13. Wór

286 25 12
                                    

Gabryś miał właśnie nocny dyżur. Siedział w "Kroplówce", popijając mocną kawę, z całkiem sporą ilością cukru - liczył, że może to doda mu choć trochę więcej energii. Siedział tam samotnie, w sumie to nic nie robiąc i wgapiając się tylko w ciemny obraz za oknem.

Nie chciało mu się jakoś być teraz w socjalnym z resztą. Bo nie miał ochoty udawać, że wszystko jest w porządku. Od zniknięcia Britney minęła już ponad doba. Normalnie, ten dyżur miałby właśnie z nią. Strasznie denerwowało go to, że tak właściwie to nic nie było wiadomo. Mógł tylko czekać.

A czekanie zdecydowanie nie było jego mocną stroną.

– Nowy, wezwanie mamy – nagle usłyszał przez krótkofalówkę głos Piotrka, co wyrwało go z rozmyśleń. – My z doktorem czekamy już w karetce, także chodź.

– Jasne, już idę – odpowiedział, po czym upił ostatni łyk kawy i szybkim krokiem wyszedł z bistro.

Chwilę później, znajdował się już w pojeździe.

– Dokąd jedziemy? – spytał, gdy zamknął drzwi.

– Piotr, odpalaj syreny. Dobrze, że jesteś tak szybko, pacjent nie może nam czekać – odwrócił się na moment w stronę Nowego doktor Banach. – Jedziemy do NZK, jakiś facet wyłowił innego z wody, także musimy się spieszyć, nim opadnie nam z sił. Zwłaszcza, że to trochę ponad piętnaście minut stąd – wyjaśnił.

Strzelecki rozumiał powagę sytuacji i jak zwykle doskonale sprawdził się jako kierowca. Tak więc, dotarli na miejsce w nieco więcej niż dziesięć minut. I gdy tylko zabrali potrzebny sprzęt, od razu podbiegli do mężczyzny wykonującego masaż serca.

– Zmienię pana na trzy – powiedział Nowy, klękając przy reanimującym, na co facet przytaknął głową. – Raz, dwa, trzy – odliczył i przejął resuscytację.

Podczas gdy Piotr robił wkłucie i podpinał monitor, Wiktor zaczął wywiad.

– Dobrze, a więc co tu się w ogóle stało? – spytał bruneta po trzydziestce.

Zmęczony mężczyzna otarł pot z czoła i odetchnął.

– Chodzę tu na spacery z Maxem – wskazał na dużego, brązowego psa siedzącego obok. – Zobaczyłem wtedy tego faceta, był na tamtym mostku. Chyba chciał wrzucić do jeziora jakiś wór, no ale wpadł razem z nim. No, a jako, że ja mam zrobiony kurs na ratownika wodnego to po niego popłynąłem.

Piotrek i Nowy umieli ze sobą spojrzenia.

– Ale zaraz, jaki wór? – spytał doktor Banach, którego również zaniepokoił ten element.

– No nie wiem, duży, a co to ma do rzeczy, to ważne jest? – zmieszał się mężczyzna, przeczesując dłonią wilgotne włosy.

– A zgłaszał to pan jak pan po nas dzwonił? – kontynuował lekarz.

– No nie, a po co? – zmarszczył brwi, zakładając na siebie kurtkę, którą najwyraźniej musiał zdjąć przed wejściem do wody.

– Człowieku, jak to po co?! Chłop wrzuca jakiś wór do jeziora w środku nocy a ty się pytasz "po co"?! – wybuchnął w końcu Piotrek.

Doktor Banach szturchnął go w ramię na znak, żeby się uspokoił i wrócił do swojej pracy. Strzelecki wypuścił ze świstem powietrze, nieszczególnie przyjęty tym, że dał się ponieść swoim impulsywnym reakcjom.

– O cholera... Faktycznie... – spoważniał mężczyzna, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, co mogło się tu wydarzyć. – Ale rozumiecie, nie zwróciłem na to uwagi, facet się topił, to nie skupiłem się za bardzo na okolicznościach w jakich wpadł do wody, a na tym, że do niej wpadł...

Ratownik serca || Historia z wątkiem shipu Notney z serialu "Na sygnale"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz