~Part 27~

7.7K 478 20
                                    

PĘKŁA 300!


Następnego dnia obudziliśmy się dopiero przed jedenastą. Zamówiliśmy śniadanie do pokoju, a kiedy już zjedliśmy, przebrałam się i spakowałam. Chciałam zostać jeszcze jeden dzień, ale Harry zapewniał mnie, że sobie poradzi i nie chce trzymać mnie tu na siłę. Być może nie powinnam wczoraj wspominać o tym, jak bardzo nie lubię opuszczać pracy, bo liczę na podwyżkę. Chociaż z drugiej strony wydawało mi się, że Harry ma się już trochę lepiej. Oczywiście wiedziałam, że jeszcze trochę czasu minie, nim dojdzie do siebie, o ile po takim czymś w ogóle można dojść do siebie.

Kiedy już upewniłam się, że zabrałam wszystko, opuściliśmy mój pokój i zeszliśmy do recepcji, bym mogła się wymeldować. Potem udaliśmy się na hotelowy parking, gdzie stało auto mojego współlokatora.

- Chwila. Skoro, rozstałaś się z Benem, to nie może być jego samochód - powiedział Harry, kiedy wyjeżdżałam z parkingu na ulicę.

- Nigdy nie mówiłam, że to jego auto.

- Wiem, ale tak założyłem - stwierdził. - Kupiłaś je?

- Nie, coś ty. To nie jest auto, jakie bym chciała. Michael mi pożyczył - wyjaśniłam. - Chłopak z mojej pracy, który tymczasowo u mnie mieszka - przypomniałam, bo widziałam, że Harry ma problem ze skojarzeniem, o kim mówię.

- Ten, którego rodzice wyrzucili, bo jest gejem! - przypomniał sobie, a ja przytaknęłam.

- Nie powinnam była ci mówić. Obiecałam, że nikomu nie powiem...

- Przecież on mnie nie zna. Ani ja nie znam jego. Poza tym, możesz być spokojna, nie zamierzam nikomu o tym mówić. Nawet jemu, jeśli kiedykolwiek dojdzie do naszego spotkania - zapewnił, a ja odetchnęłam z ulgą. Później rozmawialiśmy już na jakieś banalne tematy, jak pogoda czy ruch na ulicy. Nagle zaczął dzwonić mój telefon, podłączony do zestawu głośnomówiącego auta. Kiedy na wyświetlaczu pojawiło się imię Mike'a, mogłam spokojnie odebrać.

- Co jest, Michael?

- Hej. Jak się ma mój skarbek? - zapytał, a ja kątem oka zobaczyłam, jak Harry unosi brwi w zaciekawieniu.

- Dobrze, Mike. Twoje auto ma się wspaniale - odpowiedziałam, a mój pasażer zaśmiał się cicho. - Dziś ci je zwrócę - obiecałam. Przejeżdżając obok butiku Gemmy, z którego właśnie wychodził Louis, zatrąbiłam, czym zwróciłam na siebie uwagę Tomlinsona. Chłopak machnął w naszą stronę.

- Gdzie jedziesz? - zapytał Mike. - Wracasz już?

- Nie. Teraz odwożę Harry'ego. Potem wstąpię jeszcze do domu zobaczyć się z mamą i...

- To nie byłaś jeszcze w domu?

- Nie, Dominic by się nastawił, że zostaję na dłużej - odpowiedziałam, zajeżdżając na parking pod blokiem Harry'ego. - Pewnie nie chciałby dziś iść do szkoły. Chcę się tylko zobaczyć z mamą, a wczoraj nie miałam kiedy.

- To co ty robiłaś cały wieczór? - zdziwił się.

- Po pogrzebie pojechałam z Harrym do hotelu...

- Woooow! - przerwał mi krzykiem. - Chcę znać szczegóły? Potrzebował pocieszenia? - zaśmiał się głupkowato, a ja najchętniej zdzieliłabym go teraz w żołądek. Ewentualnie w głowę.

- Mike, idioto - jęknęłam, wywracając oczami, chociaż nie mógł tego zobaczyć. - Po pierwsze, Harry siedzi obok i wszystko słyszy...

- Co?!

- Mówiłam ci przed chwilą, że go odwożę - powtórzyłam poirytowana. - Słuchaj mnie czasem!

- Och, yyy... Cześć, Harry.

- Cześć Mike - odpowiedział rozbawiony Styles. Obawiałam się, że ta rozmowa może wymknąć się spod kontroli, więc postanowiłam ją zakończyć.

- Okej, Michael. Zadzwonię do ciebie później. Liczę na to, że zakupy są zrobione. Nie obraziłabym się też za obiad.

- Pfff... Jasne. Nara! - Rozłączył się.

- Byłeś lepszym współlokatorem - powiedziałam do Harry'ego i wysiadłam z auta.

Lokaty zaproponował kupno babeczek, więc udaliśmy się pod cukiernię. Już na samą myśl ciekła mi ślinka. Nie jadłam tych pyszności odkąd wyjechałam. Oczywiście, w Liverpoolu czasem kupowałam babeczki, ale żadne nie dorównywały tym.

Przed wejściem do sklepu spotkaliśmy Louisa i zaprosiliśmy go na słodkości. Zrobiliśmy zakupy dla naszej trójki, a potem poszliśmy do mieszkania Stylesa.

Po wczorajszej stypie nie było ani śladu. Po mojej nieobecności nie było ani śladu. Wszystko było niemal tak, jak zostawiłam, kiedy wyjeżdżałam. Nic się nie zmieniło. Poza nowym telewizorem. Już kilka tygodni temu usłyszałam historię, jak ucierpiał z winy Nialla lub Louisa podczas jakiejś imprezy.

Harry zrobił naszej trójce kawę i przez następną godzinę siedzieliśmy wokół ławy, zajadając się najlepszymi babeczkami świata. Dopiero przed trzynastą zorientowałam się, że mam niewiele czasu na spotkanie z mamą, zanim dzieciaki wrócą ze szkoły. Zaszłam do swojego dawnego pokoju, gdzie przed wyjazdem zostawiłam dość sporo swoich rzeczy. W zasadzie, wzięłam wtedy zaledwie to, co zmieściło się w jedyną walizkę, jaką wtedy miałam w pokoju. Teraz moje rzeczy popakowane były w pudła, a pokój był zupełnie surowy. Same meble i tylko kilka pudeł stojących przy ścianie. Na szybko je przejrzałam i wzięłam kilka najcenniejszych. Przed wyjściem kilkakrotnie zapewniłam Harry'ego, że jeśli będzie czegoś potrzebował, może dzwonić o każdej porze i niemal wymusiłam na nim obietnicę, że jeśli zajdzie taka potrzeba, to nie będzie wahał się do mnie zwrócić. Potem pożegnałam się z chłopakami i opuściłam mieszkanie, udając się wprost do domu rodzinnego.

Mama była ogromnie zaskoczona moją obecnością. Wiedziała o ojcu Harry'ego, ale kiedy wczoraj się nie pojawiłam była pewna, że nie przyjechałam. Nie ukrywała też, że z tego powodu czuła się mną rozczarowana. Kiedy jej wytłumaczyłam, czemu wczoraj nie zajrzałam, ani nawet się nie odezwałam, zrozumiała. Cieszyła się z tego, jak się zachowałam i z wyboru, którego dokonałam.

Niestety, miałyśmy dla siebie zaledwie czterdzieści minut. Wolałam nie ryzykować i wyjść z domu wcześniej. Mama nie była zadowolona z tego, że będzie musiała ukrywać przed moim rodzeństwem fakt, że byłam w mieście, ale uległa moim prośbom. W końcu się pożegnałyśmy i opuściłam dom z połową ciasta, które wczoraj upiekła moja rodzicielka. Przed opuszczeniem Londynu musiałam jeszcze zajechać do Phoebe i Holly, które na szczęście były w domu, a potem do The Riddle i Gemmy, która wzięła wolne i siedziała w domu. Po tych wszystkich odwiedzinach, w drogę do Liverpoolu wyruszyłam dopiero o osiemnastej, odnosząc wrażenie, że za każdym razem coraz ciężej jest mi opuszczać to miasto.


Uwielbiam Was, Koty!

O nowy postaram się jutro xx

I do [h.s]  [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz