— Jak ty zostałaś baletnicą z zerową kondycją? — zapytał Louis z parsknięciem, kiedy wchodził po schodach.
Spojrzałam na niego spode łba, jednocześnie opierając się o barierkę. Właśnie zmierzaliśmy do wynajmowanego mieszkania Rose i Olivera, które znajdowało się na dziesiątym piętrze. I o ile zwykle nie miałam z tym żadnego problemu, tak w ten konkretny dzień musiała się zepsuć akurat winda.
To nie tak, że moja kondycja była słaba, bo zdecydowanie tak nie było. Problem leżał w tym, że te przeklęte wchodzenie po schodach zawsze stanowiło mój słaby punkt. Przysięgam, że mogłabym bez większej zadyszki przepłynąć cały Atlantyk, a i tak wejście na wyższe piętro wywoływałoby u mnie duszności.
— Zanieś mnie tam — poprosiłam błagalnie, kiedy zmęczona usiadłam na schodkach. Miałam już serdecznie dość.
— Zaraz kopa w dupę dostaniesz, to tam pofruniesz.
Z głośnym jękiem niewyrażającym nawet cienia mojego rzeczywistego zmęczenia rozłożyłam się na tych schodach niczym krowa na polu. Byłam tą przechadzką umordowana do takiego stopnia, że gdyby wszedł tu jakiś zamachowiec, to poprosiłabym go, by strzelił we mnie jako pierwszą. Nie nadawałam się do takich rzeczy.
Usłyszałam nad sobą głośne westchnienie, po których nastąpił dźwięk stawianych kroków.
— Ty wiesz, że my nie weszliśmy nawet na trzecie piętro? — zapytał, na co omal nie załkałam.
Czy gdybym teraz z całej siły uderzyła swoją głowę o schodek, to bym umarła czy się po prostu uszkodziła?
— Idź beze mnie. Ja poległam — mój głos był dość mocno przytłumiony, przez co nie wiedziałam, czy aby na pewno mnie zrozumiał.
Jego śmiech świadczył jednak o tym, że usłyszał.
— Co ty byś beze mnie zrobiła, Gumisiu? — zapytał, łapiąc mnie pod pachami.
Już z lepszym humorem przyległam do jego umięśnionego ciała. Z rozkosznym uśmiechem spojrzałam mu prosto w oczy, kiedy zgodnie z moją z prośbą wziął mnie na ręce. Aby było mi wygodniej, nogami otoczyłam jego talię, a kark objęłam ramionami. Tak to ja mogłam żyć.
W połowie drogi Louis stwierdził, że mam, cytuję, za duże dupsko jak na jego możliwości, przez co musiał mnie nieść na plecach. W żadnym wypadku mi to nie przeszkadzało. Mógłby mnie tam wnosić i w częściach. Najważniejszym dla mnie było, bym sama nie musiała zmuszać swoich bolących mięśni do tego typu wędrówek.
— Stresuję się — wyznałam mu, gdy wreszcie dotarliśmy na odpowiednie piętro. Musieliśmy zrobić minutową przerwę, bo Louis nie mógł złapać tchu.
— Przecież wiesz, Gumisiu, że ani Rose, ani Oliver nie są na ciebie źli. To nie twoja wina, że na świecie chodzą takie pojeby — Harris założył mi swoje ramię na szyję w geście wsparcia.
— Tak, ale... — Westchnęłam, patrząc na niego niepewnie. — Myślisz, że nie zauważą?
— Cora...
— Livia — przerwałam mu. — Nazywam się Livia.
Louis spojrzał na mnie ze smutkiem. Czasami i on nie potrafił być przy mnie dłużej sobą. Każdy się męczył w moim otoczeniu, co zauważyłam już dawno temu. Nic więc dziwnego, że po takim czasie i najbardziej radosny człowiek na świecie stawał się cieniem samego siebie. Prochem po wypalonej gwieździe.

CZYTASZ
Marionetka
RomanceSztuka zakończyła się, a wszelkie maski opadły. Nie mogła już kłamać. Nie mogła już okłamywać siebie, że dalej jest piękna. Że niczym ta lalka w pięknej sukience pozbawiona jest wszelakiej skazy. Po burzy, z którą przyszło się Corze zmierzyć, nie p...