13.

1.7K 124 10
                                    

POV Alex:

Niecierpliwie stukałam paznokciami o plastikowy uchwyt autobusu, który w ślimaczym tempie wywoził nas z płyty lotniska. Od ostatniego spotkania z niebieskooką minęły dokładnie dwa miesiące.

Dwa bardzo intensywne miesiące.

Gdy tylko autobus się zatrzymał, z łatwością wyprzedziłam zbiorowisko zagubionych ludzi, czym prędzej kierując się do znaku exit. Kiedy mleczne, szklane drzwi rozsunęły się przed moją osobą, ogarnął mnie pewnego rodzaju niepokój. Nerwowo zacisnęłam palce na zakupionym na lotnisku bukiecie, po czym odważyłam się rozejrzeć po oczekującym tłumie. Gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały, nie potrafiłam zapanować nad szerokim, szczerym uśmiechem, który wdarł się na moją twarz. Bez chwili namysłu cisnęłam małą, kabinową walizką, łapiąc drobne ciało blondynki, która dosłownie rzuciła mi się w ramiona.

- No cześć. - rzuciłam instynktownie, bezczelnie zaciągając się wonią jej obłędnych perfum.

- Spóźniłaś się. - odpowiedziała niewyraźnie, nie odpuszczając uścisku.

- Wiem. Jechałam drugim autobusem, bo pierwszy przejęły rozemocjonowane matki i stare dewoty, które ustawiały się w kolejce do wyjścia, gdy samolot jeszcze kołował ... - wyjaśniłam zgodnie z prawdą, rozbawiając starszą.

- A to dla ... ? - urwała niezobowiązująco zaciekawiona, wskazując wzrokiem na lekko zdewastowany bukiet.

- Proszę. - rzuciłam zażenowana własnym zapominalstwem. Dziewczyna nie skomentowała, jedynie nieśmiało zaciągnęła się zapachem kwiatów, próbując ukryć subtelny uśmiech.

- Schudłaś. - zauważyła, mrużąc tajemniczo oczy.

- Faktycznie. Dość sporo się działo. - odpowiedziałam pokrótce, wykorzystując tę chwilę na lustrowanie detali jej twarzy. - Ty chyba też. - skomentowałam po czasie, gdy zjechałam wzorkiem do pasa dziewczyny.

- Redukcja czyni cuda. - puściła mi zalotne oczko. - Chodź, opowiesz mi wszystko w domu.

- Przy naszej ulubionej kawie? - zapytałam, mając nadzieję, iż blondynka zrozumie moją sugestię.

- Wiesz, że Kate nas zabije? - rzuciła, doskonale wiedząc, co mam na myśli.

- Trudno. Przynajmniej nie będziemy skazane na wysłuchiwanie jej wywodów przez kolejne cztery dni ... - stwierdziłam, nie odrywając wzroku od niższej.

- Same plusy, zero minusów. - podsumowała rozbawiona. - W takim razie, kokosowa, mrożona na owsianym, nadchodzimy! - dodała optymistycznie, po czym chwyciła mnie za dłoń, prowadząc w kierunku wyjścia.

- Hey, a walizka? - skomentowałam, spoglądając na leżący w oddali bagaż.

- Najwyżej pożyczyłabym Ci coś mojego. - posłała mi zadziorny pocałunek, po czym ruszyła w stronę drzwi.

Uwielbiam tą jej optymistyczną wersję.

Po dwóch godzinach nareszcie przekroczyłyśmy próg mieszkania przyjaciółek, które od pierwszej minuty mojego przyjazdu, nie dawały nam spokoju. Z uśmiechem na twarzy, zostawiłam odzienie wierzchnie w przedpokoju, dziarskim krokiem ruszając w kierunku kuchni.

- Szczęsny, buty! - krzyk Sylwii zbiegł po stromych schodach loftu.

Już zdążyłam zapomnieć, jakie to uczucie.

- Poprawiłam! - odwrzasnęłam, tuż po odłożeniu obuwia na właściwe miejsce.

- Wiedziałam, że to nastąpi, ale nie chciałam Ci spoiler'ować. - blondynka puściła mi oczko, czekając na mnie w progu.

Before I met herOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz