ROZDZIAŁ 43

978 76 4
                                    


Danielle

Zapach stajni mi nie przeszkadza. Jednak zdecydowanie lepiej się oddycha na zewnątrz, niż w budynku pełnym boksów wypełnionych sianem. Zawsze lubiłam takie wiejskie rejony. Chciałabym kiedyś kupić domek na uboczu, z dużym podwórkiem i z dala od sąsiadów. Może zrobiłabym to, kiedy Kira wyjedzie na studia? Ale co powie na to Preston? Łączy nas coś głębokiego, jakieś magiczne uczucie, które wywołuje dreszcze w moim ciele. Kiedy przy nim jestem żołądek zaciska mi się z rosnącego pożądania i ekscytacji.

Czy to oznacza, że go... kocham? Chyba jesteśmy w związku, skoro chodzimy na randki, sypiamy ze sobą i często śpimy w jednym łóżku u kogoś w mieszkaniu. Bo tak robią pary. Jednak skąd mam pewność, że kocham Prestona?

Ostatni mężczyzna, którego darzyłam tym uczuciem okazał się potworem. Gnębił mnie, poniżał, upokarzał, by potem mówić mi czułe słówka i...

Preston taki nie jest. To całkowite przeciwieństwo Laytona. I tylko przy nim czuję to, czego nie czułam przy żadnym innym facecie. Nawet przy Laytonie.

– Nogi cię nie bolą?

– Nie, ale gdy zejdę na pewno je poczuję.

Odwracam wzrok od pastwiska i biegających po nim koni, by spojrzeć na Kirę na grzbiecie karmelowego rumaka. Ten widok nadal mnie przeraża. Zwierzę jest większe od niej, a instruktor nie wygląda na takiego, który dałby radę uspokoić konia, gdy zerwie się do ucieczki. Są bardzo płochliwe.

– Gorąca kąpiel jest dobra na zakwasy – odpowiada jej chłopak.

Dałabym mu dwadzieścia pięć lat, może ciut więcej. Z początku nie byłam przekonana, czy jest odpowiednią osobą do nauki, ale ma podeście do młodzieży i Kira go lubi. Lepszy on niż jakiś stary dziadek.

– Na pewno skorzystam z rady.

Patrzenie, jak koń przyspiesza sprawia, że tętno mi przyspiesza. Jeśli dłużej będę na to patrzeć dostanę zawału albo wpadnę w histerię. Odwracam spojrzenie, po czym kieruję się w przeciwną stronę niż padok, na którym ćwiczy Kira.

Ośrodek jest olbrzymi. Znajduje się tu pięć budynków, w którym przebywają konie, kilka garaży ze sprzętem rolniczym oraz główny budynek służący jako dom dla właścicieli. Odbywa się tu wiele wystaw, a także obozy dla młodzieży. Lekcje jazdy nie należą tu do najtańszych, ale to w końcu jedna z lepszych stajni.

Moją uwagę przykuwa biały koń stojący przy ogrodzeniu. Wystawia łeb i nie jest zainteresowany innymi rumakami na pastwisku. Tamte trzymają się razem, a ten najwyraźniej woli samotność.

Podchodzę do niego. Powoli wystawiam rękę i czekam aż zwierzę ją powącha. Nie wygląda, aby chciał mnie ugryźć, więc zbliżam się śmielej, po czym głaszczę konia po łbie oraz chrapach.

– Mogę pani w czymś pomóc?

Obok pojawia się mężczyzna z wiadrem wody. Stawia je na posadzce, a potem otwiera furtkę, aby wejść na padok. Zabiera ze sobą wiadro.

– Nie – odpowiadam z lekkim uśmiechem. – Czekam aż siostrzenica skończy lekcję.

Facet nic nie mówi. Umieszcza wiaderko na uciętym pniu drzewa i cmoka w stronę konia. On jednak nie reaguje.

– Jest zainteresowany bardziej tobą niż świeżą, chłodną wodą.

– Jak się nazywa?

– Willow. Ale często wołają na niego „cholerny koń".

Oboje wybuchamy śmiechem.

– Dlaczego?

– Zdarza mu się otwierać swój boks oraz boksy innych koni. Uwielbia zabierać szczotki, jedną kiedyś zżarł. A i zawsze, kiedy jest na padoku wraca z jakimś skaleczeniem.

Shatter | Blizny #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz