2. 7 rozdział

45 2 0
                                    

Rosie
Minęły 3 dni, podczas których działo się bardzo dużo rzeczy.

Między innymi dowiedziałam się, se mój brat oddaje mi firmę. Stwierdził, że w obecnym czasie, ona przyda mi się bardziej niż jemu, poza tym dalej będzie mi pomagał.

Przez trzy dni, w naszym domu zrobiło się spore zamieszanie. Połowa rodziny zdążyła, już przyjechać. A połowa ma dotrzeć dopiero dzisiaj.

Widok osoby, którą nie widzieli przez 6 lat, bardzo ich zszokował. Oprócz jednej kobiety. Cioci Kathy.

Gdy tylko mnie zobaczyła, uśmiech na jej twarzy nie schodził jej wogóle. Nie to co mnie.

Cholernie trudno było mi trzymać uśmiech, który niesamowicie ciążył mi na twarzy. Czułam się sztucznie.

Prawie wogóle nie było mnie w domu. Przez cały czas wychodziłam z Luną na miasto. Zdarzało się, że wychodziłam do Andersonów i dość często zostawałam u nich na noc.

Boję się spotkania z Ace'm. Nie widzieliśmy się dłużej niż 6 lat. W połowie roku szkolnego wyjechał do innej szkoły. Sam. Bez rodziców.

Okazało się, że wpadł z jedną dziewczyną z klubu. I wyjechali, aby tutaj nie siać fermy.

Nic nam nie powiedział.

Ani ja, ani Andersonowie nie wiedzieliśmy o tym co się stało. Jednakże wczoraj moi rodzice powiedzieli mi że państwo Harris przyjeżdżają wraz z synem. Tak jak co roku.

Przyjeżdżają nawet rodzice El. Podobno razem z nią.

Nikt nie odezwał się ani słowem, o tym że wszyscy przyjaciele rodziców, jak i ich dzieci. Przyjeżdżali na każde święta. I podobno, każdy z nich był zawiedziony moją nieobecnością. Znowu.

Z każdym słowem wypowiadanym przez ojca Blaise'a, gdy tylko byłam w pobliżu, było coraz to gorzej. Oczywiście Ana próbowała go jakoś uspokoić. Ale on z każdą wizytą w tym domu. A był tutaj codziennie. Był coraz to gorszy.

Dlatego, codziennie rano patrząc w lustro widzę w nim, niedoszłą matkę. Która nie potrafiła uratować swojego dziecka.

***
Dzień wigilii. Stres rozlewa się po moim ciele coraz to bardziej. Jest późno. Ze względu na to, iż wczoraj zasnęłam bardzo późno, dzisiaj wstałam pod wieczór.

Bardziej zostałam obudzona. Przez lunę, tonyego, i luke'a. Których, zaczęła martwić moja nieobecność.

Po ich wyjściu, wstałam i ubrałam się w zwykły szary dres. Rozczesałam włosy i wyszłam z pokoju. Wcześniej biorąc z niego telefon.

Słyszałam rozmowy dochodzące z salonu. Nie chciałam konfrontować się z osobami, które już zdążyły przyjechać nie widziały mnie ani razu.

Dlatego nie patrząc na pomieszczenie, w którym znajdowali się inni. Choć chęć zęrknięcia w tamtą stronę, była silniejsza ode mnie. Przeszłam w stronę korytarza, gdzie miałam ubrać buty. Jednak przeszkodził mi w tym głos mamy.

Zawsze musi się coś spierdolić.

-rosie chodź do salonu!- krzyknęła

Chciałam wymyśleć wymówkę, jednak znowu mi w tym przeszkodziła. Wyszła z salonu i niepewnie na mnie popatrzyła.

-wiem, że teraz będzie ci ciężko. Bo nie chcesz wchodzić w drogę Alexandrowi- smutek wymalowany był na jej twarzy- ale ciągłe unikanie wszystkich, nic ci nie da. Córuś, przetrwałaś wiele. Poza tym, wiem że nawet gdyby się do ciebie odezwał, ty pociągnęłabyś go sto razy bardziej- uśmiechnęła się krzywo

Nie zapomnij o mnie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz