— Liviana Cora Collins.
Wzdrygnęłam się, słysząc dźwięk opadającej na blat teczki. Cała pospinana obserwowałam własne paznokcie, w głowie wyobrażając sobie, że to, co aktualnie się dzieje, jest jedynie snem, z którego lada chwila się obudzę.
Co było raczej naiwne, zbaczając na fakt, że właśnie znajdowałam się w pokoju przesłuchań. A sam policjant, który przeprowadzał ze mną rozmowę, wydawał się być dziwnie podejrzliwy.
— Miriam Thompson. Lat dwadzieścia trzy, niezamężna, choć zaręczona od dwóch lat. Pracująca w teatrze jako jedna z tancerek. Na koncie miała jedynie trzy mandaty za złe parkowanie. Odbierana przez otoczenie jako przyjazna, spokojna, bezkonfliktowa — niemal wyrecytował, sięgnąwszy po papierowy kubek z kawą. Napił się niespiesznie, nim dodał: — Brutalnie zamordowana trzydziestego września dwa tysiące dwudziestego trzeciego roku o mniej więcej dwudziestej pierwszej. Najpierw została ogłuszona przez napastnika uderzeniem ciężkim przedmiotem w głowę. Następnie jeszcze żywej wydłubano oczy i oszpecono. Zmarła na wskutek zadania rany w okolicy tętnicy szyjnej. Brak odcisków palców, naskórka pod paznokciami, włosów, nagrań z kamer. Sprawca nie pozostawił za sobą nic prócz wiadomości napisanej krwią ofiary oraz... — Zatrzymał się na moment, wreszcie unosząc na mnie swoje czujne spojrzenie. — Oraz czarnych róż. Na tyle specyficznych, że połączenie ich z inną sprawą było bajecznie proste.
Przymknęłam powieki, podejrzewając, do czego dąży. Przez moje ciało przemknęły prądy, które zgromadzone w okolicy klatki piersiowej zaczęły przybierać postać nieznośnego ciężaru utrudniającego oddychanie. Nagle zrobiło mi się gorąco, choć skórę pokrywała mi gęsia skórka.
— Jason Nelson. Zwykły osiemnastolatek. Kapitan drużyny koszykarskiej, popularny, lubiany, bezproblemowy... Ze statusem zaginionego od przeszło dwóch lat — westchnął dramatycznie, choć nie brzmiał na zbyt poruszonego. W porównaniu do mnie, gdyż dosłownie na sekundę serce stanęło mi w gardle na wspomnienie mojego licealnego koszmaru. — Nie zostawił za sobą żadnych śladów. Ani listu pożegnalnego, nikomu nic nie powiedział. Nie znaleźliśmy jego zwłok, w ciągu tych wszystkich lat ani razu nie skorzystał z karty płatniczej. Jakby rozpłynął się w powietrzu. A przynamniej na to wyglądało.
Mężczyzna wstał ze swojego krzesła, nachyliwszy się nade mną. Na czole czułam jego gorący oddech, kiedy nagle przysunął w moją stronę jakieś zdjęcie.
Zdjęcie leżącej czarnej łóżku na podłodze ze znajdującą się obok plakietką z numerem pięć.
— Czarna róża. Na tyle specyficzna, że nie sposób ich ze sobą pomylić — zadrżałam, słysząc jego szept. — Z pozoru niepowiązane ze sobą sprawy, czyż nie? Jakiś licealista, jakaś tancerka. Tu zaginięcie, tu brutalne morderstwo. Ale wiesz co? Jest coś, co nie daje mi spokoju.
Im dłużej owijał w bawełnę, tym ciężej oddychałam. Chryste, byłam przerażona. Nie spodziewałam się, że sprawa Jasona ujrzy jeszcze kiedyś światło dzienne. Nie brałam takiej opcji nawet pod uwagę.
— Znałaś obie ofiary — wykrztusił wreszcie cichym głosem. — Miriam, która miała zostać twoim zastępstwem na sztuce. Ta sama faworyzowana Miriam, którą dyrektor teatru wychwalał pod niebiosa, co zapewne trudno było znieść komuś, kto miał być gwiazdą tego wieczora, czy się mylę? Z drugiej zaś strony chłopak, który kilka lat prześladował cię w szkole — gwałtownie uniosłam na niego wzrok, nie wierząc, że w przeciągu dwóch dni do tego doszedł. — Wystarczyło jedynie podpytać kilka osób z waszego rocznika. Nelson nie był zbyt dyskretny, ale bardzo brutalny. Musiało się to niesamowicie mocno odbić na niczego winnej dziewczynie. Na tyle mocno, że od tamtej pory jej karta pacjenta stale rośnie. Próba przedawkowania leków nasennych, miesięczny pobyt w...

CZYTASZ
Marionetka
RomansaSztuka zakończyła się, a wszelkie maski opadły. Nie mogła już kłamać. Nie mogła już okłamywać siebie, że dalej jest piękna. Że niczym ta lalka w pięknej sukience pozbawiona jest wszelakiej skazy. Po burzy, z którą przyszło się Corze zmierzyć, nie p...