30 maja 2012
Dziś po raz pierwszy chciałem zrobić sobie krzywdę. Taką bardzo dużą krzywdę.
Nie rozumiem, co się ze mną dzieje. Tata rzadko jest w domu, więc powinienem być spokojniejszy. Nikt na mnie nie wrzeszczy (nie licząc Ruby), nikt mnie nie bije. Cały czas jest cicho i spokojnie. A ja dalej czuję niepokój, jakby miało wydarzyć się coś złego.
Boję się tego, że śmierć przestaje mnie przerażać. Tak nie powinno być. Chyba? Nie wiem. Ksiądz, który mnie często spowiada, ciągle mi powtarza, że śmierć jest jedynie końcem życia na ziemi, ale nie oznacza ona obumarcia duszy. Z takim myśleniem czułem się lepiej. Bezpieczniej. Wszystko się zepsuło, bo Gabriel ostatnio powiedział, że Boga nie ma.
Nie zrozumiałem go wtedy. Spytałem się, dlaczego tak myśli, ale on jedynie stwierdził, że gdyby był, to na pewno dawno by nas zabił, bo każda istota mająca władzę lubi ją czuć. A poczuć jest ją w stanie tylko wtedy, kiedy ma kontrolę nad czyimś bólem.
A͟L͟E͟ ͟J͟A͟ ͟W͟ ͟T͟O͟ ͟N͟I͟E͟ ͟W͟I͟E͟R͟Z͟Ę͟!͟!͟!͟!͟!͟ Jeżeli naprawdę Bóg jest zły, to może temu skazał mnie na życie z moim tatą. Może to właśnie w ten sposób czuje, że ma nade mną władzę.
Dzisiejszy dzień był jednak inny. Nic się nie działo, dosłownie nic. Siedziałem cały czas sam w pokoju i czytałem książkę. Nie rozumiem, skąd się we mnie wzięła ta nagła potrzeba podcięcia sobie żył.
Nic sobie nie zrobiłem. Mam jedynie jedną ranę, ale nie jest zbyt głęboka. Ponoszę kilka dni bluzki z długim rękawkiem i nikt nie zauważy.
Martwi mnie jedynie to, że chęć skończenia ze sobą nie mija. C̷I̷Ą̷G̷L̷E̷ ̷J̷Ą̷ ̷S̷Ł̷Y̷S̷Z̷Ę̷.
~*~
— Świetnie. Czyli mam rozumieć, że gołąbeczki wreszcie doszły do porozumienia? — zakpił rozłożony na kanapie Victor. W czasie naszej długiej rozmowy postanowił skorzystać ze swojego wysokiego wzrostu i rozwiązać zwisającą z sufitu pętle.
Ulga zalała moje ciało, kiedy to spostrzegłam. Po tych wszystkich tajemnicach, które po tylu miesiącach ujrzały światło dzienne, nie mogłabym spojrzeć na tę linę. Nie mogłabym patrzeć na dowód tego, do czego doprowadziła bliska nam osoba.
Zerknęłam niepewnie na poważnego Gabriela, który w obliczu rozmowy z Victorem nie ośmielił się zademonstrować poprawy swojego nastroju, jak to miejsce miało na górze. Wzrokiem wyszukał bawiącego się Baela, który zadowolony bawił się jakąś kartką wyrwaną z książki.
— Możesz już wracać do Nowego Jorku — mruknął Mitchell, chwyciwszy swojego pupila jedną ręką. Bladą dłoń zanurzył w czarnym niczym atrament futerku.
— Jasne, najlepiej. Nie jesteś już potrzebny, więc spierdalaj, tak? Spoko, rozumiem — znużony przewrócił oczami. — Czyli mam rozumieć, że postanawiasz się tu przenieść i żyć w dziczy niczym prawdziwy samiec alfa? I co jeszcze? Będziesz polował badylami na łosie, czy oswoisz watahę wilków?
Nerwowo przeskakiwałam wzrokiem to od jednego to do drugiego. Ta rozmowa pomimo zawartego w niej humoru i sarkazmu nie miała prawa zakończyć się dobrze. Nie, kiedy toczyła się między dwoma kuzynami, którzy żywili ciche pragnienie dorwania się sobie do gardeł.
— Czasami się zastanawiam, czy ty naprawdę jesteś taki niedojrzały, czy to po prostu ubytki w twojej inteligencji dają o sobie znać — rzucił chłodno Gabriel, nie dając po sobie poznać, że głupkowate poczucie humoru Victora go zirytowało. Jak gdyby nigdy nic głaskał główkę kota, w najmniejszym stopniu nie przejmując się nagłą zmianą postawy Daviesa.
CZYTASZ
Marionetka
Любовные романыSztuka zakończyła się, a wszelkie maski opadły. Nie mogła już kłamać. Nie mogła już okłamywać siebie, że dalej jest piękna. Że niczym ta lalka w pięknej sukience pozbawiona jest wszelakiej skazy. Po burzy, z którą przyszło się Corze zmierzyć, nie p...