32.

1.2K 129 6
                                    


POV Anastazja:

Święta, święta i po świętach.

To banalne powiedzenie idealnie odwzorowuje zawrotne tempo przemijania tego wyjątkowego czasu. Za sprawą ogromnego wsparcia mamy oraz sporej dawki białego wina, udało mi się przetrwać wigilijną kolację.

Po powrocie do stołu, zwinnie omijałam wścibskie pytania bliskich, starając się panować nad emocjami. Późnym wieczorem, gdy wszyscy towarzysze pojechali do swoich domów, usiadłam z mamą przy żarzącym się kominku. Z ulgą opowiedziałam jej o wszystkich wydarzeniach, które miały miejsce w moim dotychczasowym życiu. Oczywiście głównym tematem rozmów była postać tajemniczej niebieskookiej, o której mimo wielu prób i szczerych chęci, nie mogłam zapomnieć nawet na moment.

Po odebraniu krótkiego, lecz treściwego sms'a musiałam pobyć sama. Pod błahym pretekstem udałam się do pokoju gościnnego, w którym przy akompaniamencie mentolowego heets'a przeanalizowałam każde słowo wiadomości. Wiedziałam, że kobieta szczerze żałuję, jednak mimo to odczuwałam silny zawód i ból.

Obawiałam się powrotu do redakcji, gdyż Kornelia jest osobą, z którą mam ciągły kontakt. Jako moja asystentka zajmuje miejsce tuż przy moim przeszklonym biurze, co dodatkowo pogarszało całą sytuację. Martwiłam się, że to nieporozumienie wpłynie negatywnie na naszą dotychczasową współpracę, a tego za wszelką cenę chciałam uniknąć.

Kolejny dzień minął nieco spokojniej. Pierwsze święto spędziliśmy jedynie w czwórkę - ja, mama, Jakub i oczywiście Tofu. Po zjedzeniu porannego, wystawnego śniadania, które przygotował mój ojczym, udaliśmy się na długi spacer po lesie, rozkoszując się pierwszymi od niepamiętnych czasów, białymi świętami.

Leśny krajobraz wyglądał bajkowo. Drzewa pokrywała gruba warstwa śnieżnego puchu. Pupil biegał radośnie po wysokich zaspach, przynosząc nam wszystko, co znalazł pod śnieżną kopułą. Po powrocie do domu podjęliśmy decyzję o zorganizowaniu małego konkursu kulinarnego, który obejmował pieczenie prawdziwej, włoskiej pizzy. Byłam wdzięczna mamie, iż poprzedniego dnia rozdała najbliższym większość wigilijnego jedzenia, gdyż wizja jedzenia tego samego przez kolejne dni, nie należała do najlepszych.

Po kilku godzinach nieustannego śmiechu zrobiliśmy tradycyjną sjestę, podczas której znalazłam czas na powrót do interesującej książki, którą czytałam już od ponad trzech miesięcy. Lektura pozwoliła mi na chwilę oderwać się od trapiących mnie myśli i dała mi możliwość psychicznego wytchnienia. Kumulacja silnych emocji sprawiły, że wspólnie z bohaterami książki przeżywałam ich miłosne ekscesy, wylewając przy tym strugi łez.

Gdy jaśniejący księżyc na dobre zagościł na gwieździstym, granatowym niebie, wraz z mamą przygotowałyśmy małą kolekcję, którą zjedliśmy w towarzystwie jej ulubionego, świątecznego filmu. Mimo, że wszyscy znaliśmy jego fabułę na pamięć, z zaciekawieniem śledziliśmy losy czwórki zagubionych bohaterów.

Mowa oczywiście o klasyku „Holiday".

Dzisiaj pozwoliłam sobie na długi sen. Gdy otworzyłam oczy dochodziła jedenasta, co nie zrobiło na mnie większego wrażenia. Dawno nie miałam okazji wstawać o tak później godzinie, jednak w obecnych okolicznościach mogłam sobie na to pozwolić. Późnym południem pojechaliśmy do mojej kuzynki, której nie widziałam od prawie dwóch lat. Na początku zeszłego roku urodziła zdrowego syna, który teraz radośnie biegał po salonie odrestaurowanego, wiejskiego domu. Ku mojemu zdziwieniu od razu złapałam z nim dobry kontakt.

Mieszko jest bardzo kontaktowym chłopcem, który bez krzty strachu chętnie nawiązywał nowe relacje. Gdy tylko zjedliśmy uroczysty obiad, chwycił mnie za rękę i zaprowadził do swojego małego królestwa. Przez dwie godziny wspólne układaliśmy klocki i gotowaliśmy wymyślne potrawy w jego małej, drewnianej kuchni. Nasz sielankowe życie skończyło się, gdy niespodziewanie zasnął mi na kolanach. Widok jego spokojnej, pogrążonej w śnie twarzy mocno mnie rozczulił, więc najdelikatniej jak umiałam zaniosłam go do jego łóżka.

Before I met herOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz