23.

1K 121 10
                                    


POV Anastazja:

Biały puch ozdobił trójmiejską panoramę. Nie pamiętam, kiedy ostatnio widziałam tu tyle śniegu, w dodatku w okresie przedświątecznym. Błyszczące płatki majestatycznie spadały z zachmurzonego nieba, wprowadzając wszystkich mieszkańców w grudniowy, świąteczny nastój. Cieszyłam się, że w tym roku pamiętałam o zmianie opon na zimowe i po raz pierwszy nie należałam do grona kierowców, których znów zaskoczyła zima. Nie znaczyło to, że nie dzieliłam ich męki, gdyż od dwudziestu minut stałam w niekończącym się korku. Jeden z pojazdów wpadł w poślizg, uderzając w barierki i skutecznie zablokował ruch na jednym z pasów jezdni. Z niecierpliwością spojrzałam na zegarek, orientując się, że nie przyjadę na czas na spotkanie z niebieskooką. Kobieta nienawidziła spóźnialstwa, więc w mgnieniu oka chwyciłam za telefon, wybierając jej numer.

- Dzień dobry, Anastazjo. - jej nonszalancki ton wywołał uśmiech na mojej twarzy.

- Dzień dobry, Alex. - odpowiedziałam tym samym, wypełniając nasz mały rytuał. - Dzwonię, żeby poinformować cię, że niestety się spóźnię. Jakiś pajac nie zdążył wyhamować i zaparkował na barierkach. Od dwudziestu minut stoję w miejscu, bo blokuje cały lewy pas, a prawy okupuje policja. - zdałam relację, wychylając się na fotel pasażera.

- Nie ma sprawy. Ja też nie dotrę na czas. - powiedziała nienaturalnym dla niej tonem.

- Stało się coś? - rzuciłam luźno, poprawiając fotel.

- Ten złom doprowadzi mnie do szału. - skomentowała przez zaciśnięte zęby. - Nie mogę go odpalić mimo, że przedwczoraj wymieniałam akumulator! - krzyknęła, dając upust emocjom.

Zaśmiałam się, próbując zamaskować ten odruch. Nie rozumiałam jej wyboru, gdyż w tej cenie mogła pozwolić sobie na znacznie nowszy pojazd. Swoją decyzję uargumentowała faktem, iż spełnia swoje młodzieńcze marzenie.

I teraz ponosi konsekwencje.

- Idź do góry, zanim tam zamarzniesz. - rozkazałam, tłumiąc triumfalny ton. - Zgarnę cię, gdy tylko wyjadę z tego cholernego korka. Napiszę, gdy będę w pobliżu. - dodałam, w końcu zmieniając swoje położenie.

- Ratujesz mi życie. - rzuciła, nadal walcząc z padniętym akumulatorem. - Dobra, czekam na telefon. Jedź ostrożnie, Anastazjo. - powiedziała przyjaźnie, nim zakończyła połączenie.

Droga do szatynki zajęła mi prawie trzydzieści minut. Intensywne opady śniegu nie dawały za wygraną, weryfikując nieprzygotowanych kierowców. Z niecierpliwością czekałam na niebieskooką, stojąc na poboczu na światłach awaryjnych.

- Przez chwilę myślałam, że już nie dojedziesz. - skomentowała, gdy tylko zajęła miejsce pasażera.

- Nie prowokuj mnie. Jestem głodna, zmęczona i niedysponowana... - oznajmiłam na starcie, informując ją o moim samopoczuciu.

- Oh. Gdybyś powiedziała mi to wcześniej, wymigałabym się rzekomą chorobą... - zażartowała, otrzymując lekki cios w żebra.

- Nienawidzę przedświątecznych zakupów. Tłumy ludzi, którzy krążą po galerii w ramach rozrywki, kompletnie nie wiedząc, w jakim celu tam przyszli. Koszmar. - skomentowałam oschle, na myśl o bliskiej przyszłości.

- Skąd ten pesymizm Panno Steele? - zachichotałam na określenie, którego nie słyszałam od wieków. - W ramach rekompensaty zapraszam cię na wyśmienity ramen. - dodała, uśmiechając się promiennie.

Brzmi całkiem dobrze.

Milczałam, co chwilę spoglądając na szatynkę, która przypatrywała mi się ze zmrużonymi oczami. Hormony sprawiły, że nie mój humor zmieniał się jak w kalejdoskopie.

Before I met herOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz