Jedyna biała róża w ogrodzie martwych krzewów zwiędła.
Szare chmury pokrywające niebo wypuszczały na świat maleńkie płatki śniegu, które spadały na ziemię niczym popiół grzebiący ciała poległych. Żaden mieszkaniec lasu nie odważył się dać znaku o swej obecności, jakby każdy z nich pragnął w ten sposób uświęcić ich pamięć. Jedynie pozbawione liści gałęzie ośmielały się swym szumem przerywać ciężką ciszę, jaka zapadła w tym pełnym bieli miejscu.
Trzy dni temu życie Gabriela zmieniło się nieodwracalnie. To wtedy otrzymał telefon od James'a z propozycją zawalczenia o Livianę. Miał czas do rana, aby odnaleźć ją jako pierwszy w ciemnym i olbrzymim lesie. Aby ją odzyskać musiał wygrać polowanie na lalkę.
Gabriel robił wszystko, by zwyciężyć. Niczym ślepiec błąkał się pomiędzy drzewami w poszukiwaniu swojego najcenniejszego skarbu. Naiwnie łudził się, że gdzieś na ziemi ujrzy odłamki porcelany i kryształowe łzy, ale tak się nie stało. Gdzie nie spojrzał, tam dostrzegał zgniliznę i krew demonów czyhających na pożarcie kolejnej niewinnej duszy.
Wszystko odmieniło się rankiem, kiedy to po wielu godzinach poszukiwań odnalazł zlokalizowane na skraju lasu jezioro. Tym, co szczególnie zwracało na siebie uwagę, był popękany lód w jednym miejscu. Tym, co zaś przerażało, był pływający na tafli biały pantofelek.
Trzy dni. Tyle zajęło ludziom ich rodziny przeszukanie jeziora w celu odnalezienia... ciała. Nie jej pięknych oczu, nie uroczego uśmiechu i nie tego słodkiego głosu. Nie tych małych rąk, które zawsze były takie zimne, gęstych włosów z kołtunami czy czystego serca. Szukali jej ciała. Tego, co po niej pozostało.
Gabriel czekał. Czekał cierpliwie, aż któryś z nich wypłynie na wierzch i powie, że znalazł małą, popękaną laleczkę z porcelany. Wyłącznie uzyskanie stuprocentowego potwierdzenia dałoby mu pozwolenie na powrót do domu i zastrzelenie się tego samego dnia.
Gabriel nie bał się śmierci. Szczególnie tej z własnych rąk.
Dużo większym przerażeniem napawała go obawa, że Livi nie dotrzyma obietnicy i go nie znajdzie. Że nigdy więcej się nie odnajdą, mimo że to sobie właśnie obiecali.
Jego los zdawał się być z góry przesądzony. Przed prawie dwudziestoma laty jej pojawienie się nadało życiu Gabriela nowy sens. To ona stała się jego marzeniem, rozkoszą i duszą. Cudownym powodem, dzięki któremu wstawał z cichą nadzieją na to, że być może ten dzień nie będzie równie brzydki co poprzedni.
To Celandine rozświetlała ponury świat Gabriela. Była jego kolorem, pięknem i życiem.
Odchodząc, pozostawiła po sobie wyłącznie popiół i zwiędłe kwiaty. Niebo, ziemia, szczęście, smutek, pragnienia, lęki... Całkowicie straciły one smak po jej odejściu. Nie było na tym świecie nic, co Gabriel mógłby nazwać darem. Zalążkiem Nieba, jakie czekało ludzi po śmierci.
Tak przynajmniej sądził na początku. Do momentu, w którym nie usłyszał jednego zdania. Zdania tak krótkiego, prostego i niepewnego, a jednakże zmieniającego wszystko.
Pańskiej żony tu nie ma.
Przez trzy dni żaden z nurków nie odnalazł w odmętach wody niczego innego prócz jednego pantofelka. Tylko tyle z niej pozostało, co dało podstawę sądzić, że Liviany tutaj nie było. Że nigdy nie utonęła, a... Ktoś go prześcignął.
Ktoś znalazł ją przed nim.
Gabriel z kamiennym wyrazem twarzy rozluźnił dłoń, na której wierzchu znajdowała się mała obrączka. Stała się symbolem rozpoczęcia nowej krwawej ery. Bezlitosnego polowania na tego, kto ośmielił się mu ją skraść.
Gabriel stojąc nad jeziorem pokrytym lodem, spalił resztki człowieczeństwa, jakie się w nim uchowały. Obiecał sobie, że nie wyda ostatniego tchu, dopóki jej nie odnajdzie i nie sprowadzi do domu. Dopóki nie stanie się panem życia i śmierci potworów, które mu ją odebrały.
Nie poprzestanie, dopóki ten, który odważył się zerwać jedyną białą róże w ogrodzie, nie zginie z jego rąk.
Ktoś odebrał mu jego Odettę, a on zamierza ją odzyskać.
Koniec części drugiej.
CZYTASZ
Marionetka
RomantizmSztuka zakończyła się, a wszelkie maski opadły. Nie mogła już kłamać. Nie mogła już okłamywać siebie, że dalej jest piękna. Że niczym ta lalka w pięknej sukience pozbawiona jest wszelakiej skazy. Po burzy, z którą przyszło się Corze zmierzyć, nie p...