1 ★ friends just for now

216 19 9
                                    

Justin

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Justin

Przyłożyłem telefon do ucha, po raz kolejny wybierając numer Melanie i spojrzałem w górę, w okna jej mieszkania na czwartym piętrze. To nie po raz pierwszy na nią czekałem, dość często sterczałem pod blokiem, zanim się wyszykowała. Jak to dziewczyny.

- JUŻ IDĘ! - usłyszałem, kiedy szatynka wychyliła się z okna, trzymając w dłoni coś, co zidentyfikowalem jako tusz do rzęs, a jej krzyk usłyszała co najmniej połowa osiedla. Uśmiechnąłem się, choć już zdążyła zniknąć we wnętrzu i wsunąłem telefon do kieszeni. Zaszeleściły krzaki, gdy wyszedł z nich pręgowany kot i usiadł na chodniku, więc przykucnąłem, aby go pogłaskać.

Za moimi plecami usłyszałem ciche kroki i obok mnie stanęły znajome, znoszone conversy. Podniosłem się, stając obok dziewczyny. Owinęła się ciaśniej rozpinanym swetrem w takim samym brązowym kolorze jak jej trampki, bo było chłodnawo, po czym bez słowa podała mi papierową paczkę o zachęcającym zapachu.

- Co to? - zapytałem głupio, otwierając ją i zobaczyłem świeże gofry. Rozpromieniłem się, natychmiast zaczynając jeść. Posłała mi ponure spojrzenie, poprawiając plecak, który wisiał luźno na jej jednym ramieniu. Zauważyłem, że w drugiej ręce niesie taką samą papierową torebkę.

- To miało być na drugie śniadanie.

Wzruszyłem w milczeniu ramionami, przełykając.

- Zawsze możemy na długiej przerwie gdzieś podjechać. Gdzie jest Jake? - zmieniłem temat i tym razem to ona wykonala mój gest.

- Przecież już dawno poszli z Jazmyn.

Przytaknąłem niewyraźnie. No tak, pewnie się umówili rano, jak zazwyczaj. Nie w naszym interesie było zajmowanie się rodzeństwem, w końcu mieli po szesnaście lat. Otrzepałem dłonie z okruszków i zgniotłem papier.

- Dzięki. Było pyszne.

Patrzyłem, jak wyraz jej twarzy zmienił się w bardziej pogodny kiedy pozwoliła lekkiemu uśmiechowi wkraść się na jej wargi. Odwzajemniłem go, stając jej na drodze.

- I jeśli nie masz nic przeciwko... - powoli wyciągnąłem rękę, wyciągając torebkę spomiędzy jej palców - Zjem też twoje.

- Hej! - oburzyła się, stając na palcach i chociaż wyciągnąłem ramię jak najwyżej, to i tak mało brakowało, aby dosięgnęła, bo była tylko kilka centymetrów niższa ode mnie.

Wywinąłem się i ruszyłem biegiem, a ona za mną.

- Justin - krzyknęła, nie przejmując się zdegustowanymi spojrzeniami pojedynczych przechodniów - Nie bądź dupkiem.

Obejrzałem się, przełykając kolejnego gofra z jej paczki, ale zaraz przyspieszyłem, bo jej palce dosięgały już klapy mojego plecaka.

- Udław się tym, nawet nie będzie mi żal - zagroziła, ale zaraz potem usłyszałem jej dźwięczny śmiech, roznoszący się w mroźnym powietrzu. Zwolniłbym, ale i tak już byliśmy spóźnieni, więc tak czy tak nie mieliśmy innego wyboru niż biec.

Biegliśmy więc w stronę budynku szkoły, ja śmiejąc się bez tchu, a ona tuż za mną, nie dbając o to, że pasma jej falowanych, w identycznym odcieniu brązu co moje, włosów rozwiewane były bez litości przez wiatr.

reflections | justin bieberOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz