11. Pęknięte lustro

308 10 18
                                    

!W rozdziale występują sceny samookaleczenia się i sceny przemocy. Jeśli nie jesteś na siłach, nie czytaj go!

Z zalążkiem uśmiechu obserwował znajdującą się kilkanaście metrów dalej dziewczynę.

Nawet z takiej odległości był w stanie dostrzec, jak poddenerwowana była. Z tym swoim jakże uroczym zakłopotaniem rozglądała się po całej okolicy w poszukiwaniu Victora. Nerwowo przeczesywała pofalowane włosy, które w ten wietrzny dzień lawirowały w powietrzu. Wyglądała absolutnie przepięknie. Doskonale.

Nie wiedział, co jej widok w nim poruszył. Bez wątpienia marnie wypadały mu próby wyparcia tej niecodziennej ekscytacji, kiedy znajdowała się blisko. Cała ona wywoływała w nim tak wiele emocji, że nie sposób było je zignorować. Zapatrzony w jej czarne obcasy na platformie i białe podkolanówki zdecydowanie myślał o rzeczach, o których nie powinien pomyśleć, mając przed sobą siedemnastolatkę. Zdawał sobie z tego sprawę.

Z drugiej zaś strony... ta złość. Ta potworna wściekłość nie dawała mu ani chwili spokoju. Sama myśl o tym, że tego dnia miała spotkać się z jego kuzynem, skutecznie wydobywała z niego to, co powinno zostać w nim ukryte. Przynamniej przy Livianie.

Nie był na tyle głupi, by okłamywać siebie. Zdawał sobie sprawę, że jest o nią piekielnie zazdrosny. A zachłyśnięcie się tym uczuciem mogłoby przynieść wiele przykrości innym. Szczególnie chłopakowi, który właśnie wlepił rozanielone spojrzenie w coś, co nigdy nie miało należeć do niego.

Wbrew swoim rządzom Gabriel uśmiechnął się. Wpatrując się uważnie w rozmawiającą parę, rozmyślał o tym, z jaką łatwością mógłby zrujnować im ten wieczór. I nie chodziło mu o tyle co sprawienie im przykrości, nie. Bowiem on lubił myśleć. Lubił dochodzić do tego, jak całkowicie zawładnąć czyimś umysłem. Lubił wyzwania, a tym niezaprzeczalnie było zdobycie niewinnego serca małej Liviany.

Gabriel: Pojechałaś z nim.

Uśmiech goszczący mu na wargach powiększył się. Wiedział, że odpisze. Była zbyt ciekawska i nieświadoma wielu spraw, by się od niego odciąć.

Cora: To chyba nie przestępstwo?

I znów to dziwne uczucie w jego klatce piersiowej. Nie musiała robić niczego znaczącego, aby pogłębiać uwielbienie, jakie do niej żywił. Zatrważającym było, z jaką łatwością owinęła go sobie wokół palca. Wystarczyłoby jedno proszę z jej ust, by padł przed nią na kolana. Zrobiłby dla niej absolutnie wszystko.

Gabriel: Zależy od punktu widzenia.

Cora: Chyba nie jesteś zły

Spojrzał na ulicę, którą nie tak dawno temu samochód Victora odjechał. Niewiele czasu zajęło mu wybranie taktyki na dzisiejszy wieczór.

Gabriel: Oczywiście, że nie. Dlaczego miałbym być zły o wyjście, które nie dojdzie do skutku?

Nie czekał na odpowiedź zwrotną. Nie dając po sobie niczego poznać, wyszedł ze swojego samochodu. Sekundę, może dwie przyglądał się konkretnym oknom, zastanawiając się, czy będzie dzisiaj musiał pobrudzić sobie ręce. A do tego, ma się rozumieć, nie chciał dopuścić. Zamierzał po załatwieniu tej sprawy udać się na rzekome przyjęcie Halloweenowe, a zacieranie za sobą śladów stanowiłoby poważne naruszenie jego planów.

Wejście na odpowiednie piętro nie zajęło mu zbyt wiele czasu. Na spokojnie nacisnął dzwonek, czekając, aż otworzy mu ona drzwi.

Uśmiech wstąpił na jego wargi, kiedy jej niemal czarne oczy rozszerzyły się do nienaturalnych rozmiarów. Wyglądała na przerażoną, co sprawiło mu niewyobrażalną radość. Wiedział już, że to spotkanie nie będzie należało do nudnych.

MarionetkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz