2. 9 rozdział

36 2 0
                                    

Blaise
-jak możesz mówić, jej coś takiego ?!- Luke był bardzo wkurwiony

-mówię całą prawdę, nie wiem jak ona mogła zajść w ciążę i to jeszcze z nim- wskazała na mnie- zasługujesz na kogoś lepszego

-madison!- krzyknęła jej matka- opanuj się, bo przechodzisz ludzkie pojęcie!

-mamo, ale..

-nie ma ale! ona straciła dziecko ! a my nawet o tym nie wiedzieliśmy

I tak rozpętała się wielka kłótnia. A ja stałem przy jednym z foteli i egzystowałem. Dosłownie.

Rosie
-nick!- krzyknęłam na cały jego dom, wchodząc bez pukania- już jestem!

-o rosie słoneczko- szepnęła jego babcia- jak dobrze cię widzieć

-jak się pani czuje ? jak choroba ?- zaczęłam ją wypytywać

-czekaj, rosie, jaka choroba ?- spytała zmieszana

-no...nick powiedział mi że lekarze wykryli u pani białaczkę...- powiedziałam

-co?! jak on mógł

-nie jest pani chora?

-nie ! byłam tylko lekko przeziębiona, przez zmianę otoczenia. I pogoda tutaj jest też inna niż w Bostonie. To tyle

Czyli znowu mnie okłamał.

-dobrze, dziękuję bardzo że mi pani o tym powiedziała. Życzę szybkiego powrotu do zdrowia. Dowiedzenia, a i niech pani powie wnukowi, że nie chce mieć z nim kontaktu.- i wyszłam z tego przeklętego domu

Zaczęłam kierować się w stronę cmentarza. Gdzie od razu dotarłam do miejsca, gdzie bałam się przychodzić.

Ale teraz, wszystko było mi jedno. Chciałam zobaczyć tylko twarz mojego brata, babci i synka. Który teraz byłby już tak duży.

Dlaczego mi to robisz, Boże?

***
Wstałam z ławki i ruszyłam, w kierunku domu. Zdecydowanie za długo zajęło mi opowiadanie o wszystkim.

Jednak poczułam się czysta. Jakbym nie miała żadnych problemów.

Jednak szkoda, że byłam na tyle głupia, aby w to wierzyć.

Wchodzę na teren domu i idę w stronę wejścia. Nie miałam przy sobie kluczy, więc zapewne albo wejdę niezauważona, albo ktoś mi je otworzy. Zobaczymy.

Drzwi okazały się być otwarte, co było dla mnie plusem, jednak nie przemyślałam tego, że będę przechodzić obok wejścia do salonu. Z którego dobiegały odgłosy rozmów.

Ściągnęłam z siebie płaszcz oraz buty i poszłam w stronę salonu. W końcu nie mogłam unikać własnej rodziny.

Gdy tam weszłam, zobaczyłam te same twarze. Ale przybyło więcej kuzynów, cioć i wujków. Miałam dość dużą rodzinę.

Wzrok każdego padł na mnie, ale ja nic sobie z tego nie zrobiłam. Najnormajniej w świecie udałam się na ostatni wolny fotel.

-czemu tak długo cię nie było ?- spytał mnie tata- coś się stało ?- zapytał, gdy zobaczył moją twarz

-byłam jeszcze w...kawiarni !- krzyknęłam ucieszona, nie chciałam go okłamywać

-mhm..jak się czuje babcia Nick'a?

-wyśmienicie!- znowu krzyknęłam, ale przypomniałam sobie że w tym pokoju są dzieci- nie jest chora- uśmiechnęłam się krzywo

-ha! mówiłam- powiedziała Madison- zachowujesz się jak dziwka, lecisz do innego, gdy masz własnego chłopaka- spojrzała na mnie

-nie mam chłopaka, a w jego domu byłam 5 minut, nie dłużej.- odparłam znudzona- coś jeszcze pani mądralińska?! jak długo masz jeszcze zamiar wypominać mi moje błędy, albo dopowiadać swoje zasrane historyjki?! może ty się pochwał swoim zachowaniem. Ciocia napewno będzie zadowolona, z tego jaką córeczkę wychowała.- byłam dumna z siebie i z tego, jak bardzo potrafię być niemiła- no już...powiedz jak to się sypiało z kuzynami- popatrzyłam na dwóch kuzynów.

Bliźniaki. Jay i Jacob. Kilka lat temu, nakryłam ich na...sami wiecie czym. Nie wiedzieli o tym, że ja wiem.

Miałam tego nikomu nie mówić. Ale nerwy mi puściły.

-ty zdziro- warknęła

-no moze nie tak przy dzieciach- skarciłam ją- jeśli masz zamiar mnie obrażać, to może najlepiej w cztery oczy- uśmiechnęłam się- ale to jutro, choć nie wiem, czy do jutra przeżyjesz.- przekierowałam wzrok na ciocię- zawsze narzekała ciocia na mnie, i mówiła jaka to jestem gruba, brzydka, puszczalska. Ale nigdy nie widziałaś tego, jak twoja córka się zachowuje. To koniec tego show. Tak wiem, to nie jest zachowanie dorosłej osoby. Ale ja nigdy nią nie byłam. Dobranoc!- krzyknęłam i wyszłam z salonu, no tak nie do końca, bo krzyk mojej mamy mi w tym przeszkodził

-rosie!!- krzyknęła za mną, popatrzyłam w jej stronę- zrobię ci herbaty, i dam tabletki. Połóż się

Ona wiedziała.

-przepraszam, nie chciałam się z nią kłócić..- zaczęłam

-hej, rosie nic się nie stało. Miło było popatrzeć na to, jak masz nad nią kontrolę i nie jest w stanie ci dopiec- przytuliła mnie- kocham cię, córeczko

-ja ciebie też mamo

***
W oczekiwaniu na herbatę i obiecane tabletki. Zdążyłam się umyć i przebrać w wygodne ubrania.

Była 24 a ja miałam się kłaść. Bo zrozumiałam, że moja mama mogła zapomnieć o zrobieniu mi herbaty.

Leżałam na łóżku przy zgaszonym świetle. I przeglądałam Instagrama. Aż nagle ktoś wszedł do mojego pokoju.

-siora, śpisz?- usłyszałam głos Luke'a

-nie- powiedziałam

-przyniosłem ci ciepłą herbatę i tabletki. Z racji tego, że jest 24 grudnia, to mam nowinę. Jutro o 15 jest bal, na którym mamy się zjawić. Będzie przekazanie ci firmy itp.

-o nieee- jęknęłam męczeńsko

-spokojnie poradzisz sobie, śpij dobrze

-ty również- i wyszedł z pokoju

A ja w spokoju mogłam wypić ciepły napój i połknąć tabletki. Których dzisiejszego dnia, było o wiele za dużo.

Położyłam się pod rozgrzaną kołderką i poddałam się krainie Morfeusza.

Nie zapomnij o mnie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz