ROZDZIAŁ 48

904 61 10
                                    


Layton

dzień wcześniej

Mój gabinet tonie w mroku. Włączam lampkę stojącą na biurku, po czym siadam na fotelu. Nie odsłaniam żaluzji. Lubię taką ciemność, szczególnie rankiem. Pozwala mi się skupić i pomyśleć.

Otwieram klapę laptopa. Następnie wpisuję hasło w klikam enter. Ikonka użytkowania kręci się krótki moment nim na ekranie pojawia się pulpit i wszystkie ważne foldery. Kładę dłoń na myszce, przesuwam ją po wyświetlaczu aż najeżdżam nią na aplikację z czarną ikonką. Mam zamiar ją kliknąć, ale słyszę zbliżające się kroki. Wstrzymuję się przed uruchomieniem swojej małej rozrywki i cierpliwie czekam.

Odgłos stukania szpilek o podłogę cichnie. Zaraz potem ktoś naciska klamkę i w progu staje moja sekretarka. Podchodzi do biurka i stawia na nim kubek parującej kawy.

– Z łyżeczką mleka i bez cukru – oznajmia, choć chuj mnie to obchodzi.

Kiwam jedynie głową, bo nawet nie pamiętam jej imienia. W każdej ze swoich firm mam inną pracownicę, a nimi wszystkimi zarządza jeszcze jedna, z którą mam bezpośredni kontakt. Nie tylko zawodowy. Kiedyś bardzo mocno przypominała mi mojego cukiereczka. Teraz muszę zakrywać jej oczy, abym mógł rozkoszować się seksem z nią.

To żałosne, że muszę zastępować swojego cukiereczka jakąś podróbką.

Ale niebawem ona znów będzie moja. Tym razem nie dam jej odejść. Już raz mnie suka wkopała. Nasłała na mnie jebane psy i tego jej nie daruję. Zanim jej wybaczę, sprawię, że będzie przepraszać w nieskończoność.

Gdy sekretarka wychodzi, uruchamiam aplikacje. Mam tu dostęp do kamer w firmie Prestona, o czym ten idiota nawet nie wie. Dobrze jest zarządzać firmami z różnych dziedzin. Ta władza smakuje słodko.

Dochodzi dziewiąta rano. Przeszukuję piętra w poszukiwaniu Danielle, lecz nie ma jej w budynku. Sprawdzam drugi raz i nadal jej nie widzę. Program do rozpoznawania twarzy znajduje się na parkingu. Czuję ulgę, że jednak postanowiła się pojawić. Jednak nie jest sama. Mało tego idzie z Prestonem trzymając się za ręce. Ja chyba śnię. Chciałbym śnić.

Wchodzą razem do firmy. W windzie ten gnój trzyma ją bardzo blisko siebie, a potem całuje w usta na pożegnanie. Kurwa mać. Nie tak to miało wyglądać. Teraz muszę przyspieszyć swój plan i pozbyć się Prestona szybciej. Nie może mi wejść w drogę, ale moi kumple z paki przyjadą dopiero w niedzielę.

Ja pierdolę.

On musi wyjechać jak najszybciej.

Wchodzę na pocztę, po czym piszę wiadomość do firmy rodzeństwa. Informuję w nim, że lot do Paryża, gdzie ma polecieć Preston, został przełożony na wtorek.

Chłopaki przylecą w niedzielę, czyli zostanie nam wieczór i cały poniedziałek na ułożenie nowego planu. Może przeciągnę to do wtorku, by upewnić się, że wszystko pójdzie gładko. Nie mogę popełnił błędu, bo drugiej okazji nie będzie. Dziś muszą zacząć fazę drugą i z wielką przyjemnością zniszczę dzieło Prestona. Jego firma przestanie istnieć.

Wybieram numer do znajomego prawnika.

– Wilson, załatwiłeś to, o czym wczoraj rozmawialiśmy?

– Mam te papiery, właśnie na nie patrzę – odpowiada.

Na moich ustach formuje się zwycięski uśmiech.

– Kiedy twoi ludzie je dostarczą?

– Oryginał może trafić do ciebie już dzisiaj, a kopię podrzucimy po godzinach pracy.

– I na pewno nie dadzą rady się wybronić?

W odpowiedzi słyszę gardłowy, pełen mroku śmiech Wilsona.

– Na ich miejscu bym się poddał. Podpis jest identyczny. Gdy to ujrzy światło dzienne, nic nie będzie się dało cofnąć. Sprzedaż właśnie się dokonała.

Jak miło mi to słyszeć. Nie mogę się doczekać aż zobaczę minę Moore'a. To będzie najpiękniejszy widok w moim życiu.

– Świetnie. Będziemy w kontakcie. Podejrzewam, że będą walczyć, czyli odbędzie się proces.

– Który przegrają – dodaje Wilson.

Zwycięstwo będzie słodkie, a nagroda warta tego zachodu.

*

Niedziela

Czarny van parkuje przed moim domem. Z panoramicznego okna wpatruję się w niego, popijając Whisky z lodem. Lokaj podchodzi do pojazdu i rozsuwa drzwi. Z samochodu wysiada czwórka facetów. Rozglądają się, ale tylko jeden dostrzega mnie stojącego w oknie.

Rafael posyła mi chytry uśmieszek, po czym jako pierwszy wchodzi do budynku. Czekam na nich, ale nie mogę się już rozkoszować ciszą. Ich śmiechy oraz wulgaryzmy słychać nawet tutaj.

– No no, ułożyło ci się, Casey – gratuluje Rafael. – Taka chata jest pewnie warta kupę forsy, co?

– Zdecydowanie więcej niż to, ile zabrałeś z banków w ciągu kilku lat przed tym, jak cię zamknęli – odpowiadam, a następnie odwracam się do gości przodem. – Częstujcie się, trunek z najwyższej półki. – Wskazuję na barek pełen alkoholu.

Rafael siada na fotelu, ja również, a reszta wybiera butelkę. Czekam aż do nas dołączą nim rozpoczniemy rozmowę.

– Długo ci zajęło sprowadzenie nas tu – zauważa Raf.

– Mieliście sporo brudów na koncie – zauważam. – I słabych prawników – dodaję.

– A ciebie tatuś wydziedziczył – odpiera Raf. – A jednak wyszedłeś wcześniej od nas.

– Już wcześniej miałem dobre znajomości. Wy też już macie. Mnie. – Upijam łyk trunku.

– Wszystko spoko, ale nie sprowadziłeś nas tu bo się stęskniłeś – stwierdza Bruno.

Rzucam mu długie spojrzenie. Gdy ostatnim razem go widziałem nie miał blizny na twarzy, a włosy sięgały mu ramion. Dziś policzek zdobi mu proste znamię zadane nożem, za to włosy ma ścięte niemal na łyso.

Borja również się zmienił. Przefarbował się na blond, choć ciut nieudolnie, bo na czubku głowy ma wyraźne ciemniejsze plamy. Nadal ma jednak spojrzenie pozbawione wszelkich emocji.

Rafael i Juan pozostali tacy sami. Tak samo brzydcy i tak samo podstępni.

– Mówiłeś, że masz jakąś robotę – odzywa się Borja. – Co będziemy z tego mieli?

– Udziały w moich firmach – odpowiadam od razu, a następnie rzucam na stolik teczkę. – Wystarczy, że sprowadzicie do mnie tę dziewczynę. – Dorzucam fotografię Danielle. – Żywą i nienaruszoną – zaznaczam, aby zrozumieli.

Ładna panienka pobudza mężczyzn i przestają nad sobą panować. Oni dawno nie mieli żadnej dupy, a ja podrzucam im ją pod nos. Ale jeśli ją tkną nie otrzymają nagrody.

– I tyle? – prycha Borja. – To brzmi zbyt łatwo.

– Bo zadbałem, by tak było. Mam już plan, wystarczy, ze go nie spapracie. Potem dam wam udziały. Koniec z biedą i listami gończymi. Będziecie wolni i bogaci do porzygu.

To wywołuje uśmiech na ich twarzach. Tak łatwo ich zadowolić...

– To kiedy? – dopytuje Raf.

– W tym tygodniu. Dam wam sygnał, a na razie macie ją śledzić. Macie być niewidoczni. Nie chcemy przecież by uciekła.

Na to będzie czas później.

Shatter | Blizny #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz