~Part 29~

7.5K 443 21
                                    

Obudził mnie hałas i przekleństwo chwilę później. Otworzyłam oczy, z trudem podnosząc głowę. Byłam przytulona do Harry'ego, któremu hałas najwyraźniej nie przeszkadzał, bo dalej spał, pochrapując cicho.

- Co to ma być?! - W salonie pojawił się wściekły Ben, który gdyby tylko mógł, zabiłby śpiącego obok mnie chłopaka spojrzeniem.

- Ben, ciszej - syknęłam.

- Co on tu robi? - warknął, nie wykonując mojej prośby.

- Przyjechał w nocy.

- I tak po prostu go przygarnęłaś? - prychnął.

- Owszem. Tak samo jak i ciebie, tak dla przypomnienia. Z tym, że on przynajmniej przyjechał trzeźwy. - Teraz już i ja byłam wściekła. Nie miał prawa robić mi wyrzutów. Nawet nie byliśmy już razem.

- Co się dzieje? - Harry przebudził się i podniósł na łokciu, próbując zorientować się w sytuacji.

- Nic wielkiego. Po prostu kolejny, zwykły poranek - westchnęłam, spuszczając stopy na chłodne panele.

- Sarkazm ci cieknie po brodzie - skomentował Harry, za co oberwał z łokcia w brzuch. - Cześć, Ben. Jak leci?

- Wyśmienicie. Crys, możemy porozmawiać?

- Później. Teraz potrzebuję kawy. - Wstałam i skierowałam się do kuchni. - A ty prysznica - dodałam, mijając go. - Czuć od ciebie wódą na kilometr.

Harry parsknął śmiechem, za co Ben zmroził go wzrokiem. Popchnęłam chłopaka w stronę łazienki, więc wycofał się. Poszłam do kuchni nastawić wodę, a po chwili obok mnie pojawił się Styles.

- Możesz go nie prowokować? - poprosiłam. - Na kacu jest naprawdę drażliwy, a ja nie chcę mieć tu krwawej jatki z wami w roli głównej.

- Będę grzeczny. - Uśmiechnął się uroczo, a ja czułam, że wcale nie ma takiego zamiaru. I nie myliłam się. Kiedy Ben pojawił się w kuchni, jeden drugiemu nie szczędził uszczypliwości i zgryźliwych komentarzy. Aż trudno było uwierzyć, że to nie dwóch nastolatków, a dwudziestokilkuletni faceci. Sądziłam jednak, że są w miarę rozsądni, ale jak się okazało, myliłam się. Zostawiłam ich samych zaledwie na trzy minuty, kiedy musiałam skorzystać z toalety. To był błąd, bo kiedy wróciłam, Harry stał przyparty do ściany, a Ben napierał przedramieniem na jego gardło. Styles jednak nic sobie z tego nie robił i śmiał się drugiemu chłopakowi w twarzy.

- Czy wy do reszty pogłupieliście?! - krzyknęłam i odciągnęłam Bena od Harry'ego. Ten drugi odchrząknął i zaczął rozcierać szyję. Jednak nie było mu aż tak do śmiechu. - Możecie mi powiedzieć, o co poszło?

- O nic - odpowiedział Harry, znowu przywołując uśmiech na twarz.

- O nic - powtórzył Ben. Nie chciało mi się nawet z nimi kłócić. Odesłałam Harry'ego do mojego pokoju by porozmawiać z byłym chłopakiem.

Mimo jego prośby, nie dałam nam kolejnej szansy. Wiedziałam, że to bez sensu. Byliśmy ze sobą ponad pół roku i nic do niego nie poczułam. Szkoda było tylko naszego czasu. Po prostu czułam, że to nie ma sensu. Chłopak przyjął to i po pożegnaniu opuścił moje mieszkanie, dziękując za nocleg.

Kiedy zamknęłam za Benem, wkurzona poszłam do swojego pokoju. Otworzyłam z hukiem drzwi i od razu utkwiłam wściekłe spojrzenie w Stylesie. Który spał właśnie na moim łóżku, leżąc w poprzek na plecach. Nie obchodziło mnie teraz to, że jeszcze wczoraj wyglądał jakby nie spał od kilku dni. Teraz byłam mocno zdenerwowana. Uderzyłam go w nogę, a on ściągnął brwi i otworzył oczy, spoglądając na mnie.

- Co jest? - mruknął zaspany, przecierając oczy.

- Prosiłam, żebyś go nie prowokował, ale ty nie mogłeś się powstrzymać, co? Musiałeś go zdenerwować!

- Powiedział ci, o co poszło? - zdziwił się.

- Nie. Mam nadzieję, że ty powiesz. - Skrzyżowałam ręce na piersiach, patrząc na chłopaka z góry.

- Daj spokój... - zaśmiał się, jeszcze bardziej wjeżdżając mi na nerwy. - To nic takiego. Nie moja wina, że on się tak łatwo irytuje. Daje się jak dziecko. - Po raz kolejny się roześmiał.

- Co jest z tobą nie tak?! - Bezradnie wyrzuciłam ręce w górę. - Co chciałeś osiągnąć, hm? Chciałeś oberwać w twarz? Bo zapewniam cię, że właśnie to by się stało, gdybym przyszła parę minut później...

- Umiem się bronić, Crys, nie musisz się o mnie martwić - przerwał mi, a ja głośno prychnęłam.

- Martwić? Martwić, to ja się mogłam o to, że wy dwaj zdemolujecie mi mieszanie! - warknęłam.

- Spokojnie, zrekompensowałbym ci wszystkie straty - odpowiedział. - No już wyluzuj. - Złapał mnie za rękę i ściągnął na łóżko, ale szybko się podniosłam.

- Nie! Jestem wściekła. Poza tym, muszę się przygotować do pracy. Boże, czuję, że cały dzień będę na granicy rozstrojenia nerwowego - westchnęłam i wyszłam z pokoju.

W ciągu godziny, kiedy się szykowałam, ani razu nie odezwałam się do Harry'ego, chociaż on próbował mnie zagadywać. W końcu, niestety, musiałam się do niego odezwać.

- Wychodzę do pracy. Zostawić ci klucze, czy będziesz siedział cały dzień w domu?

- Zostaw. Odwiozę cię i zrobię jakieś zakupy po drodze, bo z tego co widziałem, na kolację nie będzie co jeść.

- Cokolwiek - mruknęłam i wyszłam z domu, a rozbawiony Harry zaraz za mną. Otworzył mi drzwi wyjściowe z budynku, a potem drzwi do auta. Próbował się zrehabilitować i bardzo bawiło go to, że nie daję się wziąć na jego uprzejme gesty. Jedyne słowa, jakie do niego kierowałam, to wskazówki, jak dojechać do miejsca mojej pracy. W końcu zatrzymał się na parkingu dla pracowników. Tobias, Gwen i Michael stali przy drzwiach. Kierowca i recepcjonistka palili papierosy, a mój współlokator stał obok, grzejąc dłonie w kieszeniach kurtki. Cała trójka zwróciła się w naszą stronę, widząc nieznane auto na parkingu. Kiedy zauważyli, że to ja, jeszcze bardziej wlepili w nas spojrzenia.

- Twoi przyjaciele? - zapytał Harry, wskazując na nich głową.

- Tak - odpowiedziałam. - Ten brunet, który szczerzy się jak psychol, to Mike, mój współlokator.

- Heej! Odezwałaś się! - zawołał zadowolony, a ja wywróciłam oczami. Nacisnęłam na klamkę i chciałam wysiąść, ale złapał mnie ramię. - O której kończysz? Przyjadę po ciebie...

- Nie trzeba, wrócę z Mike'iem - powiedziałam, a on kiwnął głową i mnie puścił. Wysiadłam z auta i już prawie zamknęłam za sobą drzwi, ale jeszcze zatrzymałam się i zajrzałam do środka. - Dzięki za podwózkę. Możesz zrobić kolację na 23:30.

Chłopak zaśmiał się, a ja zamknęłam drzwi i skierowałam się w stronę przyjaciół, którzy już z daleka zaczęli wykrzykiwać głupie komentarze. Zupełnie jak w podstawówce...


A więc, moje drogie panie, wyjeżdżam! Wracam za dwa tygodnie i w tym czasie będzie bieda, posucha i brak rozdziałów :(.

Miałam napisać jakąś dłuższą notkę, ale wyjeżdżam wcześniej, niż było planowane i muszę się jeszcze ogarnąć, a czas mnie goni.

Także trzymajcie się, kochane moje i czekajcie na mnie, kiedy wrócę.

Kocham Was, Koty xx

I do [h.s]  [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz