Leżeliśmy w ciemności, ramię w ramię na hotelowym łóżku. Rozmawialiśmy, ale czułam, między nami jakieś dziwne napięcie, niezręczność. Nie było tej dawnej swobody i luzu, ale nie powinno mnie to chyba dziwić. W końcu sporo się między nami wydarzyło, sporo zostało powiedziane. Dlatego cieszyłam się, że pomimo tego wszystkiego, potrafiliśmy w ogóle dobrze czuć się w swoim towarzystwie, tak blisko siebie.
- Nie podoba mi się to - westchnął, zakładając rękę za głową, drugą układając na brzuchu. Przekręciłam głowę by na niego spojrzeć.
- Co takiego?
- Ta dziwność między nami. To strasznie...
- Dziwne? - dokończyłam, a on parsknął cicho śmiechem. - Wiem, ja też tego nie lubię. - Przyjęłam taką samą pozycję jak on, wbijając wzrok w sufit. - Uwierzysz, że niedługo minie rok, odkąd mi się oświadczyłeś? - Jak tylko ta myśl pojawiła się w mojej głowie, wypowiedziałam ją na głos.
- A my nadal nie mamy daty ślubu - powiedział z przejęciem. - Żałujesz?
- Czego? Że powiedziałam "tak"? - zaśmiałam się, a on spojrzał na mnie, kręcąc głową.
- Tego, co się stało po koncercie - odpowiedział. - I wiele, wiele razy później - dodał, a ja uderzyłam go dłonią w brzuch, śmiejąc się lekko.
- Nie, nie żałuję - powiedziałam zgodnie z prawdą. - Może nie było to najmądrzejsze, ale nie żałuję. A ty? - zapytałam. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy, dopóki nie zwrócił wzroku ponownie ku sufitowi. Zrobiłam to samo, czekając na jego odpowiedź.
- Nie żałuję niczego - powiedział pewnie, z naciskiem na ostatnie słowo. Zrozumiałam, że miał na myśli także to, co mi powiedział. Przymknęłam oczy, biorąc głębszy wdech. Ten temat wciąż był dla mnie niezręczny. - Nie żałuję niczego, ale... - zawahał się. - Może moglibyśmy zapomnieć, że kiedykolwiek ci to powiedziałem? - zaproponował niepewnie.
- Zapomnieć? - powtórzyłam, a on pokiwał głową. - Gdybyśmy zapomnieli, to ta dziwność byłaby kompletnie nieuzasadniona i powinna zniknąć, prawda? - zastanawiałam się na głos.
- Taką mam nadzieję.
- Więc chyba warto zaryzykować - stwierdziłam, a on uśmiechnął się. - Myślę, że powinniśmy wrócić do stanu sprzed koncertu - zasugerowałam. - Tak, dla pewności.
- Niech będzie - przytaknął. Przez chwilę leżeliśmy w ciszy, aż nagle oboje parsknęliśmy śmiechem. - To bez sensu - zaśmiał się.
- Wiem, to głupie. To nie zadziała.
- Zadziała. Musimy tylko temu pomóc - stwierdził. Pomóc? Niby jak? - Chodź tu - powiedział, przysuwając się bliżej i objął mnie. Uśmiechnęłam się, układając głowę wygodniej na jego ramieniu. Zupełnie tak, jak dziesiątki razy, kiedy oglądaliśmy razem telewizję z kanapy w jego mieszkaniu.
- Myliłam się. Myślę, że jednak zaczyna działać.
Przez następne dwie godziny leżeliśmy tak, rozmawiając już o wiele swobodniej, a uśmiech niemal w ogóle nie schodził mi z twarzy. Świat mógłby teraz wybuchnąć, a ja miałabym to gdzieś, bo czułam, że odzyskałam przyjaciela, jedną z ważniejszych osób w moim życiu i tylko to się liczyło.
Poczułam się nawet tak swobodnie, że zaczęłam opowiadać mu o mojej dzisiejszej kłótni z Benem.
- Sama już nie wiem... - westchnęłam. - Może faktycznie to ja popełniłam błąd? W końcu specjalistą od związków nie jestem. Ale, cholera, on zachował się jak ostatni dupek! Zresztą nie, nie ma mowy. Przyjazd tu nie był błędem. To jego wina. On zachował się jak kretyn.
CZYTASZ
I do [h.s] [zakończone]
FanfictionRok temu wszystko było inne. Nie wyobrażałam sobie siebie taką, jaką byłam teraz. Kiedy patrzę wstecz, zdaję sobie sprawę z tego, jak rok potrafi wiele zmienić w człowieku. Rok temu byłam w Londynie, zaczynałam pracę w butiku Gemmy, mieszkałam z r...