To był pochmurny i wyjątkowo chłodny dzień.
Takie właśnie lubił najbardziej.
Uważnie obserwując obumarły ogród, wsłuchiwał się w dźwięk spadających na szybę kropel. Był to bowiem jedyny odgłos rozchodzący się po całej rezydencji.
Gabriel wiedział, co lubi i czego potrzebuje. Dlatego też świadom był swojego zamiłowania do ciszy i spokoju, jakie panowały w jego życiu. Nie lubił spontaniczności, spotkań z ludźmi czy też zbędnych dramatów. Doceniał względny ład w swojej codzienności i rutynę, jaka w niej panowała.
Dlatego pojąć nie mógł, co tak bardzo przeszkadzało mu w tym domu. W tej ciszy, która w tym miejscu zdawała się być jedynie zwiastunem czegoś złego.
— Victor?!
Uroczy, dziewczęcy krzyk uwolnił go spod jarzma myśli. Odwróciwszy głowę w stronę drzwi, wsłuchiwał się w dźwięk stawianych kroków, które jednak zaraz ucichły. Z pewnością nie mogła to być Naomi. Ona nigdy nie podnosiła swojego głosu. Nigdy nie krzyczała.
Gabriel odurzony nudą wyłonił się ze swojego pokoju. Zaintrygowany obecnością nieznajomej wsłuchiwał się cierpliwie w jej nawoływanie. Brzmiała na niesamowicie zestresowaną, co wywołało w nim nutkę rozbawienia.
Nie mógł nic więc poradzić na to, że jak tylko doszedł do tego, gdzie się znajdowała, bezszelestnie się tam zbliżył.
A jej widok... jej widok poruszył jego dawno już wyschnięte z jakichkolwiek uczuć serce.
Była piękna, najpiękniejsza. Z długimi do pasa białymi jak śnieg włosami wyglądała niczym nimfa, która usłyszawszy byle szelest, wymsknie się mu z rąk. A do tego jej oczy... Jej niewyobrażalnie jasne i duże oczy, które swoim blaskiem zdołały skruszyć lód otaczający go od wielu lat.
Mała Liviana była ucieleśnieniem niewinności. Zbudowana wyłącznie z dobroci i wiary była wszystkim tym, czego Gabriel nie mógł posiadać, a czego skrycie pragnął.
Może dlatego widok jej uroczej, acz zlęknionej twarzyczki wywołał w nim tak wiele emocji.
I może dlatego właśnie postanowił zagrać z nią w grę.
Uśmiech niemal nie schodził mu z twarzy, kiedy krocząc wśród ciemnych korytarzy, słyszał za sobą jej śmiesznie szybkie kroki. Niczym mały, ciekawski kociak ślepo za nim podążyła, kompletnie nie myśląc o tym, co na końcu drogi na nią czekało.
Skryty w cieniu uważnie obserwował to, jak jej drobna postać wchodzi do pokoju Anastasi. Aura tajemnicy tak niesłychanie mocno omamiła umysł Liviany, że nie zdawała sobie sprawy z jego obecności. Jej kompletny brak świadomości wywoływał w nim sprzeczne emocje. Podobało mu się to, jak swobodą ruchu dorównywała niesionym przez wiatr dmuchawcom. Jak jej jasna skóra błyszczała w świetle październikowego słońca, tworząc wokół niej niewytłumaczalną poświatę. Anioł pomyślał wtedy.
Gabriel całe swoje życie mógł porównać do swojego ogrodu. Obumarły, pusty, zimny oraz zapomniany. Niezdolny do zrodzenia jakiegokolwiek życia.
Czyżby to dlatego tak bardzo zapragnął właśnie jej? Może po tak wielu latach wyrzeczeń zechciał w nim mieć chociaż jeden pąk róży, która nigdy nie miałaby zwiędnąć? Która byłaby jedynym jego skarbem w świecie pełnym krwi, śmierci i strat?
I chyba to określenie najbardziej do niej pasowało. Jedyna biała róża w ogrodzie uśmierconych krzewów.
Jedyna jego miłość i wiara.
— Zgubiłaś się?
Jego Odetta.
~*~
Jestem strasznie podekscytowana tą częścią:) Mam wrażenie, że będzie tu tyle rzeczy, które was zaskoczą, że... Wow. Po prostu wow.
Mam także nadzieję, że prolog wam się podobał:) Ogólnie to miał on wyglądać zupełnie inaczej ( w jednym rozdziale laleczki nawet do niego nawiązałam) ale totalnie zmieniła mi się koncepcja.
To co? Zaczynamy zabawę od nowa.
Do nie wiem kiedy.

CZYTASZ
Marionetka
RomanceSztuka zakończyła się, a wszelkie maski opadły. Nie mogła już kłamać. Nie mogła już okłamywać siebie, że dalej jest piękna. Że niczym ta lalka w pięknej sukience pozbawiona jest wszelakiej skazy. Po burzy, z którą przyszło się Corze zmierzyć, nie p...