– Benio? – usłyszał Vick odbierając telefon od Nowaka.
– No, co się stało? – spytał kolegę mężczyzna, wstawiając do zmywarki talerz po właśnie skończonej kolacji.
– Słuchaj, policja poinformowała mnie co nieco o sytuacji. Kiedy przyjechali pod przychodnię, była już zamknięta, przeszukali ją, ale nie znaleźli żadnych śladów po Britney. Gdy zwołali szefa Grzegorza, powiedział, że Grzegorz wczoraj późnym wieczorem się zwolnił. Generalnie przychodnia czysta, nikogo tam nie było, ale przy sprawdzaniu kamer okazało się, że mają jakąś "awarię"... O, a dom Grzegorza pusty, nie ma go tam – powiedział nerwowym tonem Nowy.
– Czekaj, co znaczy "awarię"? – zaniepokoił się Beniamin.
– Nie ma żadnych nagrań z ostatnich kilku godzin... Nie chce mi się wierzyć, że to przypadek...
– Mi niestety też... – westchnął w odpowiedzi, popierając obawy Nowaka. – To wszystko coraz bardziej wskazuje na to, że to on jest sprawcą. I wydaje się, jakby całkiem dobrze wiedział co robi... A policja podejrzewa gdzie on może być? Mają właśnie chociaż jakieś podejrzenia?
– Podobno nad tym pracują. I niech się do cholery pospieszą, bo długo w tej niepewności nie wytrzymam! – burknął Gabryś.
– Ej, spokojnie. Dobrze wiesz, jak wkurzające jest, gdy wściekła rodzina pacjenta uczy cię, jak masz go badać, mimo, że nie ma żadnego pojęcia o medycynie, prawda? Dajmy im w spokoju pracować. Wiedzą, co robią. Nam zostało mieć nadzieję, że wszystko się niedługo wyjaśni – powiedział Beniamin, który na szczęście odzyskał już panowanie, jakie miał z początku zaginięcia.
Nowy tylko wypuścił głośno powietrze w odpowiedzi.
– A Zdzisio? Wie już? – spytał Vick po chwili ciszy.
– Tak, zadzwoniłem do niego jakieś pięć minut temu – odpowiedział Gabryś.
– A Alek? Mówiłeś mu..?
– Nie – odparł po momencie. – Nie chce mi się z nim gadać... Chociaż z drugiej strony, może powinienem... Sam już nie wiem... – zastanawiał się.
– Według mnie, nie musisz mu mówić. To znaczy wiesz, zrób jak chcesz, ale jeśli wolisz, to dowie się ode mnie jutro na dyżurze. No chyba, że zadzwoni i spyta, to wiadomo.
– Dobra, Benio... Chyba masz rację – westchnął Nowy.
– Okej, to ja już będę kończył, jutro mam na rano. Ale jak będziesz wiedział coś więcej, to oczywiście dawaj znać. Trzymaj się i nie zamartwiaj się tak, trzeba być dobrej myśli.
~ • ~
Następnego dnia, w Leśnej Górze było dziwnie cicho. Nie była to jednak spokojna, a tym bardziej przyjemna cisza. Zaginięcie koleżanki z bazy udzielało się wszystkim. Każdy podświadomie uciekał myślami do tej wesołej osóbki, której teraz tak nagle zabrakło i której teraz nieobecność była tak bardzo dotkliwa. Wszystko było jakieś takie nieprzyjemne.
Nawet delikatny wiatr, lekko rozwiewający włosy doktor Anny i Basi kierujących się właśnie w stronę "Kroplówki", zdawał się być złośliwy. Ratowniczka od rana zachowywała się jak kłębek nerwów, mimo, że była wielokrotnie, choć niestety mało skutecznie uspokajana przez lekarkę z dyżuru. Owszem, Anna również martwiła się o Britney, ale nie była ona z nią w aż tak bliskiej przyjaźni jak Basia. Poza tym, posiadała umiejętność do zachowania zimnej krwi nawet w najtrudniejszych chwilach. No i zdolność ta, była akurat w tej sytuacji bardzo przydatna.
Kobiety siedziały już w bistro, próbując normalnie rozmawiać i miło spędzać czas między wezwaniami. Niestety przez niedługi czas im się to udawało, gdyż Basia cały czas zdawała się zamyślać i wyłączać. Była jakby trochę nieobecna, a jej jasne, zazwyczaj błyszczące ciepłem i dobrocią oczy, przygasiły się. Po jakimś czasie, lekarka zaprzestała prób rozpogadzania koleżanki i widząc jej przybicie, postanowiła również porzucić raczej niewiele znaczacą konwersację, którą jako tako toczyły. Obie kobiety, skończyły jedząc kawałki swoich ciast prawie w ciszy, przysłuchując się jedynie lekkiemu gwaru dochodzącemu od innych klientów.
Tę ciszę przerwał im jednak dźwięk dobiegający z krótkofalówki.
– Basia, pani doktor, mamy wezwanie – usłyszały głos Kuby, co sprawiło, że spojrzały z żalem najpierw na siebie, a potem na swoje talerzyki.
No właśnie. Kuba również nie miał tego dnia wyśmienitego humoru. Tego dyżuru, nie rzucił jeszcze ani jednym z tych swoich głupkowatych żarcików, czy komentarzy. Nie był jednak aż tak bardzo zmartwiony, jak Basia. Miał nadzieję, a tak właściwie to wierzył w to, że Britney lada moment się odnajdzie. Wierzył, że już niedługo będą sobie robić kawy, wygłupiać się w socjalnym i jeszcze razem z Nowym będą sprzeczać się o głupoty, tak właściwie to dla zabawy. Próbował jakoś pocieszać zestresowaną przyjaciółkę, lecz Basia, mimo, że zazwyczaj optymistyczna i uśmiechnięta, w tej sytuacji wydawała się być akurat załamana.
– Co mamy? – spytała Anna, biorąc do ręki radio.
– Mężczyzna czterdzieści lat, upadek z wysokości, dokładniej z drugiego piętra – poinformował Szczęsny.
– Przyjęłam, już idziemy – odpowiedziała lekarka, podnosząc się z krzesła i spoglądając na koleżankę, która w pośpiechu brała do ust ostatni kawałek ciasta.
– Dobra, będę czekał w karetce.
~ • ~
Tymczasem Beniamin, Alek i Sonia, po powrocie z nieuzasadnionego wezwania, spędzali swoją zapewne niedługą przerwę w socjalnym. I mimo, że nieuzasadnione wezwania nie były nigdy specjalnie męczące, to i tak zdawało się, jakby energię zespołu 26S ktoś dosłownie wyssał odkurzaczem. Tak więc niedość, że zmęczeni, w sumie to nie wiadomo nawet do końca czym, to jeszcze poirytowani, przebywali w pokoju socjalnym, tak właściwie nic nie robiąc. A skąd się wzięło poirytowanie? Tego chyba nie trzeba dokładnie tłumaczyć. Trudno o zachowanie pełnego spokoju, gdy jedzie się do jakiegoś idioty, który wezwał karetkę zupełnie niepotrzebnie, podczas gdy mogłaby ona uratować czyjeś życie.
Alek siedział na kanapie i przeglądał coś w telefonie, mimo, że tak naprawdę nawet nie przykładał do tego większej uwagi. Po prostu chciał zająć swój umysł czymś innym, niż porwaniem Britney. Benio z kolei siedział na krześle obok stołu. Opierał głowę na ręce, a drugą dłoń trzymał na kolanu, nerwowo poruszającym się w górę i w dół. Patrzył przez okno tak długo, aż w końcu zagapił się i przestał śledzić liście wirujące na wietrze, po prostu wpatrując się w nie i przestrzeń obok nich. I siedział tak zawieszony, aż w końcu ocknął się, słysząc głos Soni.
– Benio? – zabrzmiał jej spokojny, aczkolwiek trochę zmartwiowny głos, odrobinkę rozgrzewając wypełniony nerwami pokój.
Kobieta stała oparta o blat z kubkiem kawy w dłoniach i przez dłuższą chwilę obserwowała zestresowanych mężczyzn, najprawdopodobniej toczących jakieś walki myśli w swoich głowach. Wahała się, czy powinna im je przerwać, czy nie. W końcu jednak się przełamała, nie chcąc już dłużej słuchać tej głuchej ciszy, zaczynającej robić się nieco niezręcznej.
– Hm? – powrócił do rzeczywistości Beniamin, przenosząc swój wzrok zza okna, na Sonię.
– Wszystko w porządku? – spytała, po odważeniu się wyrwania mężczyzny z jego przemyśleń.
– Tak, dlaczego pytasz? – odparł Vick.
– No bo... No wiecie, wyglądacie na mocno zestresowanych... – powiedziała, spoglądając to na Beniamina, to na Klisa, który podniósł swój wzrok znad telefonu.
Alek, najwyraźniej nie mający ochoty na rozmowę, skierował swój wzrok z powrotem na wyświetlacz. Benio z kolei odetchnął. Przez krótką chwilę szukał w głowie jakiejkolwiek nadającej się odpowiedzi. A gdy otwierał już usta, by powiedzieć coś w stylu "To chyba zrozumiałe...", lub "Przecież ty też się pewnie martwisz..", przerwał mu sygnał dobiegający z tabletu.
– Wezwanie – poinformował, w głębi duszy ciesząc się, że nie musi rozmawiać na temat porwania i swoich obaw.
°•°•°•°
Cześć! Ten rozdział krótki, luźny i raczej mało wnoszący do historii, ale mam nadzieję, że przyjemnie się go czytało
Bardzo Wam dziękuję za wszystkie gwiazdki!! Nawet nie macie pojęcia, ile to dla mnie znaczy <3
Do zobaczenia niedługo!
CZYTASZ
Ratownik serca || Historia z wątkiem shipu Notney z serialu "Na sygnale"
FanfictionNiektóre wydarzenia zostawiają po sobie ślad nawet na tych najsilniejszych. I właśnie to ją spotkało. Z radosnej i pełnej energii dziewczyny, pozostały jedynie wspomnienia. Na szczęście był przy niej chłopak, który pomógł jej te barwne wspomnienia...