39.

1.3K 107 5
                                    

POV Alex:

Dwudziesta pierwsza pięćdziesiąt pięć.

Do moich uszu dobiegło przeraźliwe skrzypnięcie wiekowych drzwi wejściowych, przez co od razu poderwałam się z miejsca. Ostatnie godziny były istną katorgą. Moja podświadomość kompletnie wariowała, serwując mi same dramatyczne, przesiąknięte czarnymi barwami scenariusze.

Gdy tylko stanęłam vis-à-vis wejścia, moim oczom ukazała się drobna postać blondynki, która z krzywym uśmiechem stała w progu mieszkania. Zdziwiłam się, widząc ją w tym samym stroju co na porannych zdjęciach, gdyż zmienianie ubrań po długim dniu w pracy leżało w jej naturze. Na jej twarzy malowało się ewidentne zmęczenie, a jej oczy wyrażały pewnego rodzaju smutek.

- Jesteś. - rzuciłam instynktownie, wypuszczając z płuc spory haust powietrza w geście satysfakcjonującej ulgi.

- Alex, przepraszam. Przed wyjściem z biura padł mi telefon i od tego czasu nie miałam chwili, aby podłączyć go do ładowarki... - tłumaczyła, zdejmując długi, beżowy szal zimowy. - Jak bardzo jesteś wściekła? - zmarszczyła brwi, posyłając mi autorskie spojrzenie.

Jej błękitne tęczówki lawirowały po moim spiętym ciele, desperacko starając się wybadać grunt.

Nie potrafiłam się na nią gniewać.

- Jeszcze trzydzieści sekund temu byłam gotowa obdzwaniać wszystkie okoliczne szpitale... - wyznałam zgodnie z prawdą. - Cieszę się, że dotarłaś tu w jednym kawałku. - podeszłam do niej, kładąc chłodną dłoń na jej rumianym policzku.

- Ten dzień to jakiś cholerny koszmar... - wyszeptała, uprzednio zamykając oczy i przytulając twarz do moich palców.

Chwilami odnosiłam wrażenie, że bierze na siebie zdecydowanie zbyt dużo.

- Daj. - zdjęłam z jej barków długi płaszcz. - Zaraz przyniosę ci coś ciepłego do jedzenia i solidny kieliszek białego wina. - zaproponowałam, odwiedzając okrycie wierzchnie na drewniany wieszak.

- Jesteś najlepsza. - usłyszałam, gdy przywarła do moich pleców, tym samym zamykając mnie w szczelnym uścisku.

- Oh. - rzuciłam zaskoczona jej wyznaniem. - Skąd te komplementy, hm? - zapytałam, uprzednio odwracając się i kładąc dłonie na jej lędźwiach.

- Bez okazji. Teoretycznie. - droczyła się, zawieszając ręce na moim karku.

Objęłam wzrokiem jej uśmiechniętą twarz, skupiając się na jej pełnych, pomalowanych matową szminką wargach. Kobieta od razu to zauważyła, z premedytacją przejeżdżając po nich językiem. Uniosłam brew, zaskoczona tą dziecinną zagrywką, po czym z przyjemnością przywarłam do jej doskonałych ust, które smakowały różową gumą orbit.

To było jedno z jej sekretnych guilty pleasure.

- Dobrze ci w bieli. - wyszeptała do mojego ucha, gdy z grymasem zakończyłyśmy powitanie.

- Sądzę, że jutro rano będziesz wyglądała w niej znacznie lepiej. - odbiłam, podświadomie fantazjując o nagim ciele kobiety, które o poranku krząta się po kuchni, okryte wyłącznie delikatnym materiałem koszuli.

Blondynka subtelnie przygryzła dolną wargę, pozostawiając tę uwagę bez zbędnego komentarza.

- No proszę! Kogo my tu mamy? - lekko zniekształcony głos Kate przerwał niewinne zawieszenie, w którym nieświadomie się tkwiłyśmy.

- Dzień dobry, a w zasadzie dobry wieczór. - kobieta odpowiedziała radośnie, pokazując rząd białych zębów. - Czy moja wspaniała dziewczyna należycie zadbała o swoich gości? - zapytała brunetkę, która przyglądała się nam z kieliszkiem wina w dłoni.

Before I met herOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz