30.

1.1K 130 15
                                    


POV Alex:

Śnieg skrzypiał pod podeszwami moich ciężkich butów, pozostawiając ślady na przykrytym białym puchem chodniku. Pogoda nie dawała za wygraną, nieustannie obdarowując nas kolejnymi centymetrami śniegu. Nie chciałam narzekać, gdyż najprawdopodobniej będą to pierwsze święta od dobrych pięciu lat, gdy zimowy krajobraz będzie przypominał ten, który malował się na wszystkich świątecznych pocztówkach. Poprawiłam czapkę, chcąc zakryć się przed silnymi powiewami wiatru. Mimo niskiej temperatury moje ciało płonęło, gdyż od blisko dwudziestu minut niosłam na prawym barku dorodną, żywą choinkę. Miałam zrobić to wczoraj, jednak ze względu na niekorzystne okoliczności i moją niechęć do kontaktu z drugim człowiekiem, postanowiłam zrobić to dopiero dzisiaj.

Tak, w wigilię.

Nie przepuszczałam, iż szeroki wachlarz świątecznych drzewek tego dnia wyprzeda się z samego rana. Około jedenastej odebrałam wiadomość od wściekłej przyjaciółki, która w nieco wulgarny sposób przypomniała mi o konieczności zakupu najbardziej spopularyzowanego symbolu świąt. Przed moim wyjazdem zakup choinki był moim najważniejszym zdaniem. Dzień przed wigilią wspólnie ubierałyśmy drzewko, wykorzystując do tego opróżnione miniaturki przeróżnych alkoholi. Cały proces sprawiał nam dużo radości.

I nie mówię tu tylko o opróżnianiu zawartości prowizorycznych bombek.

Tym razem było inaczej. Niosąc jedno z ostatnich drzewek, które udało mi się kupić, odnosiłam wrażenie, że dźwigam na ramieniu ciężar moich złych wyborów. Od ostatniego spotkania z blondynką minęły trzy dni. Siedemdziesiąt dwie godziny kompletnej ciszy czy jakiekolwiek znaku życia. W tym roku miałyśmy spędzić święta wspólnie tak samo, jak zrobiłyśmy to przed moim wyjazdem. Podczas mojej nieobecności, każda z dziewczyn spędzała wigilię w domu rodzinnym w otoczeniu najbliższych. Gdy Anastazja poinformowała nas o tegorocznych planach swojej mamy, w naszych głowach pojawił się pomysł zorganizowania kolacji w mieszkaniu Kate i Sylwii. Obie kobiety zaprosiły swoich rodziców oraz nas - wyrzutków, którzy nie wiedzieli, co ze sobą zrobić. Byłam świadoma faktu, iż ten pełen niedomówień incydent rzuci nieprzychylne światło na całokształt świątecznej atmosfery. Przez chwilę myślałam, aby spędzić ten dzień samotnie w towarzyskie szklanki whisky, jednak wiedziałam, że nadgorliwość moich przyjaciółek na to nie pozwoli.

Teraz szłam zaśnieżonym chodnikiem z tym cholernie iglakiem na ramieniu...

Odetchnęła z ulgą, gdy po prawie półgodzinnym marszu znalazłam się pod drzwiami ich kamienicy. Łut szczęścia sprawił, że jeden z mieszkańców budynku akurat wychodził i przytrzymał mi ciężkie drzwi. Pokonując dziesiątki schodów, marzyłam jedynie o szklance chłodnej wody. Zmarszczyłam brwi, nim nacisnęłam przycisk dzwonka, doskonale wiedząc, co czeka mnie za drzwiami. Po kilkunastu sekundach ruchem ręki zostałam zaproszona do środka. Sylwia rzuciła mi jedynie pogardliwe spojrzenie, nie odzywając się do mnie słowem.

- Przepraszam, że dopiero teraz. - wysapałam, ledwo łapiąc powietrze w płuca. - Najbliższe drzewko znalazłam dopiero dwa kilometry stąd. - wyjaśniłam, stawiając na ziemię przedmiot tortur.

- Gdybyś załatwiła to wczoraj, jak obiecałaś, kupiłabyś ją za rogiem. - odpowiedziała lekceważąco, przytrzymując obiekt dyskusji.

Czym prędzej zdjęłam przemoczone buty, odkładając je w wyznaczone miejsce. Oprószoną śniegiem kurtkę powiesiłam na drewnianym wieszaku tuż obok drzwi. Bez słowa ponownie uniosłam drzewko, transportując ją do centralnej części salonu, w którym czekał na nie ciężki, żeliwny stojak. Przy pomocy przyjaciółki ustawiłyśmy je w pionie, dokładnie je zabezpieczając.

- Dzięki. - wyszeptałam cicho, gdy blondynka podała mi nożyczki, przy pomocy których uwolniłam jej rozłożyste gałęzie z ucisku białej sieci.

Before I met herOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz