ROZDZIAŁ 27

487 29 30
                                    

Damian

- - - -

Wczoraj ułożyłem wstępny plan działania. Dzisiaj rano potwierdziłem z naszą wtyczką, że nie chce się wymiksować i zgodzi się pomóc. To dobrze. Zaraz spotkam się a Antonem i jak uda mi się go obłaskawić, będziemy mogli wspólnie ustalić szczegóły strategii.

Przyjechałem przed czasem. Wolałem go dodatkowo nie wkurwiać spóźnianiem się na umówione spotkanie. Victor mu powiedział, że jedzie spotkać się z gościem, który zajmie się przerabianiem piekarni na krematorium.

Spacerowałem i rozglądałem się po otoczeniu, kiedy usłyszałem podjeżdżający samochód.

Anton wysiadł i skierował się w moją stronę.

- Pan Alhassan?

- Tak. Właśnie się rozglądam. Fajne miejsce. Niby blisko miasta, ale spokojna i mało zamieszkana okolica. Żeby wyjść na swoje, właściciel pewnie musiał podpisać umowy z innymi sklepami, które sprzedawały jego wypieki, bo z lokalnej klienteli zyski miał niewielkie. Ale na zakład pogrzebowy i krematorium okolica idealna.

- Cóż. Mój szef ma nosa do interesów. Wejdziemy do środka?

- Oczywiście.

Anton wpuścił mnie do środka, klucz zostawiając w zamku. Kiedy on wszedł głębiej, szybko wróciłem się ku wyjściu, przełożyłem klucz, zamknąłem od środka i schowałem go do kieszeni. Nie chciałem, żeby ktoś niepowołany był świadkiem naszej rozmowy.

Słysząc szczęk zamka, mój dawny przyjaciel odwrócił się. W ręku trzymał gnata. Taaak. Zawsze był czujny i trudno go było zaskoczyć.

Widać nie spodziewał się z mojej strony problemów, skoro spuścił mnie z oka. Ale w końcu miałem być człowiekiem od remontu. Nie miał powodu by podejrzewać mnie o wrogie działania.

- Witaj, Anton. Kopę lat – powiedziałem, unosząc ręce do góry na znak, że nie mam złych zamiarów.

- Znamy się? Jakoś sobie nie przypominam. Przyjaciel, czy wróg?

- Przyjaciel. I żeby od początku nie było niedomówień. Victor zna prawdę i nie żywi urazy. Zgodził się nawet mi pomóc. Dlatego właśnie tu obaj teraz jesteśmy.

- Nie przypominam sobie, bym cię kiedykolwiek spotkał. Kim jesteś? Skąd mnie znasz?

- Zmieniłem wygląd po tym jak urwałem się ze smyczy, fingując swoją śmierć, Anton. Znasz mnie jako Damiana Zalewskiego.

- Kurwa! - usłyszałem, że odbezpieczył broń. Niedobrze.

- Wszystko ci wyjaśnię, a potem możesz mi wpierdolić, tylko buźkę pozostaw bez szwanku. Muszę wzbudzić zaufanie kolesia, który przetrzymuje i krzywdzi moją siostrę.

Opuścił broń, ale nadal zachowywał się nieufnie i był wkurwiony na maksa. Nic dziwnego. Nadużyłem jego zaufania, zdradziłem naszą wieloletnią przyjaźń. Miałem jednak nadzieję, że zrozumie, co mną kierowało. Że nie mogłem tak dłużej żyć.

- Twierdzisz, że Victor zna prawdę. Chyba nie można jednak wierzyć ci na słowo. Wolę uzyskać potwierdzenie bezpośrednio od niego.

- Proszę bardzo.

- Siadaj – wskazał na zdezelowane, umazane mąką krzesło. - Nie będę ryzykował, że w trakcie rozmowy rozwalisz mi łeb. Potem kazał mi przymocować nogi na wysokości kolan do nóg krzesła, a na koniec skuł mi ręce na plecach trytytką.

Nie stawiałem się i nie robiłem problemów. Zależało mi przecież na naprawieniu naszych relacji.

W czasie rozmowy, obserwował mnie czujnym wzrokiem. Słowa Victora najwyraźniej wytrąciły go z równowagi.

VI WŁADZA I BOGACTWO, "W OPRESJI"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz