36.

1.6K 142 21
                                    


POV Anastazja:

Obudził mnie doskonale znany mi zapach. Zapach, który towarzyszył mi przez te wszystkie lata, kiedy starałam się odnaleźć siebie.

Do sypialni wdzierały się radosne promienie zimowego słońca, rzucając światło na tysiące śnieżnych płatków, które zdobiły okna sypialni. Gdy tylko otworzyłam oczy, musiałam upewnić się czy to, co się wczoraj wydarzyło było czymś więcej niż pruderyjnym, świadomym sen. Ostrożnie położyłam się na plecy, subtelnie spoglądając na pogrążoną w śnie, spokojną twarz szatynki. Jej ciemne włosy leżały w nieładzie na białej, bawełnianej pościeli. Były miłym kontrastem dla jasnego, utrzymanego w beżowych tonach wnętrza.

Pragnęłam, aby została tu na zawsze.

Pozwoliłam sobie na odgarnięcie niesfornego kosmyka, który spoczywał na jej profilu. Wstrzymałam oddech, gdy kobieta poruszyła się lekko, poprawiając miękką kołdrę. Nie mogłam się powstrzymać przed przejechaniem palcem wskazującym po jej umięśnionym barku, które aktualnie pokrywały ciarki.

Jej skóra była miękka i delikatna. Dokładnie taka, jaką miałam okazję zapamiętać. Zawiesiłam wzrok na jej przedramieniu, na którym znajdował się dość spory tatuaż. Zdałam sobie sprawę, że jeszcze nie miałam okazji o niego zapytać. Dzieło przedstawiało wysokie, iglaste choinki i majestatyczną, morską falę.

Pasował do niej.

Ponownie odwróciłam się na bok, analizując sylwestrowe wydarzenia. Uśmiechnęłam się mimowolnie, gdy przejechałam palcami po zaczerwienionym nadgarstku. Na drewnianej podłodze leżał czarny, skórzany pasek, który był przyczyną bladych śladów na ich powierzchni. Moje serce znacznie przyspieszyło, gdy wróciłam wspomnieniami do chwili, w której zaciskał się na mojej skórze.

To przeżycie było nowe. Było tak intrygujące, że nie byłam w stanie opisać go słowami. Czułam się jak bohaterka skandalicznego romansu, który emitowano jedynie w alternatywnych, lokalnych kinach.

Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nie obudziły mnie mocne promienie porannego słońca, a ogromne pragnienie. Ostrożnie wstałam z łóżka, ubierając na siebie białą, luźną koszulkę szatynki, która od dłuższego czasu służyła mi za piżamę. Ostrożnie stąpałam nagimi stopami po drewnianej podłodze, w duchu licząc na to, że nie obudzę śpiącej piękności.

Odetchnęłam z ulgą, gdy przekroczyłam próg sypialni, lekko przymykając drzwi. Salon wyglądał jak plan taniego westernu, w którym doszło do poważnej bójki. Części naszej garderoby porozrzucane były po całym pomieszczeniu. Kiedy dotarłam do kuchni, skrzywiłam się widząc rozbity wazon z miodowego szkła.

Lubiłam ten wazon.

Stawiałam kroki z niebywałą ostrożnością. Nie chciałam wdepnąć w odłamek ostrego szkła, które ciągnęło się aż pod kuchenną zabudowę. Stanęłam na palcach, chcąc sięgnąć po kryształową szklankę, którą w pośpiechu napełniłam lodowatą wodą z kranu. Pech chciał, że przez moją chwilą nieuwagę weszłam na pojedynczy kawałek rozbitego wazonu. Trzymana w dłoni szklanka, z hukiem upadła na podłogę, rozbijając się na dziesiątki mieniących się części.

Przeklnęłam pod nosem, opierając się o kamienny parapet. Uniosłam stopę, sprawdzając skalę obrażeń, które na moje moje szczęście nie były rozległe.

- Żyjesz? - zaspany głos wystraszonej szatynki dobiegł do moich uszu. - Co się stało? - dodała w pośpiechu, posyłając mi troskliwe spojrzenie.

- Uważaj. - ostrzegłam ją, wskazując ruchem głowy na ostre elementy. - Nic mi nie jest. To tylko trochę krwi. - zapewniłam.

Kobieta westchnęła głęboko, zwinnie omijając szklane pobojowisko. Uklęknęła przede mną, chwytając moją stopę w swoje jak zawsze chłodne dłonie.

Before I met herOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz