19. Dany czas i nadzieja

280 15 9
                                    

20 kwietnia 2012

Dziś po raz pierwszy sam się poparzyłem.

Zazwyczaj to tata zgasza papierosy na moim ciele. Miejsce, na którym to robi, z reguły zależy od jego humoru. Zazwyczaj do tego wybiera ręce i nogi, ale jak ma gorszy dzień, zdarza mu się na mojej szyi lub buzi. Potem chodzę z takimi ogromnymi bąblami, które Ruby ma ochotę przebijać. Nie rozumie, że przez nie nie potrafię spać w nocy.

Ostatnio pokazałem je Gabrielowi. Trochę się wstydziłem, ale on sam zauważył, że dziwnie wyglądam. Powiedział wtedy, że jeżeli chcę, to może mi pomóc. Nie rozumiem go.

Boję się spać, bo mam wrażenie, że tata wreszcie przyjdzie w nocy i mnie zabije. Próbuję się modlić, żeby bać się trochę mniej, ale to nie mija.

U͟M͟R͟Ę͟.͟ ͟W͟I͟E͟M͟ ͟T͟O͟ ͟I͟ ͟C͟Z͟U͟J͟Ę͟

                                       ~*~

Nie wiem, w którym momencie z mojego gardła wydobył się nie szloch. Nie płacz. Nie łkanie. Nie wycie.

A krzyk. Krzyk tak głośny, przejmujący i straszny, że cały świat razem ze mną zaczął się rozpadać. Łzy z coraz większą mocą skapywały mi z brody, gdy dalej stałam w tym przeklętym pokoiku. Trzymając tę przeklętą fiolkę.

To, co mnie ogarnęło, nie było porównywalne z niczym. Żaden mój atak paniki, histerii czy agresji. Nigdy przedtem nie czułam tak wiele, by móc powiedzieć, że nie czuję absolutnie nic. Byłam tak oszołomiona, że nawet przeraźliwy ból klatki piersiowej sprawiał wrażenie, jak by nie dotykał mnie. Jak by należał do kogoś innego, co ja mogłam jedynie z boku biernie obserwować.

Nie wiem kiedy, nie wiem jak skończyłam na ziemi, niemal się dusząc. Autonatycznie ułożyłam dłonie płasko na drewnianej podłodze, byleby się nie przewrócić. W głowie cały czas próbowałam odtworzyć spojrzenie Gabriela, które jako ostatnie mi posłał, ale fizycznie nie byłam w stanie tego zrobić.

Za każdym razem, gdy tylko starałam się wspomnieniami wrócić do tego przeklętego biura, zamiast jego twarzy widziałam białą plamę. Nie potrafiłam sobie przypomnieć, jak wyglądał. Jak brzmiał jego głos. Jak specyficznie się uśmiechał, gdy był zły, a jak to robił, kiedy odczuwał realne rozbawienie.

— Cora?! — Krzyk Victora dobiegł do mnie jak z oddali. — Ej, patrz na mnie, słyszysz?!

— G- go tu nie-ie ma! — krzyczałam jak w transie. Cała się trzęsłam w jego ramionach. — Vi- Victor, gdzie on-n je- est?!

Widziałam w oczach Daviesa czyste przerażenie, kiedy na mnie patrzył. I bynajmniej nie było one całkowicie spowodowane tajemniczym zniknięciem Gabriela oraz oznakami tego, iż chciał... zamierzał się skrzywdzić. Go przerażało to, co się ze mną działo.

W tej jednej rzeczy Naomi miała rację. Victor sądził, że moim odreagowaniem na cały stres było płakanie i brak apetytu. Nie przygotował się na ewentualność, w której musiał mierzyć się z czymś, co wyglądało na stracone. Na zniszczone.

Victor nie umiał mnie uspokoić. Żadne wypływające z jego ust słowo nie dało mi ni cząstki ukojenie. Czułam się tam całkowicie sama. Pozostawiona na pastwę swojego strachu.

MarionetkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz