29. Jad

182 9 10
                                    

31 października 2015

Nie dam tak dłużej rady. Ciągle widzę jej oczy. Słyszę głos. Jej prośby, żebym przestał. Dlaczego nie przestaję? Dlaczego ona nadal krzyczy?

Te głosy w mojej głowie nie cichną. Ani seks, ani narkotyki nie są w stanie mi pomóc. Nic nie jest.

Odnoszę wrażenie, jakbym tracił swoje dawne życie. Nawet ojciec nie bije tak, jak dawniej. Nawet on nie zwraca już uwagi na swojego syna ćpuna. Wszyscy prócz Ruby brzydzą się mnie dotykać.

Tylko ona jedna mi została.

~*~

Idąc jasnym korytarzem, z niepokojem spoglądałam na mijane twarze. Było ich tak wiele, a ja z niejasnych mi przyczyn nie potrafiłam się żadnej przyjrzeć. Słyszałam jedynie szepty, które odbijane od ścian z hukiem docierały do moich uszu. Pragnęłam je zakryć, żeby nie musieć tego dłużej słuchać, lecz jedyne co mogłam robić to dalej iść przed siebie.

Uczucie przytłoczenia tymi wszystkimi ludźmi nie ustępowało. W pewnej chwili szumy zaczęły milknąć, a tłum rozpływać się niczym gęsta mgła o wschodzie słońca. Oddech ugrzązł mi w gardle, kiedy moje oczy skupiły się na jedynej wyraźnej postaci. Ubrana w czerwoną sukienkę stała tyłem do mnie. Elementem wybijającym ją na tle tej całej jasności były średniej długości czarne włosy powiewające na lekkim wietrze.

— Mama? — Odezwałam się przeszczęśliwa. Czułam, że to ona. Wyciągnęłam ku niej dłoń, pragnąc ponownie poczuć fakturę jej miękkiej skóry, ale coś mnie zablokowało. Nie mogłam jej dotknąć, ale dlaczego?

Postać nieustannie stała nieruchomo. Nic nie wskazywało na to, że ten stan rzeczy się zmieni.

— Mamo?

I wtedy coś drgnęło. Powoli odwróciwszy się w moim kierunku, obdarzyła mnie widokiem pustych ciemnych oczu, z których stale sączyły się krwawe łzy brudzące alabastrowe policzki. Kościstą dłoń trzymała zaś na szyi, dokładniej w okolicy tętnicy, gdzie widniała głęboka rana. Rana, którą doskonale znałam.

Chciała coś powiedzieć. Widziałam to w jej oczach i drganiach warg. Kiedy jednak odważyła się otworzyć usta i z nich popłynęła czerwona strużka. Wykrwawiała się przede mną, a ja nie mogłam nic z tym zrobić.

— Nie... — wyszeptałam sama do siebie, gdy ta upadła na ziemię. Wokół niej roztaczać się zaczęła olbrzymia plama krwi. Zrozpaczona upadłam na kolana, podejmując kolejną próbę uratowania jej. Nie mogłam zawieść kolejny raz.

Morderczyni, morderczyni, morderczyni... — szeptały głosy wokół mnie.

— Mamo, nie! Proszę, mamo, błagam nie, nie, nie! — wrzeszczałam, nie przejmując się tym, że i z moich ust tryskała posoka. Jej ciepłe krople paliły skórę mojej brody oraz dekoltu, a łzy szpeciły policzki. Czemu nie mogłam nic zrobić? Czemu zabijałam ją kolejny raz? — Mamusiu, przepraszam! Proszę, ja tak bardzo cię proszę! Nie zostawiaj mnie!

Zabiłam mamę.

Mamo! — krzyknęłam, podnosząc się gwałtownie do siadu.

Wzrokiem skakałam po różnych punktach w pogrążonym w ciemności pokoju. Mojemu świszczącemu oddechowi towarzyszył dźwięk szeleszczącej kołdry, którą pospiesznie próbowałam z siebie ściągnąć. Rozgrzane ciało po zderzeniu się z chłodnym powietrzem pokryło się gęsią skórką.

Przyciągnąwszy kolana do nagich piersi, wbiłam  z całej siły paznokcie w skórę na łydkach. Zadrżałam od szlochu, mając cały czas przed oczami widok jej zakrwawionego ciała.

MarionetkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz