18.

1K 116 9
                                    


POV Alex:

Zacięcie walczyłam z kartonami, które za żadne skarby nie chciały zmieścić się w małym bagażniku sportowego Mercedesa.

Mówiłam, że był to conajmniej poroniony pomysł...

Po wielu próbach logicznego układania dobytku i lawinie dziesiątek niecenzuralnych słów, które z łatwością wypływały z moich ust, udało mi się ulokować większość rzeczy we wnętrzu auta. Mimo niewielkiej ilości zabieranych szpargałów, wyglądało to wręcz komicznie. Tylne siedzenia pokrywały duże, beżowe kartony i płócienne torby, który były znacznie bardziej ustawne. Stoczenie porannej batalii przeprowadzkowej odebrało mi część sił witalnych, jednak cieszyłam się, że najtrudniejsze mam już za sobą.

Tak mi się wtedy wydawało...

Z uśmiechem na twarzy po raz ostatni odwiedziłam pobliską, ulubioną piekarnię, w której bywałam w każdy weekend. Przemiła staruszka z niespotykaną dokładnością zapakowała moje standardowe zamówienie. Gdy poinformowałam ją o moim dzisiejszym wyjeździe, wyszła zza lady zamykając mnie w szczelnym uścisku i życzyła mi wszystkiego co najlepsze. Ogarnął mnie smutek na myśl, że najprawdopodobniej już nigdy nie będę miała okazji na zjedzenie jej wyśmienitych przysmaków, które stanowiły tutaj moją małą, weekendową tradycję. Kupiłam również dwie duże kawy, za które nie mogłam zapłacić, gdyż kobieta pogroziła mi palcem ze skwaszoną miną, gdy tylko wyjęłam portfel. Po ostatecznym pożegnaniu się z tym miejscem, ruszyłam w górę krętych, drewnianych schodów prowadzących do mieszkania.

Zegarek wskazywał godzinę siódmą trzydzieści, a moja towarzyszka nadal pogrążona była w błogim śnie. Podczas wczorajszego oglądania filmu, blondynka standardowo zasnęła. Postanowiłam jej nie budzić, jedynie przykryłam ją grubym kocem, a sama położyłam się we własnym łóżku.

Wyjęłam ze skrzypiących szafek dwa białe talerze, rozkładając zakupione jedzenie na stoliku kawowym w salonie. Przez kolejne dziesięć minut biłam się z myślami, czy powinnam obudzić niebieskooką, jednak ze względu na stygnącą kawę, postanowiłam to uczynić. Najdelikatniej jak umiałam uklęknęłam przy jej spokojnym ciele, wplatając palce w jej pozostawione w nieładzie włosy.

- Hey, pora wstawać. - subtelnie masowałam skórę jej głowy. - Dzień dobry, Anastazjo. - wyszeptałam, gdy po raz pierwszy tego dnia ujrzałam jej tęczówki o odcieniu spokojnego oceanu.

- Dzień dobry. - odpowiedziała po chwili zawahania, nim na dobre wróciła do otaczającej ją rzeczywistości. - Która godzina? - zapytała zaspanym tonem.

- Dochodzi ósma. - rzuciłam, zajmując miejsce na ziemii, tuż przy stoliku kawowym.

- Oh, przyniosłaś śniadanie. - uśmiechnęła się promiennie na widok wytrawnych croissantów. - Zaraz, zaraz. Gdzie podziały się te wszystkie kartony? - zmrużyła oczy w podejrzliwy sposób.

Jak można mieć tak twardy sen?

- Bezpiecznie czekają w aucie. - wyjaśniłam, przystępując do jedzenia.

- Dlaczego mnie nie obudziłaś? Mogłam ci przecież pomóc! - oburzyła się, przeciągając się leniwie.

- Nie chciałam cię budzić. Poszło mi całkiem sprawnie. - skłamałam, nadal przeklinając stosy tych cholernych kartonów.

- Jesteś niemożliwa. - powiedziała krótko, przewracając oczami. - Pamiętałaś nawet o kawie. - wyszeptała, chwytając za papierowy kubek i zaciągnęła się jej aromatem.

- Prędzej zapomniałabym o jedzeniu. - przyznałam zgodnie z prawdą. - Jedz, póki są jeszcze letnie. Kupiłam je w piekarni na dole. W tej, którą ci wczoraj pokazywałam. - przypomniałam.

Before I met herOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz