ROZDZIAŁ 31

444 31 17
                                    

DAMIAN

- - - -

Na miejsce przyjechaliśmy prawie jednocześnie. Postawiłem samochód na tyłach budynku,od strony małego zagajnika. W kilka minut po mnie zjawił się Anton.

- Po co ci ta Viagra? Już ci nie staje? - zaśmiał się drwiąco. - W takim razie chętnie cię w nocy wyręczę, bo faktycznie nie kłamałeś twierdząc, że twoja żonka to ślicznotka.

- "Wyręczyć" to ty możesz spermę ze swojego fiuta pod prysznicem, wyobrażając sobie jak ja zadowalam moją Miriam – warknąłem, bo jego żart wcale nie wydawał mi się śmieszny. - Mnie możesz obrażać ile chcesz, ale od mojej żony wara, Anton.

- O co się rzucasz? Chodzi mi o jej dobro. To, że jej mężulek nie staje na wysokosci zadania, nie znaczy, że ona ma się zadowalać sztucznym kutasem, skoro mój jest chętny i sprawny.

- Nic o niej nie wiesz, a stawiasz za pewnik, że by ci się oddała? Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz. Ale zdaję sobie sprawę, że na słowo mi nie uwierzysz. Sam się przekonasz, jak ją poznasz.

- Pożyjemy, zobaczymy. A teraz na serio – po co ci Sildenafil?

- Wiesz, co to priapizm?

- Coś mi się tam obiło. Wbrew pozorom, ponoć niezbyt przyjemne doświadczenie.

- Zgadza się. Wielogodzinny wzwód jest bolesny jak cholera i okropnie frustrujący.

- Czyli to dla Artura?

- Oczywiście, geniuszu – powiedziałem, wchodząc do zakurzonego pomieszczenia.

- Myślisz, że nasz apartament zyskał jego uznanie? - spytał sarkastycznym tonem Anton, z trudem otwierając żeliwne drzwiczki. Po pomieszczeniu rozszedł się głośny zgrzyt nie naoliwionych zawiasów. Wspólnie wysunęliśmy wielką blachę, na której został ułożony mężczyzna, żeby łatwiej dało się go umieścić w niskiej i wąskiej komorze pieca.

Ciekawe, czy nadaje się już do wariatkowa? Oby nie. Miałem nadzieję, że będzie w stanie zrozumieć co i z jakiego powodu go spotyka.

Drań wił się jak piskorz i drżał. Z zimna, bo miał na sobie tylko bieliznę, ale pewnie jeszcze bardziej ze strachu. Oczy, po przebywaniu w ciemnościach od prawie doby, miały problem z przystosowaniem się do oświetlenia. Z jego ust, z powodu knebla, wydobywał się niezrozumiały bełkot. Posadziliśmy go na zdezelowanym stołku, który poprzednim razem zajmowałem ja, podczas mojej pierwszej rozmowy z Antonem. Co było do przewidzenia – majtasy miał zaszczane. Na plus dla niego – zwieracze utrzymały chociaż gówna.

Wyjąłem mu stopery, poczekałem, aż oczy odzyskają ostrość widzenia.

- Witaj, drogi panie Leszczyński. Kopę lat.

Patrzył na mnie zdezorientowany. Według niego przecież, byłem po zwykłym klientem, który z niezrozumiałych dla niego powodów, wstrzyknął mu jakąś nieznaną substancję, po której obudził się sparaliżowany i uwięziony.

- Pewnie nie sądziłeś, że jeszcze kiedyś się spotkamy. Cóż, życie lubi płatać figle i oto jestem. Przyjechałem na twoje specjalne zaproszenie.

Obserwowałem go beznamiętnym wzrokiem, czując niesmak i pogardę. Jego oczy ciskały na mnie gromy, próbował zerwać więzy i coś mówić. Wyglądał komicznie, a zarazem żałośnie.

VI WŁADZA I BOGACTWO, "W OPRESJI"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz