ROZDZIAŁ 5

376 27 47
                                    

Ola

- - - - -

- Możesz na chwilę zostawić mnie samą? Jak sam dobrze wiesz, to bardzo delikatna sprawa, a twoja obecność dodatkowo mnie krępuje.

- Sorry, dupeczko, ale słyszałaś szefa. Mam być z tobą 24/7. Ciesz się, że na noc zabrałem ci tylko telefon, a nie nalegałem, żeby spać z tobą w sypialni. Muszę wiedzieć do kogo dzwonisz i co mu powiesz.

Dosadnie przypomniał mi, jaką pozycję teraz zajmowałam. Stałam się maskotką jego szefa. A w zasadzie niewolnicą.

Biorąc pod uwagę to, jak zachowywał się wobec chłopców, pomyślałam, że Iwo choć odrobinę mi współczuje i okaże się trochę elastyczny.

Cóż, myliłam się.

Zacisnęłam zęby i skinęłam głową, godząc się z jego decyzją. Sięgnęłam po telefon oraz przygotowaną wcześniej wizytówkę.

- Pokaż – wyciągnął po nią rękę.

Kiedy odczytał nazwisko, spojrzał na mnie z zaskoczeniem.

- Victor Rogożin? Skąd go znasz?

Tym razem mnie szczęka opadła.

Skoro on go znał, to czy prosząc o pomoc wspólnika Damiana, nie wpadnę z deszczu pod rynnę? Ale jakie miałam inne wyjście? On był jedyną alternatywą. Raz kozie śmierć. Może i robi szemrane interesy, ale dziećmi przecież nie handluje, w przeciwieństwie, do tego drania Artura...

- To dobry znajomy mojego zmarłego brata. Ponoć robili wspólne interesy. Tak przynajmniej wywnioskowałam z listu, który mi przysłał wraz z tą wizytówką po pogrzebie Damiana. Zadeklarował w nim chęć pomocy, w razie jakichkolwiek problemów. Mam nadzieję, że będzie o tym pamiętał i podtrzyma propozycję, choć ogrom tej prośby może go przytłoczyć i wystraszyć.

- Wierz mi, strachliwy to on nie jest. Tyle, że - podobnie jak Artur - nie robi nic bezinteresownie. Ale może się mylę i to on ma dług do spłacenia wobec twego brata, skoro oferował się udzielić ci pomocy bez żadnych ograniczeń. Dzwoń, przekonamy się, jak sprawy stoją. Tylko pamiętaj – morda w kubeł odnośnie sytuacji, w jakiej się znalazłaś.

Wzięłam do ręki wizytówkę, którą Iwo mi oddał. Z obawą wystukałam widniejący na niej numer.

Jeden sygnał.... Drugi...

Odbierz....proszę cię....odbierz...

- Słucham.

Zacisnęłam z całej siły dłoń na telefonie, żeby mi przypadkiem nie wypadł.

- Pan Victor Rogożin? - musiałam się upewnić.

- Taaak? Z kim mam przyjemność? - odpowiedział z lekką rezerwą.

- Aleksandra Rakoczy. Siostra Damiana Zalewskiego.

- Ach! Pani Ola. Witam. Skoro dzwoni pani po tylu latach, przypuszczam, że ma pani jakiś spory problem. W takim razie słucham, w czym mogę pomóc? - mówił poprawną polszczyzną, ale lekko zaciągał, jak Rosjanin. A może Ukrainiec, czy Białorusin?

- Czyli nie wycofuje pan oferty? Jest pan skłonny mi pomóc?

- Zależy w czym. Do przestępstwa ręki nie przyłożę...

Iwo parsknął cichym śmiechem. Miałam nadzieję, że mój rozmówca go nie usłyszał. O co mu może chodzić, do jasnej anielki? Zgromiłam go wzrokiem i dalej prowadziłam rozmowę.

- Proszę o bardzo wielką przysługę, ale naprawdę nie mam się do kogo zwrócić po pomoc, a nie chcę, żeby „państwo" się w to wmieszało.

- „Państwo?" W sensieee - policja, czy pomoc socjalna?

VI WŁADZA I BOGACTWO, "W OPRESJI"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz