34.

1.2K 136 29
                                    


POV Alex:

Trzydziesty pierwszy grudnia.

Dzień zakończenia tego zaskakującego, pełnego niespodziewanych zwrotów akcji roku. Czas refleksji i zadumy. Rozmyślania nad życiem, z którym zmagaliśmy się przez ostatnie trzysta sześćdziesiąt pięć dni.

Nienawidziłam tego dnia.

Szczerze nie znosiłam Sylwestra, gdyż oznaczał zbliżający się dużymi krokami nowy początek. Miałam ich za sobą zdecydowanie zbyt wiele i nie miałam siły na uczestnictwo w kolejnym. Nowy rok zaglądał zza rogu, złowieszczo planując innowacyjne sposoby utrudniania mi spokojnej egzystencji.

W tym roku odczuwałam to podwójnie. Poczucie samotności nie pozwalało mi na normalne funkcjonowanie. W pracy zjawiałam się szybciej, a wychodziłam z niej jako ostatnia. Te pięć dni, które dzieliły święta i Sylwestra, były dla mnie niezwykle trudne.

Mój telefon milczał. Maniakalnie sprawdzałam wiadomości, licząc na jakikolwiek znak życia ze strony Anastazji.

Dzwoniłam.

Jej telefon nie odpowiadał, a ja nie mogłam znieść głosu automatycznej sekretarki, która z uporem maniaka namawiała mnie do pozostawienia wiadomości głosowej. Raz nawet próbowałam to zrobić, jednak gdy tylko usłyszałam charakterystyczny sygnał, w mojej głowie zapanowała kompletna pustka.

Co powinnam powiedzieć, aby nie zabrzmiało żałośnie?

Jak mogłam wytłumaczyć swoje karygodne zachowanie, które nigdy nie powinno mieć miejsca?  

Stałam przed lustrem, poprawiając kołnierzyk czarnej koszuli. Zaśmiałam się w duchu, gdy sięgnęłam po marynarkę bordowego garnituru.

Tego samego, który miałam na sobie trzy lata temu.

Miałam mieszane uczucia. Założenie na siebie wierzchniej warstwy kompletu, przywołało konkretne wspomnienie. Oczami wyobraźni widziałam, jak smukłe palce blondynki zaciskają się na krawędziach marynarki, w pośpiechu zsuwając ją z moich barków. Nie mogłam w pełni rozkoszować się tym wspomnieniem, gdyż od razu dopadła mnie myśl o bolesnym powrocie do domu z butelką szampana w dłoni. Chaotycznym pakowaniu najpotrzebniejszych rzeczy i zbieganiu po klatce schodowej z oczami pełnymi łez.

Nie wiedziałam, jak sklasyfikować to wspomnienie.

Przeczesałam palcami zbyt długie w moim odczuciu włosy, sowicie spryskując się ulubionym perfumem. Poprawiłam srebrną sprzączkę paska, po czym z pełną determinacją ruszyłam w dół schodów.

Prawdę mówiąc nie miałam ochoty na jakiekolwiek wyjście. W głębi serca chciałam zostać w domu i przywitać nowy rok ze szklanką alkoholu w dłoni. Nie miałam jednak siły na prowadzenie zaciętych dyskusji z przyjaciółkami, które nie pozwoliłyby mi na samotność.

Byłam im za to bardzo wdzięczna.

Zawiązałam buty, biorąc do ręki czarny płaszcz. Dwukrotnie upewniłam się, iż zakluczyłam drzwi, gdyż w tym tygodniu dwukrotnie o tym zapomniałam. Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzało, jednak przez roztargnienie stałam się nieuważna.

Zegarek wskazywał godzinę dziewiętnastą trzydzieści osiem. Do rozpoczęcia sylwestrowego szaleństwa w jednej z eleganckich restauracji, której nazwy nie potrafiłam wymówić, zostało niespełna dwadzieścia minut. Od lokalu dzieliły mnie zaledwie dwa kilometry, gdyż położony był na szczytowym piętrze jednego z gdańskich biurowców. Wybór tak zaskakującego miejsca należał do Sylwii, która dostała zaproszenie od Bartka - bajecznie bogatego przyjaciela, który tego dnia obchodził urodziny. Poznała go pod moją nieobecność, dlatego spotkałam go zaledwie trzy razy. Jego ekscentryczna osobowość nie do końca wpasowywała się w mój wachlarz pozytywnych odczuć, jednak starałam się tego nie okazywać. Pod wpływem emocji i sporej dawki alkoholu, zaprosił nas do restauracji ojca na huczne obchody własnych urodzin. Ze względu na upór przyjaciółek oraz brak innych opcji, przystałam na jego propozycję.

Before I met herOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz