ROZDZIAŁ 50

879 72 13
                                    

Danielle

Głowę mam ciężką, za to ciało lekkie do tego stopnia, że nie mogę poruszać kończynami. Nie czuję ich za wyjątkiem lekkiego mrowienia w palcach. Gdy próbuję otworzyć oczy idzie mi to z trudem. Skupiam się zatem na innych zmysłach.

W powietrzu czuję zapach stajni, wilgoci oraz spróchniałego drewna. Słyszę szelest liści poruszanych przez wiatr oraz ciężkie krople uderzające o coś metalowego. Pod sobą mam coś twardego. To chyba deski, ale nie mam pewności. Na ślepo ciężko jest zorientować się w sytuacji.

Na pewno jestem w jakimś pomieszczeniu. Na zewnątrz pada, a ja nie czuję deszczu na ciele. Miejsce, w którym się znajduję ma dach, ale nie jest szczelne, bo odczuwam chłodny powiew sunący po podłodze.

Otwórz oczy, Danielle.

Poruszam palcami u rąk i stóp. Odzyskuję czuje, lecz to nadal za mało, by w pełni nimi poruszać. Próbuję po raz kolejny otworzyć oczy. Nie poddaję się i w końcu unoszę powieki. Obraz jest niewyraźny. Mrugam, aby pozbyć się mgły, lecz mrok, który mnie potem otacza wcale nie jest lepszy. Moje oczy powoli przyzwyczajają się do ciemności, ale i tak niewiele widzę.

Jestem chyba w szopie. Budynek jest niewielki, ściany i podłoga są drewniane i widzę między nimi szpary, przez które przedostaje się chłód. Jeśli to składzik na narzędzia, ktoś go uprzątnął. Na ścianach są zaczepione półki oraz haczyki, na których mogły wisieć ubrania robocze. Niczego tu nie ma.

Przed sobą zauważam drzwi. Przysuwam się do nich, tyle że lina obwiązana wokół moich nadgarstków i kostek utrudnia poruszanie się. Czołgam się przed siebie, rośnie we mnie nadzieja, że się wydostanę, lecz ktoś pojawia się przed szopą. Majstruje przy klamce, więc szybko wracam na poprzednie miejsce.

Ktoś otwiera drzwi i wchodzi do środka. Ma latarenkę w dłoni, którą potem stawia na podłodze. Ma eleganckie buty, jeansy ubrudzone błotem przy nogawkach oraz ciemną kurtkę, na której widać krople deszczu. Spoglądam wyżej. Zamieram.

– Witaj, mój cukiereczku.

Uśmiech Laytona przyprawie mnie o dreszcze. Czyli to on stoi za moim porwaniem? Mojej mamy też się pozbył? Zrobił jej coś?

– Nie za zimno ci? Pogoda nam dziś nie dopisuje i nie zapowiada się na poprawę. Ale spokojnie, zadbam o ciebie. – Stawia kilka kroków w moją stronę i kuca. – Przyniosę ci później koc, coś do jedzenia i porozmawiamy. Mamy wiele do omówienia.

Wyciąga dłoń, by dotknąć mojego policzka, ale odwracam głowę.

– Do zobaczenia, kochanie.

Podkulam nogi w kolanach i przyciągam je do swojej piersi. Jest mi coraz zimniej, ubrania przesiąkły mi wilgocią oraz chłodem. Nie mam się czym ogrzać, a Layton ma ochotę jeszcze dłużej mnie torturować.

Kiedy wychodzi, wiatr wdziera się do szopy. Jest jak ostre igiełki, które przecinają mi skórę na policzkach. Ile już tu siedzę? Jak długo mnie tu trzyma?

Jest noc, więc chyba nie tak długo. Więc dopiero rano Kira zobaczy, że nie wróciłam, będzie próbować do mnie dzwonić i minie trochę czasu zanim mnie znajdą.

Boże. Preston jest w Paryżu. Nie wróci, by mnie szukać. Kiedy tu przyleci mogę być już martwa.

W kącikach oczu zbierają mi się łzy. A jeśli już go nie zobaczę? Powiedział mi, że mnie kocha, a ja nie potrafiłam odpowiedzieć od razu. Dlaczego wtedy milczałam? Przecież czuję do niego to samo. Teraz to wiem. Gdy się żegnaliśmy też to wiedziałam! Żałuję, że mu tego nie wyznałam.

*

Z tego zimna nie potrafię zasnąć. Trzęsę się, szczękam zębami, czego nie potrafię opanować. Nie panuję nas własnym ciałem. Ledwo czuję jakikolwiek dotyk. Zamarznę tu.

Shatter | Blizny #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz