciśnienie.

- Proszę, nawet o tym nie wspominaj.

- Ok, już się zamykam. - Stanął przy mnie i przycisnął usta do mojego czoła. Poprawił torbę na ramieniu i zamknął pilotem auto. - Możemy już iść.

Kiwnęłam głową, a potem złączyłam swoją dłoń z jego dłonią, splatając nasze palce. Przyjemny dreszcz przeszył moje ciało i nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który pchał mi się na usta.


TADAAAAAM!!!

Chwila, na którą wszyscy czekaliśmy :D. Długo im to zajęło, ale w końcu się udało.

Czy już mogę przestać bać się o swoje życie i wyjść ze schronu?

P.S. Rozdział miał być później, ale właśnie się zorientowałam, że o dwudziestej alicee_ok wstawia epilog #wihay, więc obawiam się, że później nie będę w stanie zrobić z sobą czegokolwiek innego, poza szlochaniem w poduszkę. Także no... Życzcie mi powodzenia i jak najmniejszego emocjonalnego rozpadu.

I do [h.s]  [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz